Wiadomosci.Goniec.pl > Świat > Izrael kontra Iran, czyli dokąd zmierza wojna cieni
Jagoda Grondecka
Jagoda Grondecka 18.04.2024 21:34

Izrael kontra Iran, czyli dokąd zmierza wojna cieni

Jerozolima
RONALDO SCHEMIDT/AFP/East News

Był luty 1979 roku. W Iranie nie opadł jeszcze porewolucyjny pył, gdy do Teheranu przybył pierwszy zagraniczny dygnitarz, jakiego powitała Islamska Republika. Na głowie miał charakterystyczną, czarno-białą palestyńską kefiję. Był to Yaser Arafat, przewodniczący Organizacji Wyzwolenia Palestyny, przyjechał wesprzeć dzieło ajatollaha Chomejniego. "Czy możecie uwierzyć" - miał zapytać - “że palestyńska rewolucja dokonała się w Iranie? Któż by uwierzył! Nastała nowa epoka”. W istocie, na Bliskim Wschodzie przyszło nowe - trwająca do dziś era wrogości irańsko-izraelskiej.
 

W SKRÓCIE:

  • Przez lata Irańczycy określali swoją własną doktrynę militarną i w polityce zagraniczną mianem “strategicznej cierpliwości” 
  • Atak w Damaszku okazał się jednak z perspektywy Teheranu przekroczeniem Rubikonu
  • Teraz jednak Iran tonuje nastroje. Korespondentka Al-Dżaziry w Teheranie cytuje irańskiego oficjela, który w państwowej telewizji powiedział, że “odpowiedź Teheranu już widzielismy”
  • Także według źródeł wywiadowczych, na które powołuje się CNN, Iran nie zamierza odpowiadać na atak z czwartkowej nocy 

Jej ostatnia odsłona miała miejsce zaledwie ostatniej nocy, gdy Izrael miał zaatakować Iran, prawdopodobnie przy użyciu dronów, czy dokładniej - kwadrokopterów. Data tego zdarzenia jest nader symboliczna - 19 kwietnia to urodziny rahbara, czyli politycznego i duchowego lidera Iranu, Alego Chameneiego.

O samym ataku wiemy jednak póki co bardzo niewiele. Izrael nie udzielił jeszcze żadnego oficjalnego komentarza, a cytowany przez agencję Reutersa irański oficjel powiedział, że wydarzenie jest rozpatrywane raczej pod kątem wewnętrznej infiltracji niż ataku z zewnątrz. Irańska państwowa agencja informacyjna IRNA zacytowała gen. bryg. Sijawasza Mihondusta, zwierzchnika armii w Isfahanie, który powiedział, że “obrona przeciwpowietrzna zestrzeliła podejrzane obiekty” i że nie wyrządziły one żadnych szkód. 

Wybuchy miały być słyszane w jej północno-zachodniej części, gdzie znajduje się baza irańskiego lotnictwa (jednak, co istotne, nie Korpusu Strażników Rewolucji, a regularnej armii). Jej wyposażenie nie ma wielkiej wartości bojowej - znajduje się tam kilka eskadr myśliwców F-14 Tomcat, które w normalnych warunkach swoje miejsce znalazłyby raczej w muzeum. 

Bardziej istotne jest pobliskie miasto Natanz i jego kompleks nuklearny. Międzynarodowa Agencja Atomowa podała już, że żaden z ośrodków jądrowych nie uległ uszkodzeniu. Bombardowanie Natanz nie miałoby zresztą większego sensu - podziemne tunele i bunkry są wydrążone tak głęboko wewnątrz gór Zagros, że nawet amerykańskie bomby penetrujące prawdopodobnie nie dałyby sobie z nimi rady (ich zasięg to 56 m wgłąb, a głębokość tuneli - 80 m). Według relacji uruchomione zostały także systemy obrony przeciwlotniczej w północno-zachodnim mieście Tabriz.

Przypomnijmy, co działo się wcześniej. 

Atak Iranu na Izrael. Ekspert: to cyniczne wykorzystanie sytuacji

Atak Iranu na Izrael. Krok za daleko

1 kwietnia 2024 roku Izrael zaatakował irańską placówkę w Damaszku. Jak twierdzą Irańczycy  - był to konsulat, zdaniem Izraelczyków zaś obiekt o przeznaczeniu militarnym. W ataku zginęło 16 osób, w tym 7 żołnierzy Korpusu Strażników Rewolucji (warto podkreślić, że używanie budynków misji dyplomatycznych do operacji wywiadowczych jest praktyką powszechną i podobnie w ambasadach amerykańskich czy brytyjskich “znajdziemy” funkcjonariuszy CIA czy MI6 - co nie czyni z nich uprawnionych celów militarnych).

