Śledztwo Gońca: Jak gwiazda Polsatu kazała zgwałcić Marysię. Mroczne tajemnice Królowej Życia [ODCINEK PIERWSZY]
Dagmara Kaźmierska w swoim burdelu lubiła ład i porządek. Za nieposłuszeństwo karała. 24-letnią Marysię pobiła, a później kazała zgwałcić. “Nie broniłam się, nie krzyczałam” - wspomni potem kobieta. “Ja tylko płakałam i płaczę nadal”.
W SKRÓCIE:
- Dagmara Kaźmierska dotąd o swojej przestępczej działalności sprzed lat opowiadała zdawkowo. Nic dziwnego: jej historia kryje mroczne tajemnice
- Działając w półświatku, zleciła m.in. zgwałcenie 24-letniej kobiety pracującej w agencji towarzyskiej. Wcześniej sama ją pobiła
- Pobita, zgwałcona i przymuszana do prostytucji Maria A. mierzyła się później z myślami samobójczymi
- Kobieta, pomimo choroby nowotworowej i przerzutów, była też zmuszana do korzystania z solarium
*imiona i nazwiska ofiar oraz niektórych postaci zostały zmienione
W Gońcu publikujemy pierwszą część naszego śledztwa na temat przestępczej działalności Dagmary Kaźmierskiej. To historia pełna przemocy, pogardy dla słabszych i czystego okrucieństwa.
Dziś Kaźmierska jest jedną z największych telewizyjnych gwiazd. Polsat zaprosił ją do kultowego "Tańca z gwiazdami” . W TV4 prowadzi serię pt. “Dagmara szuka męża”. Wcześniej w należącym do TVN-u kanale TTV była twarzą formatu ”Królowe życia”. Na Instagramie ma milion obserwujących. Trudno o przykład bardziej spektakularnej kariery w świecie polskich celebrytów.
W przestrzeni medialnej od lat pojawiały się niepokojące wzmianki o dawnych grzechach telewizyjnej gwiazdy: jej domniemanym udziale w zorganizowanej grupie przestępczej i zmuszaniu kobiet do prostytucji.
W swojej książce z 2021 r. “Prawdziwa historia Królowej Życia” Kaźmierska wspomina o tym bardzo pobieżnie. “Jeśli ktoś jest ciekawy szczegółów sprawy, są w dokumentach. Niech sobie jedzie do sądu i poczyta akta” - zachęca w niej gwiazda telewizji.
Pojechaliśmy i przeczytaliśmy.
Szybka akcja
Październik 2007 roku, Nysa. Maria A. pewnym krokiem zmierza w kierunku mercedesa SLK zaparkowanego koło dworca. Na tablicach czarnego samochodu widnieje charakterystyczny ciąg liter, układający się w napis: "CONAN”. Po latach czytelnicy portali piszących o show-biznesie będą wiedzieli, że to imię syna Dagmary Kaźmierskiej.
Wtedy, blisko 17 lat temu, Marysia odbiera to po prostu jako drobny przejaw luksusu ludzi, z którymi dotąd nigdy nie miała styczności.
Ma 24 lata. Jest jedną z dziewięciorga rodzeństwa wychowanego przez samotną matkę. Jej ojciec umarł, gdy miała pięć lat. Sama zaszła w ciążę, gdy nie była jeszcze pełnoletnia. Uczyła się wtedy w szkole ogrodniczej i chcąc zabezpieczyć przyszłość swoją i dziecka, wzięła ślub z 30 lat starszym od siebie wdowcem. Ale nie wiedziała, że Ryszard pije, zorientowała się po roku małżeństwa. W tym czasie słyszy też dramatyczną diagnozę: lekarze odkrywają, że ma nowotwór.
Ryszard będzie ją bił tak długo, aż za znęcanie się dostanie rok więzienia w zawieszeniu. "Zostałam bez pieniędzy na zimę. Mąż nie dał nam nic. Chciałam, żeby syn miał, co trzeba do szkoły, na zimę" - tak w sądzie wytłumaczy, dlaczego tamtego dnia poszła w stronę czarnego samochodu. W rozmowie z biegłą psycholog doda, że była zrozpaczona. To miała być szybka akcja. Chciała zarobić 1-1,5 tys. zł, a zaraz potem z tym skończyć.
