Piosenkarz disco polo został pobity przez policję? Ujawnił porażające szczegóły
Piosenkarz disco polo został pobity przez policję? Do zdarzenia miało dojść 10 sierpnia br. Wokalista występował wówczas na imprezie, podczas której miały być zbierane pieniądze dla córki policjantki. Po jego koncercie miało dojść do nieporozumienia z ochroną, a następnie, według słów artysty, miała wkroczyć policja, która znacznie przekroczyła swoje uprawnienia.
Piosenkarz disco polo pobity przez policję?
Damian Krysztofik, szerszemu gronu fanów muzyki disco polo znany jako NEF, urodził się w Augustowie w woj. podlaskim i to właśnie tam stawiał swoje pierwsze kroki jako wokalista - działał w zespole Studio Piosenki Beciaki. Zadebiutował w 2018 roku utworem “Kochaj mnie”, który pozwolił mu znaleźć się w gronie rozchwytywanych wokalistów. Wylansował kilka utworów, m.in. Szybka jak Ferrari", “Zakręcona” czy “Twoje serce”.
Obecnie młody artysta ma ogromne powody do zmartwień. Jak dowiedział się portal Goniec.pl, Damian Krysztofik miał zostać brutalnie pobity przez policjantów podczas jednej z imprez plenerowych.
Mateusz Murański do dziś nie został pochowany? "Nie ma takiego miejsca"Zdradził, co miało wydarzyć się tego feralnego dnia
Damian Krysztofik podczas rozmowy z portalem Goniec.pl wyjawił, co miało się wydarzyć podczas pikniku charytatywnego, na którym miał okazję wystąpić 10 sierpnia w miejscowości Wigry. Według słów młodego artysty, zakończenie imprezy zdecydowanie nie było szczęśliwe. Wokalista wyjawił, że miał zostać pobity przez policję.
- Trzeba zacząć od tego, że to była impreza pod patronatem policji, pod patronatem pana posła Zielińskiego. I to też była impreza, gdzie zbierano, nie wiem dokładnie na co, ale wiem, że na córkę policjantki […] gdzie to sytuacja naprawdę komiczna. Na tym pikniku charytatywnym było tak, że zostałem zaproszony przez organizatora […], sam urodziłem się w Augustowie, a to było w Wigrach. […] Po moim występie był jeszcze Jorrgus i Weekend. Byli tam moi rodzice i znajomi i mój brat, młodszy, którego chciałem tam wziąć, żeby zrobił zdjęcia z nimi itd. Do przestrzeni zamkniętej przy scenie, bo to wszystko działo się w zamkniętej, tylko dla organizatorów, wykonawców itd. I była taka sytuacja, że po prostu wziąłem go do namiotu, ochroniarz kazał nam stamtąd wyjść […] on mnie po prostu popchnął, popchnąłem też jego i wtedy ochrona, która miała dbać o moje bezpieczeństwo, czy też pilnować, po prostu rzuciła się na mnie itd. I pamiętam, że panie z ochrony krzyczały, żeby wezwać policję itd. Ta ochrona jakby mnie obezwładniła, w tym sensie, że położyła mnie na ziemię i policja pojawiła się błyskawicznie. Tam było mnóstwo policji suwalskiej na tym pikniku i bez żadnego “ale”, bez żadnego słowa praktycznie zrobili ten, tzn. jeden z policjantów zrobił taki chwyt obezwładniający, także po prostu kolanem ściskał mi szyję i były też głosy, że “proszę zejść mu z szyi” itd. On założył mi kajdanki […] i wzięto mnie do tego większego radiowozu. I tutaj zaczęła się jakby cała akcja - relacjonował wokalista.
Co, według Damiana Krysztofika, wydarzyło się w radiowozie?
Podczas rozmowy z portalem Goniec.pl Damian Krysztofik wrócił pamięcią do tego dnia, który zapewne nie był dla niego miłym wspomnieniem. Opowiedział o tym, co miało wydarzyć się w radiowozie i jakie skutki zdrowotne doskwierać mu mają po tym zdarzeniu. Według jego słów miał doznać wielu urazów, a z ich konsekwencjami mierzyć się do tej pory.
