Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Szumlewicz: Pogardzana budżetówka
Piotr Szumlewicz
Piotr Szumlewicz 19.03.2022 09:07

Szumlewicz: Pogardzana budżetówka

publicystyka (1)
ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Wszystko to ma miejsce w czasie epidemii, z którą Polska sobie radzi prawie najgorzej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Ochrona zdrowia w naszym kraju jest coraz bardziej niewydolna, odsetek nadwymiarowych zgonów należy do najwyższych w UE, nie ma systemu rehabilitacji dla osób, które ciężko przeszły koronawirusa, zbliża się kolejna fala wirusa, o czym rząd wie i nie podejmuje żadnych działań, by jej przeciwdziałać. Przede wszystkim jednak, w kontekście polityki płacowej, kluczowe jest to, że wiele instytucji publicznych otrzymało nowe kompetencje, nie dostając dodatkowych środków finansowych. Pracownicy socjalni, pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, pracownicy Poczty Polskiej, pracownicy medyczni podczas epidemii dostali mnóstwo nowych zadań, będąc w centrum walki ze śmiertelnym wirusem. Co na to rząd? Postanowił zaproponować podwyżkę płac w budżetówce o 0%, co, biorąc pod uwagę wzrost inflacji o ponad 5%, oznaczałoby radykalną obniżkę realnych wynagrodzeń.

Po drugie, na chwilę obecną rząd wcale nie proponuje 12%, tylko 7,8%. Trudno w tym kontekście pojąć, dlaczego liderzy Solidarności twierdzą, że ich oczekiwania są już „prawie” spełnione.

Konkludując, rząd Mateusza Morawieckiego bardzo dba o siebie i swoich nominatów, natomiast lekceważy pracowników podległych sobie urzędów i ucieka od odpowiedzialności za ich pogarszającą się sytuację. Tu nie ma miejsca na złudzenia. Dlatego rosnąca liczba sporów zbiorowych i akcji protestacyjnych ostatecznie nie jest skierowana przeciwko kierownikom publicznych placówek, ale przede wszystkim przeciwko rządowi. Bez przegnania PiS-owskiej władzy nie dojdzie do dobrej zmiany na rynku pracy.

Po trzecie, rząd w ogóle nie rozmawia z Solidarnością czy OPZZ o podwyżce płac dla wszystkich pracowników budżetówki, tylko o zwiększeniu funduszu płac. Oznacza to, że wzrosnąć ma łączna suma środków przeznaczonych na pensje dla pracowników, a żaden pracownik nie może mieć gwarancji realnej podwyżki. W ten sposób władza może przeznaczyć środki tak, by spacyfikować najgroźniejsze skupiska protestu tudzież podnieść płace branżom, gdzie ma najwyższe poparcie. Przykładowo, rząd już przedstawił konkretne obietnice dla policjantów. Nic nie wiadomo o konkretnych podwyżkach dla pracowników sądownictwa, ZUS czy KAS. Mamy więc do czynienia z nierównościami między pracownikami poszczególnych zawodów i możliwością wygrywania jednych branż przeciwko innym. Podwyżka funduszu płac bez obligatoryjnego wzrostu pensji dla wszystkich pracowników umożliwia też arbitralne podnoszenie płac nominatom władzy i ich zamrażanie wszystkim pozostałym. Warto pamiętać, że ten mechanizm ma miejsce od wielu lat, co doprowadziło do sytuacji, że w Polsce zdarzają się bardzo duże nierówności płacowe między pracownikami o tym samym zakresie obowiązków.

Po pierwsze, trudno zrozumieć, dlaczego pracownicy ZUS, sądów czy Centrum Powiadamiania Ratunkowego mają mieć podwyżkę 12%, a nie 60%, tym bardziej, że zarobki wielu z nich tylko nieznacznie przekraczają poziom płacy minimalnej.

Po czwarte, w Polsce wiele kluczowych zawodów, finansowanych przez państwo nie jest zaliczanych do sfery budżetowych. Dotyczy to chociażby ochrony zdrowia, szkolnictwa czy pomocy społecznej. Środki dla pracowników tych zawodów pochodzą z podatków, ale płace nie są przedmiotem rozmów między stroną związkową i władzami państwa. Tymczasem to przecież decyzje władz centralnych mają bezpośredni wpływ na płace nauczycieli czy pracowników socjalnych. Przykładowo planowana przez rząd obniżka podatku PIT bardzo mocno uderzy w samorządy i ich pracowników. Odpowiedzialność za ewentualne cięcia, obniżki i zwolnienia rząd przeniesie na władze samorządowe, choć to władze centralne mają bezpośredni wpływ na to, ile środków jest wypłacanych pracownikom samorządowym.

Władza bardzo ostro przystąpiła do podnoszenia płac w sferze budżetowej i w spółkach skarbu państwa. Niestety skupiła się wyłącznie sama na sobie. Marszałkowie Sejmu i Senatu otrzymali po 75% podwyżki, posłowie, samorządowcy i wiceministrowie po 60, prezydent, premier, ministrowie, prezesi NIK i IPN – po 40%. Dodatkowo prezesi spółek skarbu państwa mają mieć pensje wyższe o 10 tys. zł miesięcznie. Radykalnie wzrosły też środki na biura poselskie i na kluby parlamentarne. Krótko mówiąc, władza zafundowała sobie gigantyczny wzrost uposażeń, argumentując, że od lat nie miała podwyżek, a zarobki na poziomie 9 tys. zł brutto narażają na… korupcję.

Po kilku tygodniach rząd postanowił porozmawiać o wynagrodzeniach w budżetówce z podporządkowaną sobie Solidarnością. Wkrótce potem Piotr Duda tryumfalnie ogłosił, że władza jest bliska spełnienia celu oczekiwanego przez związek, czyli podwyżki płac o 12%. Podobny postulat miały OPZZ i FZZ. Niestety powodów do radości brak i większość pracowników sfery budżetowej nie może mieć pewności, że otrzyma jakąkolwiek podwyżkę.

Trwają rozmowy wokół podwyżki płac w sferze budżetowej na przyszły rok. Związkowa Alternatywa proponuje 60% podwyżki. Rząd zaproponował 0%, a teraz próbuje uspokoić największe centrale związkowe wzrostem funduszu płac o kilka procent.

Inną formą pozbywania się przez rząd odpowiedzialności za antypracowniczą politykę jest przyjęta w Polsce definicja pracodawcy. Otóż formalnie nauczyciele wchodzą w spór zbiorowy nie z ministerstwem edukacji, tylko z władzami swojej szkoły. Jest tak, chociaż o wysokości pensji pracowników szkolnictwa nie decyduje dyrektor, lecz władze państwowe. Podobnie pracodawcą w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych jest prezes ZUS, chociaż środki dla Zakładu pochodzą od rządu i to on odpowiada za wysokość płac.

Zgodnie z ostatnimi danymi Głównego Urzędu Statystycznego inflacja w Polsce wynosi aż 5,4% i jest najwyższa w Unii Europejskiej. Na dodatek rząd przyznaje, że w najbliższych miesiącach mają nastąpić znaczne podwyżki prądu, co może oznaczać jeszcze wyższy niż obecnie wzrost cen.

Powiązane
Reksio
QUIZ. Kultowe bajki z czasów PRL. Tylko najlepsi zdobędą chociaż osiem punktów