Iran został więc dotknięty w dwójnasposób. Po pierwsze, stracił znaczącego człowieka. Gen. brygady Mohammad Reza Zahedi, bo o nim mowa, był wysokiej rangi dowódcą sił Al-Quds (nomen omen, po persku Jerozolima), skrzydła Korpusu Strażników odpowiadającego za operacje poza Iranem. To oficerowie Al-Quds zajmują się przeprowadzaniem tajnych operacji w regionie, współpracą z sojusznikami Iranu, jak Hezbollah, szmuglowaniem im broni. Zahedi w swojej karierze był m.in. dowódcą sił Quds w Iraku i Syrii, gdzie pomagał prezydentowi Baszarowi al-Asadowi w utrzymaniu się u władzy podczas wojny domowej. Poza nim zginęło dwóch innych generałów: zastępca Zahediego, Mohammad Hadi Hadż Rahimi, i Hosejn Aminollahi.

Po drugie, był to pierwszy raz w historii, gdy Izrael zaatakował irańską placówkę dyplomatyczną - a więc irańskie terytorium, które chroni Konwencja wiedeńska. Iran wyraźnie oczekiwał od społeczności międzynarodowej potępienia tego czynu.

Atak w Damaszku był dla Teheranu kroplą, która przelała czarę goryczy. Wymiana podobnych “uprzejmości” trwa od dawna i tylko zintensyfikowała się, odkąd 7 października Izrael został zaatakowany przez Hamas, a co Iran gorąco świętował. 27 grudnia 2023 roku w Syrii, pod Damaszkiem, zabity został generał Sejjed Razi Musawi, starszy doradca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Za jego śmiercią Musawiego  mieli stać właśnie Izraelczycy, według których generał był zaangażowany w koordynowanie operacji i przemyt broni między Iranem, Irakiem, Syrią a Libanem, w którym trafiała ona do Hezbollahu - a więc był postacią podobnej rangi, co Zahedi.

Zabójstwo Musawiego potępił - określając je jako "strategiczny błąd, który nie pozostanie bez odpowiedzi" - Mohammad Hosejn Bagheri, szef sztabu irańskich sił zbrojnych. Uderzenie w Musawiego było pierwszym z dłuższej serii. Niespełna miesiąc później - prawdopodobnie również w wyniku izraelskiego ataku - w Syrii zginęło pięciu kolejnych oficerów Al-Quds. Na żaden z tych ataków Iran nie odpowiedział wprost.

Mohammad Hosejn Bagheri podczas spotkania z alatollahem Chaenei
Mohammad Hosejn Bagheri podczas spotkania z alatollahem Chamenei

Przez lata Irańczycy określali swoją własną doktrynę militarną i w polityce zagraniczną mianem “strategicznej cierpliwości”. Atak w Damaszku okazał się jednak z perspektywy Teheranu przekroczeniem Rubikonu. Sam ajatollah Ali Chamenei, duchowy i polityczny lider, miał stwierdzić, że czas odejść od strategicznej cierpliwości na rzecz bardziej aktywnego odstraszania. 

“Irańska operacja była krystalicznie jasnym sygnałem dla Izraela i jego sojuszników, że zasady gry się zmieniły i od teraz, jeśli Izrael uderzy w jakiekolwiek irańskie cele lub zabije Irańczyków, zamierzamy uderzyć z siłą i ze swojego własnego terytorium. Czasy tajnych operacji i cierpliwości są za nami”, podsumował bliski irańskiemu reżimowi analityk Nasser Imani. 

Relacje Iran-Izrael. Kwitnąca współpraca

Konflikt w różnej formie między Iranem a Izraelem trwa od dekad - a dokładnie od rewolucji w 1979 r., która obaliła rząd Mohammada Rezy Pahlawiego i ukonstytuowała Islamską Republikę.

Przedrewolucyjny Iran miał z Izraelem stosunki serdeczne. Był drugim muzułmańskim państwem po Turcji, która uznała państwo Izrael, gdy to powstało w 1948 roku. Po okresie krótkiego pogorszenia wzajemnych stosunków w czasach premiera Mosaddegha, Izrael otworzył swoją misję handlową w Teheranie, która operowała jako “de facto ambasada”. Współpraca między państwami kwitła. Izrael i Iran współpracowały ze sobą m.in. w kwestiach militarnych i bezpieczeństwa (jak trudno sobie to dzisiaj wyobrazić!), a irańska ropa szerokim strumieniem płynęła na izraelski rynek.

