Prawie pół miliarda złotych dla ludzi PiS. Kaczyński ma problem z tłustymi kotami
Klub milionerów, tłuste koty - różnie mówi się na ludzi powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością, którzy w czasach rządów tej partii dorobili się ogromnego majątku w spółkach Skarbu Państwa. Partia Jarosława Kaczyńskiego, która do władzy doszła z hasłami "pokora, praca, umiar" rozsiadła się w państwowych spółkach i czerpie z tego wymierne korzyści.
Obietnice walki z nepotyzmem kontra rzeczywistość
Prawo i Sprawiedliwość podczas kampanii w 2015 roku obiecywało walkę z nepotyzmem i kolesiostwem, o które oskarżało rządzącą wcześniej koalicję PO-PSL. Beata Szydło mówiła nawet wtedy o Polsce w ruinie i przekonywała, że pora "żeby z polskiego rozwoju gospodarczego mogli czerpać wszyscy Polacy, a nie tylko wąska grupa wybranych". Okazało się jednak, że po dojściu PiS do władzy, w państwowych spółkach nastąpiła prawdziwa rewolucja i wymiana kadr.
Na początku rządów partii Jarosława Kaczyńskiego wydarzyło się bardzo wiele, ale najbardziej kontrowersyjną sprawą był spór wokół Trybunału Konstytucyjnego i obsadzenie tzw. sędziów-dublerów. W międzyczasie jednak Zjednoczona Prawica przygotowała i przyjęła nowelizację ustawy o służbie cywilnej, dzięki której urzędnicy na kierowniczych stanowiskach mogli być powoływani bez konkursu.
Przy wymianie kadr w służbie cywilnej, już wtedy miała miejsce także rewolucja w spółkach Skarbu Państwa. Według analizy Fundacji Batorego pt. "Przeciw korupcji", PiS w ciągu pięciu miesięcy od przejęcia władzy, wymieniło 96,9 proc. prezesów strategicznych podmiotów Skarbu Państwa.
Zgodnie z ustaleniami fundacji, umowy o pracę zrywano z dnia na dzień, a następców obsadzano bez konkursów. Konsekwencją takich działań było oczywiście wypłacanie zwalnianym odszkodowań i odpraw. Tylko w 2016 r. na ten cel przeznaczone miało zostać 45 mln zł z budżetu państwa. Fundacja Batorego już wtedy szacowała, że zatrudnienie w państwowych podmiotach znalazło około tysiąca osób powiązanych z obozem rządzącym.
Wymiana ministerstw i problem z ekspertami
Jednym z kroków PiS mających na celu zmianę systemu zarządzania spółkami Skarbu Państwa była likwidacja Ministerstwa Skarbu w 2017 roku, które odpowiadało za politykę kadrową w państwowych firmach. Był to przez PiS długo zapowiadany projekt, jednak po 3 latach się z niego wycofano i stworzono Ministerstwo Aktywów Państwowych , które choć nazywa się inaczej, to zadania ma dokładnie takie same, jak zlikwidowany wcześniej resort. Na jego czele stanął jeden z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, Jacek Sasin i to on miał opanować szerzące się kolesiostwo.
Utworzenie nowego ministerstwa niosło za sobą oczywiście określone konsekwencje. W lutym 2021 r. Wirtualna Polska informowała o kilkunastu dyrektorach resortu Sasina, którzy odnaleźli się w radach nadzorczych państwowych spółek. Nastąpiła więc kolejna wymiana kadr, jednak znowu beneficjentami okazywali się ludzie powiązani z PiS.
W 2020 r. Radosław Fogiel, ówczesny wicerzecznik PiS-u, przekonywał, że rządzący nie mogą pozwolić sobie na zatrudnianie w państwowych spółkach ekspertów, ponieważ nie chcą oni realizować programu partii. Zamiast tego więc postanowiono na ludzi oddanych władzy.
- Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku eksperckim, w kierunku otwartych konkursów. Wtedy do zarządów spółek trafiali eksperci z rynku, osoby z tytułami naukowymi. Problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce i o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie – mówił Fogiel w wywiadzie z RMF FM.
Tłuste koty ogromnym problemem PiS
Nepotyzm w państwowych spółkach okazał się dla PiS-u dużym problemem wizerunkowym i w związku z tym Jarosława Kaczyński w 2021 roku zapowiedział walkę z tym procederem. - Syndrom "tłustych kotów" to jest nepotyzm, który nie jest szeroki, ale my musimy to zmienić. Obowiązkiem tego kongresu jest, aby to zmienić – stwierdził Jarosław Kaczyński w lipcu 2021 r. podczas kongresu Prawa i Sprawiedliwości i przekonywał, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, to partia "nie wygra wyborów".
Prezes PiS zapowiedział wtedy specjalną uchwałę, zakazująca zasiadania w radach nadzorczych państwowych spółek osobom, które są skoligacone z członkami partii. Ostatecznie okazało się, że w następstwie decyzji Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiskami w publicznych spółkach pożegnało się "aż" 13 osób.
We wrześniu 2021 roku nastąpiło kolejne uderzenie w PiS. "Gazeta Wyborcza", Onet i Radio ZET opublikowały wyniki wspólnego śledztwa pt. "Partia i spółki". Analitycy prześwietlili ponad 5 tys. osób zasiadających na kierowniczych stanowiskach w ponad 400 spółkach państwowych. Okazało się, że przynajmniej 900 z nich jest w jakiś sposób powiązana z PiS.
Wspomniane redakcje opisały, jak Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro, Joachim Brudziński, Jacek Sasin czy Mariusz Błaszczak obsadzili spółki "swoimi" ludźmi. Wskazano, które osoby z władz państwowych koncernów są powiązane z wymienionymi politykami. Członkowie Zjednoczonej Prawicy na kolejne doniesienia mediów reagowali tak samo - wyśmiewali je lub mówili, jak było w czasach rządów PO-PSL. Rzecz w tym, że Beata Szydło w 2015 roku obiecywała, że po dojściu do władzy "Dobrej Zmiany" będzie to wyglądało inaczej.
Według wyliczeń dziennikarzy Wirtualnej Polski, we władzach 19 spółek z udziałem państwa zasiadało w ostatnich latach 152 ludzi powiązanych z PiS, którzy do końca 2022 roku mieli zarobić łącznie prawie 437 milionów złotych . 90 z nich, dzięki pensjom otrzymywanym w spółkach Skarbu Państwa zostało milionerami.
Wirtualna Polska przeanalizowała raporty 19 spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych, których akcjonariuszem jest Skarb Państwa i sprawdziła, kto w latach 2016-22 pełnił funkcje w ich władzach i ile zarobili w nich ludzie związani z partią rządzącą.
Tak prezentuje się pierwsza piątka osób w tym zestawieniu:
- Rekordzistą jest Michał Krupiński , były prezes PZU i Pekao SA oraz były szef rady nadzorczej Alior Banku, który zarobić miał 13 314 000 zł. Krupiński jest wieloletnim przyjacielem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, a za poprzednich rządów PiS pełnił funkcję wiceministra skarbu.
- Na drugim miejscu jest Bartłomiej Litwińczuk , dyrektor w Grupie PZU oraz członek rady nadzorczej Grupy Azoty. Na jego koncie w związku z pracą w państwowych spółkach miało znaleźć się 11 744 000 zł. Litwińczuk jest adwokatem. Reprezentował on m.in. Zbigniewa Ziobrę w procesach wytaczanych mediom.
