Izrael kontra Iran, czyli dokąd zmierza wojna cieni
Był luty 1979 roku. W Iranie nie opadł jeszcze porewolucyjny pył, gdy do Teheranu przybył pierwszy zagraniczny dygnitarz, jakiego powitała Islamska Republika. Na głowie miał charakterystyczną, czarno-białą palestyńską kefiję. Był to Yaser Arafat, przewodniczący Organizacji Wyzwolenia Palestyny, przyjechał wesprzeć dzieło ajatollaha Chomejniego. "Czy możecie uwierzyć" - miał zapytać - “że palestyńska rewolucja dokonała się w Iranie? Któż by uwierzył! Nastała nowa epoka”. W istocie, na Bliskim Wschodzie przyszło nowe - trwająca do dziś era wrogości irańsko-izraelskiej.
W SKRÓCIE:
- Przez lata Irańczycy określali swoją własną doktrynę militarną i w polityce zagraniczną mianem “strategicznej cierpliwości”
- Atak w Damaszku okazał się jednak z perspektywy Teheranu przekroczeniem Rubikonu
- Teraz jednak Iran tonuje nastroje. Korespondentka Al-Dżaziry w Teheranie cytuje irańskiego oficjela, który w państwowej telewizji powiedział, że “odpowiedź Teheranu już widzielismy”
- Także według źródeł wywiadowczych, na które powołuje się CNN, Iran nie zamierza odpowiadać na atak z czwartkowej nocy
Jej ostatnia odsłona miała miejsce zaledwie ostatniej nocy, gdy Izrael miał zaatakować Iran, prawdopodobnie przy użyciu dronów, czy dokładniej - kwadrokopterów. Data tego zdarzenia jest nader symboliczna - 19 kwietnia to urodziny rahbara, czyli politycznego i duchowego lidera Iranu, Alego Chameneiego.
O samym ataku wiemy jednak póki co bardzo niewiele. Izrael nie udzielił jeszcze żadnego oficjalnego komentarza, a cytowany przez agencję Reutersa irański oficjel powiedział, że wydarzenie jest rozpatrywane raczej pod kątem wewnętrznej infiltracji niż ataku z zewnątrz. Irańska państwowa agencja informacyjna IRNA zacytowała gen. bryg. Sijawasza Mihondusta, zwierzchnika armii w Isfahanie, który powiedział, że “obrona przeciwpowietrzna zestrzeliła podejrzane obiekty” i że nie wyrządziły one żadnych szkód.
Wybuchy miały być słyszane w jej północno-zachodniej części, gdzie znajduje się baza irańskiego lotnictwa (jednak, co istotne, nie Korpusu Strażników Rewolucji, a regularnej armii). Jej wyposażenie nie ma wielkiej wartości bojowej - znajduje się tam kilka eskadr myśliwców F-14 Tomcat, które w normalnych warunkach swoje miejsce znalazłyby raczej w muzeum.
Bardziej istotne jest pobliskie miasto Natanz i jego kompleks nuklearny. Międzynarodowa Agencja Atomowa podała już, że żaden z ośrodków jądrowych nie uległ uszkodzeniu. Bombardowanie Natanz nie miałoby zresztą większego sensu - podziemne tunele i bunkry są wydrążone tak głęboko wewnątrz gór Zagros, że nawet amerykańskie bomby penetrujące prawdopodobnie nie dałyby sobie z nimi rady (ich zasięg to 56 m wgłąb, a głębokość tuneli - 80 m). Według relacji uruchomione zostały także systemy obrony przeciwlotniczej w północno-zachodnim mieście Tabriz.
Przypomnijmy, co działo się wcześniej.
Atak Iranu na Izrael. Ekspert: to cyniczne wykorzystanie sytuacjiAtak Iranu na Izrael. Krok za daleko
1 kwietnia 2024 roku Izrael zaatakował irańską placówkę w Damaszku. Jak twierdzą Irańczycy - był to konsulat, zdaniem Izraelczyków zaś obiekt o przeznaczeniu militarnym. W ataku zginęło 16 osób, w tym 7 żołnierzy Korpusu Strażników Rewolucji (warto podkreślić, że używanie budynków misji dyplomatycznych do operacji wywiadowczych jest praktyką powszechną i podobnie w ambasadach amerykańskich czy brytyjskich “znajdziemy” funkcjonariuszy CIA czy MI6 - co nie czyni z nich uprawnionych celów militarnych).
