Pochowali go, a on wrócił do mieszkania. Kuriozalna sytuacja na warszawskim Ursynowie
Sceny jak z filmu na warszawskim Ursynowie. Kilka miesięcy temu, w jednym z mieszkań odkryto zwłoki w stanie rozkładu. Wszyscy byli przekonani, że to ciało niewidzianego od pewnego czasu 60-letniego pana Jarosława. Szczątki mężczyzny pochowano. Jak się jednak okazało, pogrzebany okazał się jak najbardziej żywy, ponieważ wrócił, jak gdyby nic, do swojego mieszkania.
Pochowali go, a on wrócił do mieszkania
Kuriozalną sprawę opisała stołeczna "Gazeta Wyborcza". Seria niefortunnych zdarzeń rozpoczęła się w kwietni tego roku. Wówczas, zaniepokojeni nieprzyjemnym zapachem z jednego z mieszkań, lokatorzy ursynowskiego bloku, zaalarmowali policję. Funkcjonariusze, którzy weszli siłą do lokalu mieszkalnego, zastali tam rozkładające się ciało mężczyzny, oraz m.in. prawo jazdy 60-letniego właściciela lokalu - pana Jarosława.
O tragicznym odkryciu poinformowano wówczas także byłą żonę mężczyzny. Kobieta w rozmowie z warszawską "GW" oznajmiła, że po przyjechaniu na miejsce jeden z policjantów miał powiedzieć jej, że ciało jest w takim stanie, że ta "nie byłaby w stanie go rozpoznać". Była partnerka pana Jarosława poniechała próby identyfikacji. Robert Koniuszy, rzecznik mokotowskiej policji poinformował jednak, że tożsamość mężczyzny potwierdziła "osoba najbliższa dla denata".
Do pochówku 60-latka doszło miesiąc później, na początku maja 2022 r. ciało poddano kremacji, a następnie złożono w rodzinnej mogile.
Do mieszkania wrócił... pan Jarosław
Bliscy mężczyzny postanowili mieszkanie po 60-latku wystawić na sprzedaż. Pierwsze osoby nawet pojawiły się w celu obejrzenia lokalu. Historia mogłaby się tu zakończyć, jednak do mieszkania w czerwcu wrócił... pan Jarosław.
- Moje drzwi wyglądały jak po włamaniu i miałem do naprawy framugę. W środku było pusto, a panujący zapach był nie do zniesienia. Spotkałem kolegów, a ci patrzyli na mnie jak na ducha. Nie miałem pojęcia, co się stało, kiedy mnie nie było - powiedział "Wyborczej".
Jak się okazało, mężczyzna przebywał w areszcie za uchylanie się od obowiązku płacenia alimentów. Odbywał on tam karę pozbawienia wolności przez 100 dni. Klucze do mieszkania przekazał bezdomnemu koledze - Wojciechowi. To najprawdopodobniej zwłoki kolegi 60-latka spoczęły na warszawskim cmentarzu.
- Dla niektórych to zabawne, ale ja przeżyłem tragedię, bo zmarł mój przyjaciel. Pochowali go w grobie mojej rodziny i teraz muszę go przeprowadzić na cmentarz w Mrągowie. Da się to zrobić, ale na razie mnie na to nie stać - stwierdził 60-latek.
Bohater kuriozalnej historii "powrócił już do żywych" decyzją sądu. Formalności z tym związane zajęły 4 miesiące.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
-
Małopolska. Bus przewożący niepełnosprawne dzieci wypadł z drogi. Na miejscu wszystkie służby
-
Poważna kłótnia Wołodymyra Zełenskiego i Witalija Kliczko. Wszystko na oczach całego świata
-
Roszada w PiS. Poseł zrezygnował z mandatu. Jego miejsce ma zająć brat wicepremiera
Źródło: Gazeta Wyborcza