- Kolejna pozycja należy do Macieja Rapkiewicza , członka zarządu PZU oraz byłego członka rady Alior Banku, który miał zarobić 11 467 000 zł. Mężczyzna jest prawnikiem. Jak pisze Wirtualna Polska, kiedyś zasiadał w zarządzie Stowarzyszenia Stop Korupcji, które miało być trampoliną do politycznej kariery Patryka Jakiego, oraz w zarządzie Fundacji Instytut Sobieskiego, która uważana jest za intelektualne zaplecze partii Jarosława Kaczyńskiego.
- Na czwartym miejscu znalazła się Aleksandra Agatowska z zarobkiem na poziomie 10 914 000 mln zł. Agatowska to dyrektorka w Grupie PZU i była członkini rady nadzorczej Alior Banku. Jest socjolożką i, jak wskazuje WP, według działaczy PiS-u i menadżerów związanych z PZU, jej pozycja w koncernie ma być związana z bliskim związkiem jej męża - Piotra Agatowskiego- z obozem rządzącym. Kiedyś był on głównym strategiem wyborczym i doradcą ds. marketingu politycznego prezydenta Andrzeja Dudy.
- Na piątym miejscu znalazł się z kolei Mieczysław Król , były wiceprezes PKO BP, który miał zarobić co najmniej 9 755 000 zł. Był on członkiem Porozumienia Centrum, czyli pierwszej partii braci Kaczyńskich.
Na dalszych miejscach w gronie "milionerów pis" znaleźli się jeszcze m.in.: M
ałgorzata Sadurska
, wieloletnia posłanka oraz minister z ramienia PiS, która zarobiła ponad 9,3 mln zł.
Daniel Obajtek
z ponad 7 mln zł zarobku.
Wojciech Jasiński
, który zakładał z braćmi Kaczyńskimi Porozumienie Centrum. Zarobił ponad 6,3 mln zł.
Ernest Bejda
, były szef CBA z powołania PiS zarobić miał ponad 4 mln zł.
Janusz Kowalski
, który zarobił w spółkach ponad 2,4 mln zł, czy
Janina Goss
, wieloletnia przyjaciółka Jarosława Kaczyńskiego.
Tłuste koty zaszkodzą PiS w kampanii?
Wysokie zarobki ludzi powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością w państwowych spółkach mogą okazać się dla partii Jarosława Kaczyńskiego dużym problemem w kampanii wyborczej przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Niedawno Koalicja Obywatelska rozpoczęła akcję pt. "aleja milionerów PiS" , za pomocą której politycy opozycji pokazują, jak ludzie powiązani z PiS wzbogacili się w czasie ich rządów. Bohaterami akcji są m.in. Daniel Obajtek, Patrycja Kotecka-Ziobro, Janina Goss czy Janusz Kowalski.
Sztabowcy Prawa i Sprawiedliwości chcieli nawet odpowiedzieć na inicjatywę KO za pomocą "drużyny afer Tuska", jednak ich akcja nie przyniosła chyba zamierzonego rezultatu i nie odbiła się w mediach takim echem. Politycy opozycji chcą piętnować nepotyzm w szeregach partii rządzącej i kształtować w ten sposób dyskusję w kampanii wyborczej. Dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku i marketingu politycznego, w rozmowie z redakcją Goniec.pl ocenił, że pomysł KO jest "świetny" i "bardzo obrazowy".
- Został stworzony polityczno-finansowy układ. W tym układzie można zostać milionerem, tylko trzeba spełnić kilka warunków . Trzeba być albo żoną ministra, albo przyjaciółką prezesa, albo zasłużonym przewodniczącym partyjnej młodzieżówki i można zarabiać ponad 100 tysięcy rocznie. [...] Nie może być tak, że w czasie, kiedy ludzie płacą gigantyczne rachunki za prąd, te pieniądze idą po prostu na wynagrodzenia PiS-owskich nominatów - mówił nam Arkadiusz Marchewka z Koalicji Obywatelskiej, jeden z inicjatorów akcji "aleja milionerów PiS".
Źródło: Goniec.pl/wp.pl/money.pl/Gazeta Wyborcza