Szumlewicz: Pranie brudów w domu Lewicy
Stosowanie podwójnych standardów przez czołowych polityków Lewicy nie tylko jest naganne moralnie, ale przede wszystkim odbiera im wiarygodność. Skoro bowiem milczą w sprawie nagannych praktyk swoich liderów, to znaczy, że ich walka z nepotyzmem, mobbingiem, łamaniem procedur, omijaniem statutów jest wynikiem politycznej kalkulacji, a nie ideowego zaangażowania. Dzisiaj wskazują patologie w obrębie Kościoła czy PiS-u, ale gdy zajdzie potrzeba, zawsze mogą zmienić front i rozszerzyć pojęcie „własnego gniazda”. Zresztą część z nich już to robi, z uśmiechem przytakując prowadzącym w TVP Info. Nie idź tą drogą, Lewico. Jak mawiał klasyk, warto być przyzwoitym.
Kilkanaście dni temu Włodzimierz Czarzasty pokazał, że potrafi przebić Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Terleckiego w lekceważeniu procedur i zamykaniu ust oponentom. Tuż przed spotkaniem zarządu swojej partii zawiesił członkostwo sześciu jego członków, twierdząc, że brutalnie złamali statut ugrupowania. Na czym polegało złamanie statutu? Na medialnych doniesieniach, że mają oni inną wizję przyszłości partii niż Czarzasty. Lider ugrupowania nie tylko ich zawiesił, ale nawet odmówił dyskusji z nimi. Następnie przeniósł posiedzenie zarządu w inne miejsce niż pierwotnie ustalone, a gdy zobaczył, że zawieszeni również pojawili się na miejscu, ponownie zmienił salę obrad, wezwał ochronę i zamknął drzwi na klucz. Wtedy zarządził głosowanie w sprawie swojej wizji zjednoczenia SLD z Wiosną, a gdy je przegrał, zawiesił kolejnych dwóch członków zarządu i wyprosił ich z sali. W kolejnym kroku dokonał reasumpcji głosowania i obwieścił publicznie, że wszystko dokonało się zgodnie z planem. W międzyczasie okrojony przez wodza zarząd przyklepał jego decyzję o zawieszeniu nieposłusznej części władz partii. Gdy zawieszeni zażądali zebrania szerszych ciał statutowych partii, by oceniły postępowanie Czarzastego, ten dekretem odmówił. Wkrótce potem Czarzasty ruszył do mediów i zaczął tłumaczyć, że „sprawy wewnętrzne partii będą załatwiane wewnątrz partii”, a Anna Maria Żukowska oświadczyła, że „w polityce liczy się skuteczność, a nie styl, to nie gimnastyka artystyczna”.
Przykłady osób i organizacji, które działają w ten sposób, można mnożyć. Najczęściej tego typu argumenty pojawiają się u najwyższych oficjeli Kościoła. Kler katolicki od setek lat sprzeciwia się jakiejkolwiek transparentności, stawiając się ponad świeckim prawem, debatą publiczną, demokratyczną wolą. Gdy ktoś wskazuje na ukrywanie pedofilów w obrębie Kościoła lub na brak transparentności finansowej, kler odmawia ujawnienia dokumentów, powołując się na swój autorytet i autonomię. Władze kościelne każdorazowo dają do zrozumienia, że same potrafią zwalczyć patologie i nie potrzebują żadnych zewnętrznych instancji. Fundamentalna reguła „prania brudów we własnym domu” obowiązuje wszystkich papieży i większość parafii. Ukrywanie patologii jest częścią doktryny kościelnej, ale też watykańskie władze wiedzą, że ujawnienie olbrzymiej skali patologii odbiłoby się negatywnie na pozycji Kościoła w społeczeństwie i utrudniłoby realizację jego misji.
Jak rozumieć tłumaczenia Czarzastego i Żukowskiej? Poza tymi, których użyli, jest jeszcze kilka nośnych określeń, które je opisują: „tylko nie mów nikomu”, „brudy pierze się we własnym domu”, „nie kala się własnego gniazda”, „cel uświęca środki”. Wszystkie te sentencje obrazują sposób postępowania manipulatorów, mobberów, dyktatorów; wszystkie są używane w celu ukrycia przez nich swoich nieetycznych/bezprawnych/źle odbieranych działań.