Wiedziała, że jedzie do Kłodzka zarabiać jako prostytutka. O tym, dla kogo będzie pracować, dowie się później.
“Heidi” przy ósemce
2007 rok. 32-letnia Dagmara Kaźmierska (z domu Śliwa) jest stręczycielką z kilkuletnim stażem. Przestępczą karierę zaczynała od prowadzenia domu publicznego "Tora" w centrum Kłodzka. Po pewnym czasie agencję przeniosła za rogatki Kłodzka, do zajazdu w Szalejowie Dolnym. Agencja towarzyska na tysiąc metrów kwadratowych w takim miejscu to samograj. Teraz przybytek nazywa się “Haidi” - ponoć od jakiejś niemieckiej piosenki. Po starej agencji pozostaje na pamiątkę jej nazwa w rejestracji mercedesa, którym jeździ Dagmara.
Posesja leży niecałe sto kroków od krajowej ósemki - jednej z największych magistrali TIR w Polsce. Klientów, których nie skuszą reklamy w CB radio, można łapać na wielkim CPN, z którym agencja graniczy płotem.
Ochronę obiektu zapewnia otoczka, jaką wytworzył wokół siebie partner Kaźmierskiej, lokalny bandyta, podejrzewany o zabójstwo. W tamtych stronach wszyscy się go boją. Nie zmienia tego fakt, że wówczas mężczyzna przebywa w zakładzie karnym.
"Przy Pawle czułam się jak królowa. Podobała mi się jego męska siła, imponowało mi to, że kiedy wchodziliśmy do knajpy, milkły nawet szepty. Bez jego wiedzy nic nie miało prawa wydarzyć się w Kłodzku i okolicach (...) Był u nas królem, ale do rządzenia rękę miał ciężką. Wszyscy się go bali" - opowie w swojej autobiografii Kaźmierska, wyraźnie pozostająca pod jego urokiem.
W "Haidi” Kaźmierska chce udowodnić, że sama też z powodzeniem może odnaleźć się w półświatku.
Pantera na mieczu
Mercedesem "D1 CONAN", którym Marysia gna z Nysy do Kłodzka, kieruje Henryk B. ps. Heniek - szkolny przyjaciel męża Dagmary. Przed dwoma laty zakończył odsiadkę za nękanie i zniszczenie mienia. Po wyjściu na wolność szybko znalazł zatrudnienie u Dagmary. W aktach sprawy Kaźmierskiej występuje jako ochroniarz, kierowca, księgowy oraz "łowca talentów". U osób, które go znały, wrażenie robi tatuaż, jaki nosi na ręku: kolorowa pantera owijającą się wokół miecza.
W drodze do "Haidi” Heniek ustala z Marysią stawki za usługi i zasadę dzielenia się opłatami z właścicielką. Już na miejscu kobieta poznaje m.in. Iwonę G., ps. Czarna, niską, czarnowłosą partnerkę “Heńka”. “Czarna” zwykle stoi za barem i prowadzi zeszyt zarobków: 160 zł za godzinę lub 130 zł za 30 minut.
Połowa z tej kwoty zawsze idzie dla Dagmary Kaźmierskiej, która zwykle pojawia się wczesnym rankiem, by wypłacić podwładnym ich część zarobku.
Marysi na pierwszą wypłatę udaje się zapracować jeszcze tego samego wieczoru. Od Dagmary słyszy, że jest ładna i może zarobić kupę pieniędzy. "Czułam, że inaczej mnie traktuje. Twierdziła, że inne dziewczyny to zwykłe kurwy. Ja byłam dobrze ubrana i zadbana. Nie przeklinałam, byłam grzeczna, nie piłam w ogóle alkoholu” - opowie Marysia podczas prokuratorskiego śledztwa.