Iran został więc dotknięty w dwójnasposób. Po pierwsze, stracił znaczącego człowieka. Gen. brygady Mohammad Reza Zahedi, bo o nim mowa, był wysokiej rangi dowódcą sił Al-Quds (nomen omen, po persku Jerozolima), skrzydła Korpusu Strażników odpowiadającego za operacje poza Iranem. To oficerowie Al-Quds zajmują się przeprowadzaniem tajnych operacji w regionie, współpracą z sojusznikami Iranu, jak Hezbollah, szmuglowaniem im broni. Zahedi w swojej karierze był m.in. dowódcą sił Quds w Iraku i Syrii, gdzie pomagał prezydentowi Baszarowi al-Asadowi w utrzymaniu się u władzy podczas wojny domowej. Poza nim zginęło dwóch innych generałów: zastępca Zahediego, Mohammad Hadi Hadż Rahimi, i Hosejn Aminollahi.
Po drugie, był to pierwszy raz w historii, gdy Izrael zaatakował irańską placówkę dyplomatyczną - a więc irańskie terytorium, które chroni Konwencja wiedeńska. Iran wyraźnie oczekiwał od społeczności międzynarodowej potępienia tego czynu.
Atak w Damaszku był dla Teheranu kroplą, która przelała czarę goryczy. Wymiana podobnych “uprzejmości” trwa od dawna i tylko zintensyfikowała się, odkąd 7 października Izrael został zaatakowany przez Hamas, a co Iran gorąco świętował. 27 grudnia 2023 roku w Syrii, pod Damaszkiem, zabity został generał Sejjed Razi Musawi, starszy doradca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Za jego śmiercią Musawiego mieli stać właśnie Izraelczycy, według których generał był zaangażowany w koordynowanie operacji i przemyt broni między Iranem, Irakiem, Syrią a Libanem, w którym trafiała ona do Hezbollahu - a więc był postacią podobnej rangi, co Zahedi.
Zabójstwo Musawiego potępił - określając je jako "strategiczny błąd, który nie pozostanie bez odpowiedzi" - Mohammad Hosejn Bagheri, szef sztabu irańskich sił zbrojnych. Uderzenie w Musawiego było pierwszym z dłuższej serii. Niespełna miesiąc później - prawdopodobnie również w wyniku izraelskiego ataku - w Syrii zginęło pięciu kolejnych oficerów Al-Quds. Na żaden z tych ataków Iran nie odpowiedział wprost.
Przez lata Irańczycy określali swoją własną doktrynę militarną i w polityce zagraniczną mianem “strategicznej cierpliwości”. Atak w Damaszku okazał się jednak z perspektywy Teheranu przekroczeniem Rubikonu. Sam ajatollah Ali Chamenei, duchowy i polityczny lider, miał stwierdzić, że czas odejść od strategicznej cierpliwości na rzecz bardziej aktywnego odstraszania.
“Irańska operacja była krystalicznie jasnym sygnałem dla Izraela i jego sojuszników, że zasady gry się zmieniły i od teraz, jeśli Izrael uderzy w jakiekolwiek irańskie cele lub zabije Irańczyków, zamierzamy uderzyć z siłą i ze swojego własnego terytorium. Czasy tajnych operacji i cierpliwości są za nami”, podsumował bliski irańskiemu reżimowi analityk Nasser Imani.
Relacje Iran-Izrael. Kwitnąca współpraca
Konflikt w różnej formie między Iranem a Izraelem trwa od dekad - a dokładnie od rewolucji w 1979 r., która obaliła rząd Mohammada Rezy Pahlawiego i ukonstytuowała Islamską Republikę.
Przedrewolucyjny Iran miał z Izraelem stosunki serdeczne. Był drugim muzułmańskim państwem po Turcji, która uznała państwo Izrael, gdy to powstało w 1948 roku. Po okresie krótkiego pogorszenia wzajemnych stosunków w czasach premiera Mosaddegha, Izrael otworzył swoją misję handlową w Teheranie, która operowała jako “de facto ambasada”. Współpraca między państwami kwitła. Izrael i Iran współpracowały ze sobą m.in. w kwestiach militarnych i bezpieczeństwa (jak trudno sobie to dzisiaj wyobrazić!), a irańska ropa szerokim strumieniem płynęła na izraelski rynek.