W obecnym sporze w obrębie klubu Lewicy sytuacja jest identyczna. Czarzasty łamie wszystkie możliwie zasady demokratycznej partii, omija statuty i regulaminy, zakulisowo szczuje przeciwko oponentom, powtarza głosowania, nasyła ochronę na przeciwników. Niewątpliwie są to zachowania naganne, kompromitujące i nie do usprawiedliwienia. Ale w całym tym sporze największym problemem nie jest postępowanie Czarzastego. On robi to, na co mu pozwala partia i jej koalicjanci. Sam Czarzasty, podobnie jak i Żukowska czy Marek Dyduch, z pewnością siebie godną Sławoja Leszka Głodzia czy Marka Jędraszewskiego, powtarza, że będzie robił, co chce, bo mu wolno. Trudno się dziwić – traktuje partię jak swój folwark. Znacznie bardziej szokuje, że w tej sprawie milczy Robert Biedroń, Krzysztof Śmiszek, Adrian Zandberg, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk czy Marcelina Zawisza. Na co dzień są w pierwszym rzędzie walki z klerem, Ordo Iuris, PiS-em, Solidarną Polską, a gdy ich szef postępuje nagannie, powtarzają jak w hipnozie, że działania Czarzastego „to wewnętrzna sprawa partii”, albo unikają komentarza, czekając aż temat się wyciszy. Zresztą tak się dzieje nie pierwszy raz. Gdy Czarzasty obrażał Gabrielę Morawską-Stanecką, nagle wśród posłanek Razem, SLD i Wiosny zapanowała zadziwiająca cisza. Nikt nie potrafił skrytykować lidera, gdy ten pozwalał sobie na wypowiedzi godne Janusza Kowalskiego czy Marka Suskiego. Najwyraźniej wspólnie uznano, że to wewnętrzna sprawa partii. Niedawno Czarzasty po raz kolejny błysnął, zwracając uwagę posłance PiS, która na obrady przyszła z małym dzieckiem, że jego płacz przeszkadza w obradach. Kilka miesięcy wcześniej Marcelina Zawisza w mediach społecznościowych chwaliła się swoim zdjęciem z niemowlęciem w sejmowych ławach. Do dzisiaj zachowania Czarzastego nie skomentowała żadna polityczka Razem. Najwyraźniej uznano, że to wewnętrzna sprawa klubu.
Podobnie funkcjonuje wiele organizacji pozarządowych. Gdy pracowałem w Ogólnopolskim Porozumieniu Związków Zawodowych i zacząłem zadawać pytania odnośnie sposobu wydawania pieniędzy, umów zawieranych w centrali, układów centrali z władzą państwową, ruszyła nagonka na mnie, w której używano najbardziej brutalnych, nieuczciwych metod. Łamano procedury, omijano statuty, zmieniano z dnia na dzień wewnętrzne regulaminy, ustawiano głosowania, zastraszano ludzi. Gdy podjąłem walkę o swoje prawa, nawet część osób przychylnie do mnie nastawionych powtarzała, że mnie ceni, ale sprawy wewnętrzne związku należy rozwiązywać w obrębie związku. Walcz o swoje, tylko nie mów nikomu. Zresztą takie stanowisko w tamtej sprawie przyjęli też obecni liderzy parlamentarnej Lewicy. Ze względu na wieloletni układ z OPZZ, politycy Lewicy przezornie milczeli.
Jedną z ważnych zasad każdej wiarygodnej organizacji jest stosowanie tych samych zasad wobec innych podmiotów i siebie. Podwójne standardy w polityce podważają zaufanie. Akceptacja przez polityków Lewicy działań Włodzimierza Czarzastego to wzorcowy przykład dorabiania ideologii do usprawiedliwienia nagannych praktyk. Taka postawa odbiera Lewicy wiarygodność w jej walce z patologiami w obrębie partii rządzącej czy Kościoła. Trudno, aby złodziej był twarzą kampanii w walce z kradzieżami.
Na tych samych mechanizmach opiera się Prawo i Sprawiedliwość. Ma swoją wizję kraju i bezwzględnie ją realizuje. Gdy opozycja wskazuje na marnotrawstwo środków publicznych, nepotyzm, wykorzystywanie prokuratury do celów partyjnych, krycie najbardziej skompromitowanych polityków – PiS nigdy się nie cofa. Władza jest bezwzględnie lojalna wobec swoich ludzi, których chroni, a gdy niewygodni dziennikarze, związkowcy, działacze społeczni zaczynają drążyć temat, cały aparat państwowej propagandy zniechęca ich, zastrasza, kompromituje, wykorzystując podporządkowane sobie media, a często też policję i prokuraturę.