Dagmara od razu dawała po sobie poznać, że nowa jest dla niej kimś ważnym i potrzebnym. „Daga” - tak mówili o niej wszyscy - któregoś dnia proponuje jej zorganizowanie wyjazdu do Austrii. Praca ta sama, tylko ceny w euro. Marysia rozumie to jako formę wyróżnienia.
Na co dzień Kaźmierska swoim podwładnym powtarzała, że mają robić z klientami to, “czego sobie zażyczą”. Czyli, jak wspomni w trakcie postępowania Marysia, “uprawiać z nimi seks w taki sposób, jaki chcą, bo przecież za to płacą”.
5 gramów na dobę
"Czułam się źle, czułam się brudna, miałam do siebie pretensje” - powie w swoich zeznaniach Marysia. Szybko zaczyna też tęsknić: za domem, synem, myśli też o powrocie do szkoły - liceum dla dorosłych. Żałuje, już nie chce być dłużej w tym miejscu.
Sprawę edukacji próbuje “rozwiązać” Henryk B. "Przywiózł mi zaświadczenie, twierdząc, że mogę je przedłożyć w szkole” - powie Marysia w czasie śledztwa, pokazując śledczym świstek sfałszowanego zwolnienia lekarskiego.
Praca u Dagmary trwa od 20 wieczorem do 5 nad ranem. Marysia “obsługuje” średnio pięciu mężczyzn dziennie. Ale wtedy radykalnie pogarsza się stan jej zdrowia. Nowotwór daje przerzuty z jajnika na nerkę. "[Pewnego dnia] w trakcie pracy, jak byłam zmęczona, w lokalu był Łukasz N., Jacek K. oraz barmanka. Oni pili wódkę. Jacek zobaczył, że jestem zmęczona i zapytał, czy chcę coś na wzmocnienie. Powiedziałam, że nie piję” - wspomni później Marysia.
Jacek K., który w agencji robił za “człowieka od wszystkiego”, wiedział o nowotworze Marysi. ”Nie chodzi o kielich” - wytłumaczył jej i wyciągnął saszetkę z białym proszkiem. Pierwszą działkę dał za darmo. Za kilka tygodni Marysia uzależni się od amfetaminy. W szczytowym momencie będzie brała 5 gramów amfetaminy na dobę sprzedawanej jej przez Jacka K. w cenie 100 zł. K. sprzedaje jej narkotyki za pół darmo. Towar bierze prosto z pobliskiej fabryki.
Narkotyki w “Haidi” to sprawa, co do której oceny sądu, samych pracownic i osób oskarżonych w procesie są rozbieżne. Kaźmierska twierdziła, że była ich gorącą przeciwniczką. Marysia, że ”Daga” sama nakłaniała dziewczyny do nałogu: "Nieraz mówiła, żeby przestały pić i żeby lepiej wzięły ekstazy lub spida. Ona jednak sama nigdy nie rozdawała tych tabletek".
"Dagmara oficjalnie zabroniła narkotyków w agencji, ale Jacek K. przywoził dziewczynom co chciały i ona o tym wiedziała. Jak któraś nie chciała wziąć, to dosypywano im to do alkoholu. Wtedy były bardziej seksowne” - czytamy w kolejnych, spójnych ze sobą zeznaniach Marysi.
Z nowotworem na solarium
Któregoś dnia Marysia jest tak zmęczona i odurzona narkotykami, że nie ma siły wstać z łóżka. Jednak wtedy na miejscu pojawiają się nowi klienci. "Do pokoju wszedł Ruski [jeden z "żołnierzy" Dagmary Kaźmierskiej - red.] i dał mi amfetaminę. Na siłę kazał mi to wciągnąć, choć ja nie chciałam. On dalej krzyczał, że mam to wziąć i iść do klientów, bo jak nie, to przyjedzie Krzysiek. W końcu wzięłam tę amfetaminę i poszłam do klientów" - opowiada w prokuraturze.
“Krzysztof” (jego danych sąd nie ustalił) pełnił rolę straszaka. Henryk B. zezna później, że każda z pracownic na początku zatrudnienia najpierw musiała odbyć z nim stosunek. Karą za odmowę pójścia z klientem miał być kolejny seks z Krzyśkiem. Odmów już później nie było.