Wszystko zmieniło się, gdy do władzy doszedł radykalny duchowny ajatollah Ruhollah Chomejni ze swoją panislamistyczną wizją. Choć rewolucja wyniosła go do władzy w Iranie, kleryk, który w pogardzie miał państwa narodowe, nie zamierzał się tym zadowalać, a zamiast tego aspirował do nieformalnego przywództwa w całym świecie muzułmańskim. W samym regionie napotykał już jednak dwie przeszkody - Iran nie jest, jak większość sąsiadów, krajem arabskim, a dominującą w nim odmianą islamu jest szyizm, co także odróżniało go od sunnickich mocarstw.
Chomejni wziął na sztandar zatem sprawę palestyńską, próbując przenieść jej środek ciężkości z kwestii arabskiego nacjonalizmu do rzeczy kluczowej dla wszystkich muzułmanów. Zawsze stawać w obronie ciemiężonych - to jedno z kluczowych założeń rewolucji. Palestyna stała się modelowym wręcz przykładem muzułmanów uciśnionych pod butem wrogiego, antyislamskiego i antyludzkiego syjonistycznego reżimu. Tak zresztą Izrael zaczął funkcjonować w irańskiej debacie publicznej - jako “syjonistyczny reżim” lub “mały Szatan” (obok ”wielkiego Szatana”, którym stały się Stany Zjednoczone"). “Dziś Teheran, jutro Jerozolima".
W kolejnych latach po rewolucji Iran zaczął wspierać islamistyczne ruchy i bojówki w regionie, między innymi swojego najważniejszego sojusznika - libański Hezbollah, któremu w 1982 pomagał walczyć z Izraelem. Teheran finansował też i zbroił m.in. Islamski Dżihad, palestyńskie ugrupowanie operujące w Strefie Gazy. Od tamtego czasu między krajami toczyła się zimna wojna o różnym nasileniu - dokonywana przy pomocy sił proxy, skrytobójczych morderstw (Izrael ma na koncie zabójstwo pięciu irańskich naukowców nuklearnych), cyberataków.
Krótko po rewolucji, Chomejni ustanowił “Dzień Jerozolimy” - coroczne święto solidarności z Palestyńczykami i przeciwko izraelskiej okupacji. Tradycyjnie w tym dniu w Iranie odbywają się zgromadzenia, demonstracje, na ogół po piątkowych modlitwach. Święto wypada bowiem zawsze w ostatni piątek ramadanu. W tym roku był to 5 kwietnia, kilka dni po ataku na irański konsulat.
Izrael-Iran. Spirala dalszej eskalacji
Jak będzie rozwijać się sytuacja w regionie? Świat obawia się spirali eskalacji, a w konsekwencji - wybuchu otwartego, pełnoskalowego konfliktu, który mógłby pochłonąć cały region. Zarówno USA jako strategiczny sojusznik Izraela, jak i państwa europejskie, wzywały go, by po irańskim odwecie “wziął zwycięstwo” (99 proc. pocisków zostało strąconych) i powstrzymał się przed kolejnym uderzeniem.
Irański ostrzał był wyraźnie obliczony na to, by wysłać sygnał, ale nie eskalować sytuacji. Teheran zasygnalizował wtedy jasno - uznajemy sprawę za zakończoną, nasze pragnienie zemsty zostało zaspokojone. Modżtaba Zonnuri, wicemarszałek Madżlesu (irańskiego parlamentu) stwierdził podczas wtorkowego posiedzenia, że “operacja Korpusu Strażników Rewolucji wymierzona w izraelski reżim upokorzyła okupanta i jego sojuszników”. Gen. bryg. Mohammad Bagheri, szef sztabu irańskiej armii, powiedział, że “operacja przyniosła pełne rezultaty” i “nie ma intencji, by ją kontynuować”. Przynajmniej jak na razie. Bagheri przestrzegł też bowiem, że jeśli Iran zostanie zaatakowany przez Izrael na swojej własnej ziemi, “następna operacja będzie o wiele większa”.
Teraz Teheran tonuje jednak nastroje. Podsuwanie wersji wydarzeń o sabotażu i ataku z wewnątrz i niepotwierdzanie, jakoby za atakiem stał Izrael, to jasny sygnał, że Iran - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie jest zainteresowany braniem kolejnego odwetu. Jak wielokrotnie sygnalizowały władze Islamskiej Republiki, nie są zainteresowane wejściem w otwarty konflikt z Izraelem i jego sojusznikami.
Korespondentka Al-Dżaziry w Teheranie cytuje irańskiego oficjela, który w państwowej telewizji powiedział, że “odpowiedź Teheranu już widzieliśmy”. Także według źródeł wywiadowczych, na które powołuje się CNN, Iran nie zamierza odpowiadać na atak z czwartkowej nocy.