Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Rozrywka > Tajemnicza śmierć polskiego śpiewaka. To stało się nagle
Katarzyna Lendzion
Katarzyna Lendzion 03.03.2024 18:14

Tajemnicza śmierć polskiego śpiewaka. To stało się nagle

Polski śpiewak
TOMASZ RADZIK/East News, Canva/ Tajemnicza śmierć polskiego śpiewaka

Nie żyje jeden z największych polskich śpiewaków operowych. Znany był w całej Europie i występował na największych operowych scenach świata. Zmarł podczas podróży w niewyjaśnionych okolicznościach. Miał 55 lat. 

Zmarł jeden z najlepszych śpiewaków operowych w Polsce

Śpiewak operowy urodził się 28 maja 1968 roku w Warszawie. Jest absolwentem Liceum Muzycznego im. Karola Szymanowskiego w stolicy. Podjął prywatne lekcje śpiewu u renomowanej artystki operowej Jadwigi Dzikówny. W 1992 roku ukończył Konserwatorium w Sofii w Bułgarii z wyróżnieniem, zdobywając dyplom w klasie śpiewu operowego prowadzonej przez profesora Rusko Ruskova (1934-2015). 

Był bardzo utalentowanym, wrażliwym i serdecznym człowiekiem. Potrafił znaleźć czas dla każdego. Będzie mi brakowało jego czułego spojrzenia i naprawdę indywidualnego podejścia – dla Polskiej Agencji Prasowej powiedziała znajoma artysty, reżyserka Maria Marcinkiewicz-Górna. 

W 2023 roku podkreślał w wywiadzie z Gazeta.pl, że Bułgaria zajmuje specjalne miejsce w jego sercu.

Tomasz Komenda nie żyje. Miał 46 lat

Kim był zmarły śpiewak?

Zadebiutował w 1994 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie partią Alberta w ”Wertherze” Masseneta. Doskonalił swoje umiejętności pod okiem Alberto Zeddy w Accademia Rossiniana w Pésaro oraz w słynnej La Scali w Mediolanie. Był tam uczniem Carlo Bergonziego. Śpiewał baritonem, a w jego stałym repertuarze znajdowało się aż 45 oper. Wyróżniał się zwłaszcza w roli Escamilla w "Carmen" Georgesa Bizeta oraz jako Sharpless w "Madame Butterfly" Giacomo Pucciniego.

Był wybitnym talentem, o pięknym lirycznym głosie, a ponadto człowiekiem niezwykle skromnym i sympatycznym, przez co bardzo lubianym. Jego śmierć jest zdecydowanie przedwczesna – powiedział Jacek Marczyński, krytyk "Rzeczpospolitej" dla PAP-u.

Nie żyje Marcin Bronikowski

Marcin Bronikowski był utalentowanym śpiewakiem operowym i podróżnikiem. Zmarł niespodziewanie 29 lutego podczas podróży do Albanii. Miał 55 lat. Był synem Adama Bronikowskiego, jednego z najbardziej znanych telewizyjnych dziennikarzy ekonomicznych, który pracował w “Dzienniku Telewizyjnym”.

Należał do nowego pokolenia śpiewaków, którzy wykorzystali swoją szansę w nowej rzeczywistości po 1989 roku. Kształcił się za granicą i tam też zdobywał swoje pierwsze nagrody. Był śpiewakiem nowej generacji, który występuje gościnnie na wielu scenach, ich liczba w jego przypadku jest imponująca – podkreślił Marczyński w PAP-ie.

Bronikowski specjalizował się w lirycznych partiach belcanta. Występował na największych operowych scenach świata, m.in. Gran Teatro La Fenice w Wenecji, Deutsche Oper w Berlinie, Bayerische Staatsoper w Monachium, Narodowej Operze w Atenach czy Narodowej Operze w Szanghaju. Jako pierwszy polski baryton zadebiutował w 2000 roku w Królewskiej Operze Covent Garden w Londynie. Wykonał wtedy partię Dandiniego w "Kopciuszku" Rossiniego. W 2004 roku po raz pierwszy wystąpił w słynnej mediolańskiej La Scali jako Escamillo w "Carmen" Bizeta.

Informację o śmierci Marcina Bronikowskiego przekazała jego żona, Mairit Mitt-Bronikowska.  

Z niezwykle ciężkim sercem informuję, że mój ukochany mąż, fantastyczny ojciec, świetny piosenkarz i lojalny przyjaciel zmarł w czwartek. Zawsze będziemy cię kochać — napisała w mediach społecznościowych.

Marcin Bronikowski
Marcin Bronikowski w 2016 roku (fot. TOMASZ RADZIK/East News)

Źródło: PAP, Gazeta.pl

Powiązane
Reksio
QUIZ. Kultowe bajki z czasów PRL. Tylko najlepsi zdobędą chociaż osiem punktów