Po sytuacji z przymusowym przyjęciem amfetaminy Marysia ma dość. Niespełna dwa miesiące po swoim pierwszym dniu w agencji decyduje się uciec. "Ktoś zobaczył, że chcę wyjść i zadzwonił po Dagmarę. Wtedy pierwszy raz mnie pobiła. Krzyczała, szarpała za włosy, biła z otwartej ręki, po brzuchu, ale tak, by nie zostawić śladów na twarzy. Jak skończyła, to syknęła, że jak odejdę, to i tak mnie znajdzie i wtedy pokaże mi, że nie jest tak słodziutka i milutka, na jaką wygląda”.
Marysia na razie rezygnuje z dalszych prób ucieczki.
W tym czasie przestaje być ulubienicą “Dagi”. Potem, wedle relacji Marysi, Kaźmierska miała bić ją regularnie, z czasem nawet bez konkretnych pretekstów. Czyli tak, jak inne kobiety. Prokuratorowi, w czasie jednego z przesłuchań, kobieta pokazuje długą, poprzeczną bliznę na kostce: "Ten ślad to po obcasie Dagmary. Kopnęła mnie, ale już nie pamiętam za co".
Dobrze za to pamięta, jak w pewnym momencie - pomimo wiedzy o jej chorobie nowotworowej - zaczęto zmuszać ją do opalania się w solarium. Miała dzięki temu "ładniej wyglądać". Śledczym wyzna: "Prawdopodobnie ten przerzut do nerki zawdzięczam Dagmarze. Ja się jej nie boję, bo w sumie mi obojętne, co ze mną będzie".
Kara
Pod koniec roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, Maria znajduje w końcu dogodny moment na ucieczkę. Jest zdeterminowana. "Wykorzystałam sytuację, że w klubie nie było nikogo. Szybko spakowałam się i zadzwoniłam po taksówkę. Pojechałam do Nysy" - wspomina. Maria wraca do domu, ale zupełnie się nie ukrywa.
Zniknięcie bez słowa swojej podopiecznej Kaźmierska traktuje jako zniewagę. Zgodnie z zapowiedzią, postanawia się zemścić. Ledwie kilka dni później nasłane przez “Dagę” karki namierzają Marię, pakują do auta i wiozą z powrotem do agencji.
Według zeznań kobiety, żadna z pracownic nie widziała awantury, która wybuchła zaraz po ich przyjeździe do “Haidi”. "Jak Dagmara krzyczała, to wszystkie dziewczyny siedziały pochowane w pokojach, bo nie chciały się jej pokazywać" - wyjaśni później podczas śledztwa.
"Dagmara krzyczała na mnie i biła mnie rękami po całym ciele. Mówiła, że kurwa to nie człowiek, że pozabija nas wszystkich, że nikt nam nie pomoże. Jak skończyła, Ruski chwycił mnie za szyję i zaczął mnie straszyć, że jak jeszcze raz ucieknę, to on się mną zajmie. Zostałam zaciągnięta do pokoju i zamknięta na klucz" - opowie śledczym kobieta, zanosząc się łzami.
“Krzysiu”, około 40-letni, obcy jej mężczyzna, zjawia się zaraz później. Ona leży wtedy poturbowana, przerażona.
Maria wspomina: "Był wysoki, szczupły, taki łajzowaty, niedomyty, ale uprzejmy. Powiedział, że ma na imię Krzysiu i nie chce mi zrobić krzywdy. Ale Dagmara powiedziała, że byłam niegrzeczna i dlatego on przyjechał ze mną porozmawiać".
Śledczym mówi, że mężczyzna nagle zaczął się rozbierać. “Podszedł i chyba od razu mi też kazał to zrobić. Nie pamiętam dokładnie, jak to było. Położył mnie na łóżku. Ręce kazał mi podnieść do góry i włożyć pomiędzy szczebelki łóżka. Nie potrafię powiedzieć, jak długo to trwało. W którymś momencie poddałam się i już się nie broniłam, nie krzyczałam. Byłam zrezygnowana. Potem on po prostu wstał i wyszedł" - w sali przesłuchań Maria prosi prokuratora o przerwę, z trudem starając się powstrzymać łzy.