Wszystko zmieniło się, gdy do władzy doszedł radykalny duchowny ajatollah Ruhollah Chomejni ze swoją panislamistyczną wizją. Choć rewolucja wyniosła go do władzy w Iranie, kleryk, który w pogardzie miał państwa narodowe, nie zamierzał się tym zadowalać, a zamiast tego aspirował do nieformalnego przywództwa w całym świecie muzułmańskim. W samym regionie napotykał już jednak dwie przeszkody - Iran nie jest, jak większość sąsiadów, krajem arabskim, a dominującą w nim odmianą islamu jest szyizm, co także odróżniało go od sunnickich mocarstw.

Ruhollah Chomejni
Ruhollah Chomejni, fot. domena publiczna

Chomejni wziął na sztandar zatem sprawę palestyńską, próbując przenieść jej środek ciężkości z kwestii arabskiego nacjonalizmu do rzeczy kluczowej dla wszystkich muzułmanów. Zawsze stawać w obronie ciemiężonych - to jedno z kluczowych założeń rewolucji. Palestyna stała się modelowym wręcz przykładem muzułmanów uciśnionych pod butem wrogiego, antyislamskiego i antyludzkiego syjonistycznego reżimu. Tak zresztą Izrael zaczął funkcjonować w irańskiej debacie publicznej - jako “syjonistyczny reżim” lub “mały Szatan” (obok ”wielkiego Szatana”, którym stały się Stany Zjednoczone"). “Dziś Teheran, jutro Jerozolima".

W kolejnych latach po rewolucji Iran zaczął wspierać islamistyczne ruchy i bojówki w regionie, między innymi swojego najważniejszego sojusznika - libański Hezbollah, któremu w 1982 pomagał walczyć z Izraelem. Teheran finansował też i zbroił m.in. Islamski Dżihad, palestyńskie ugrupowanie operujące w Strefie Gazy. Od tamtego czasu między krajami toczyła się zimna wojna o różnym nasileniu - dokonywana przy pomocy sił proxy, skrytobójczych morderstw (Izrael ma na koncie zabójstwo pięciu irańskich naukowców nuklearnych), cyberataków.

Krótko po rewolucji, Chomejni ustanowił “Dzień Jerozolimy” - coroczne święto solidarności z Palestyńczykami i przeciwko izraelskiej okupacji. Tradycyjnie w tym dniu w Iranie odbywają się zgromadzenia, demonstracje, na ogół po piątkowych modlitwach. Święto wypada bowiem zawsze w ostatni piątek ramadanu. W tym roku był to 5 kwietnia, kilka dni po ataku na irański konsulat. 

Izrael-Iran. Spirala dalszej eskalacji

Jak będzie rozwijać się sytuacja w regionie? Świat obawia się spirali eskalacji, a w konsekwencji - wybuchu otwartego, pełnoskalowego konfliktu, który mógłby pochłonąć cały region. Zarówno USA jako strategiczny sojusznik Izraela, jak i państwa europejskie, wzywały go, by po irańskim odwecie “wziął zwycięstwo” (99 proc. pocisków zostało strąconych) i powstrzymał się przed kolejnym uderzeniem.

Irański ostrzał był wyraźnie obliczony na to, by wysłać sygnał, ale nie eskalować sytuacji.  Teheran zasygnalizował wtedy jasno - uznajemy sprawę za zakończoną, nasze pragnienie zemsty zostało zaspokojone. Modżtaba Zonnuri, wicemarszałek Madżlesu (irańskiego parlamentu) stwierdził podczas wtorkowego posiedzenia, że “operacja Korpusu Strażników Rewolucji wymierzona w izraelski reżim upokorzyła okupanta i jego sojuszników”. Gen. bryg. Mohammad Bagheri, szef sztabu irańskiej armii, powiedział, że “operacja przyniosła pełne rezultaty” i “nie ma intencji, by ją kontynuować”. Przynajmniej jak na razie. Bagheri przestrzegł też bowiem, że jeśli Iran zostanie zaatakowany przez Izrael na swojej własnej ziemi, “następna operacja będzie o wiele większa”. 

Benjamin Netanjahu
Benjamin Netanjahu, fot. East News

Teraz Teheran tonuje jednak nastroje. Podsuwanie wersji wydarzeń o sabotażu i ataku z wewnątrz i niepotwierdzanie, jakoby za atakiem stał Izrael, to jasny sygnał, że Iran - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie jest zainteresowany braniem kolejnego odwetu. Jak wielokrotnie sygnalizowały władze Islamskiej Republiki, nie są zainteresowane wejściem w otwarty konflikt z Izraelem i jego sojusznikami.

 Korespondentka Al-Dżaziry w Teheranie cytuje irańskiego oficjela, który w państwowej telewizji powiedział, że “odpowiedź Teheranu już widzieliśmy”. Także według źródeł wywiadowczych, na które powołuje się CNN, Iran nie zamierza odpowiadać na atak z czwartkowej nocy. 

Tagi: Izrael Iran