Pamięta jeszcze, jak napastnik ubrał się i spokojnie wyszedł. Leżała wtedy nago, nie miała ochoty dłużej żyć.
"To jest kara" - na odchodne rzuciła do niej Kaźmierska.
Ucieczka
Według relacji kobiety, Dagmara Kaźmierska miała więzić ją jeszcze przez kilkanaście dni, wciąż przysyłając do niej klientów swojej agencji. “Jak potrzebowałam pieniędzy na narkotyki, to Dagmara zawsze mi je dawała. Na co innego mi odmawiała. Mówiła mi, że mam się ruchać, a nie brać pieniądze” - wspomni Marysia.
Początkowo, zaraz po ucieczce, członkowie gangu pilnują ją niemal nieustannie. Przejmują też jej telefon. Gdy ktoś próbuje się do niej dodzwonić, oni każą jej oddzwonić i przełączyć rozmowę na tryb głośnomówiący. Ma prawo telefonować tylko w ich obecności.
Kobiecie pomaga w końcu Jacek K., ten, który w agencji był “człowiekiem od wszystkiego”. Gdyby nie on, zerwanie z Kaźmierską byłoby niemożliwe. "Od samego początku mówił, że tam nie pasuję” - przypomina sobie Maria w trakcie przesłuchania. “Po pierwszej ucieczce poradził, żebym powoli zdobyła zaufanie Dagmary. Chodziło głównie o pokazywanie swojej inicjatywy, wychodzenie samej do klienta, nie siedzenie ze złą miną”.
Ta strategia okazuje się skuteczna. Z czasem ochrona traci czujność. Pewnego wieczoru Maria wybiega do samochodu podstawionego dla niej przez Jacka K. - i tym razem nie daje się złapać. Ale jeszcze długo, widząc rejestrację DKL (powiat kłodzki) będzie bać się, że to znów przyjechali po nią.
Wyrok
Wiosną 2009 r. funkcjonariusze policji rozbijają grupę prowadzącą agencję. W czasie sądowego procesu biegła uznaje zeznania Marii za w pełni wiarygodne. Do tej opinii przychyla się sąd. Lekarz odnotowuje u Marysi liczne objawy zespołu stresu pourazowego manifestujące się silnym lękiem, poczuciem zagrożenia i beznadziejności, trudnościami ze snem, powracającymi w snach wspomnieniami, koszmarami, wzmożoną czujnością i podejrzliwością.
"Mam do siebie tyle pretensji, poczucia winy, wstydu... Jak chciałam odejść, to wtedy mi nie pozwolono. I wtedy mnie gnębili. To okropne przeżycie, kiedy człowiek jest tak traktowany. Jeszcze ten gwałt… Miałam myśli samobójcze po ucieczce z agencji. Czasami śnią mi się koszmary. Płakałam i płaczę nadal" - mówiła Maria podczas rozmowy z biegłą.
Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżona Dagmara Kaźmierska kierowała wykonaniem czynu zabronionego, czyli zgwałcenia Marii A., co podkreślono w uzasadnieniu prawomocnego wyroku skazującego “Dagę” na łączną karę 3 lat pozbawienia wolności (wyrok dotyczył także m.in. sutenerstwa i przymuszania do prostytucji).
Chcieliśmy porozmawiać z Dagmarą Kaźmierską o tym, w jaki sposób traktowała swoje podwładne w agencji "Haidi". - Nie mam ochoty na wywiady - powiedziała i rzuciła słuchawką, nim nawet zdążyliśmy wymienić nazwisko Marysi.
[OD NACZELNEGO]
Portale należące do naszej grupy mediowej w ostatnich latach niejednokrotnie zwracały się do pani Dagmary Kaźmierskiej z prośbą o wywiady bądź krótkie wypowiedzi przed kamerą. Takich próśb w jej kierunku więcej nie będziemy kierować. Liczymy natomiast na szczerą rozmowę na temat szczegółów jej przestępczej działalności.
Janusz Schwertner, redaktor naczelny Goniec.pl