- Jeszcze nie odjechaliśmy od razu. Zapakowali mnie w to wejście nie z tyłu tego radiowozu, gdzie są np. osoby, które są zapięte w kajdankach […] A oni, jeden wszedł i jakby tam usiadł po turecku z tego, co pamiętam, drugi położył mnie na ziemię i zamknął drzwi, po czym usiadł na mnie i tam już zaczął zadawać jakby pierwsze ciosy z otwartej dłoni […] Pamiętam, że policjant, nie wiem, co miał na sobie, ale miał jakieś dwa sygnety? Coś w kolorze srebrnego. Później się dowiedziałem, że to mógł być kastet, ale tego nie wiem. Zadawał ciosy i powiedział, tutaj cytuję, tak samo cytowałem dla pana prokuratora: "Na ch*j tu przyjechałeś?" - to były takie słowa. I zadawał mi już, tam na miejscu, zanim jeszcze odjechaliśmy, a jest jednak od Wigier do Suwałk 15-20 km mniej więcej. Zadawał ciosy z otwartej ręki, w ucho, gdzie jeszcze moja głowa obijała się o drzwi wejściowe do radiowozu, dlatego też miałem zasinienia z drugiej strony głowy. I praktycznie użył jeszcze, nie powiem dokładnie, czy to był żel, czy gaz, ale prosto w oczy mi tak psiknął tym, że po prostu cały czas tam smarkałem, plułem śliną itd. Ponadto praktycznie cały czas zadawał mi ogromne ciosy w głowę, w okolicę uszu, w samo ucho z otwartej dłoni, w szczękę, w skroń, dlatego też straciłem ząb, który był robiony jeszcze z porcelany. I ja w pewnym momencie po prostu straciłem przytomność i oni jakby ocucili mnie dopiero, jak chcieli mnie zabrać do lekarza dyżurnego. Nie podam szczegółów, ile to było razy, bo to było kilkadziesiąt uderzeń porządnych, naprawdę porządnych w lewą stronę głowy. Ja trafiłem do tego lekarza dyżurnego i ja tego lekarza błagałem wręcz i mówiłem, że oni mnie pobili. Ten lekarz się nawet na mnie nie spojrzał, nawet nie przeprowadził wywiadu […] Tym bardziej że biorę leki, antydepresanty biorę, na cukrzycę zastrzyki, więc praktycznie ten lekarz mnie olał […] Wyszedłem i na mnie czekali rodzice […] Jak oni mnie zobaczyli, to po prostu stali osłupieni, bo zobaczyli, że jestem tak: cały siny i to siny nie tylko na twarzy. Ja miałem zasinione ręce, zasinione przedramiona, ramiona, tutaj, gdzie jest obojczyk, wszystko było sine […] Byliśmy na SOR-ze, stwierdzono pourazowe przerwanie błony bębenka […] Ja wiedziałem, że coś jest nie tak, bo nie słyszę na lewe ucho. I tam lekarz stwierdził, że jest taka perforacja ogromna, że nie ma szans, żeby to się po prostu zrosło […] Laryngolog prywatny też sprawdzał, że nie ma nawet szans, żebym odzyskał słuch w lewym uchu […] Cały czas chodzę po lekarzach, czekamy na wyniki różnych tomografii, bo była robiona tomografia kości skroniowych, tomografia głowy, RTG, bo dalej mam ogromny ból w klatce piersiowej z racji na stłuczenie żeber […] Chciałem pomóc dla córki policjantki, a skończyłem tak, że zostałem bez pracy, żyję z oszczędności, które też skończą się po operacji […] Jestem osobą niepełnosprawną na ten moment - wyjawił Damian Krysztofik podczas rozmowy z portalem Goniec.pl.
Prokuratura rejonowa zabrała głos w tej sprawie
Wokalista powiedział również, że policja miała w ogóle nie stosować wobec niego żadnych słów ostrzegawczych przed tym, zanim na niego ruszyli. Zdradził także, że według słów osób, które były obecne na imprezie, jeden z policjantów mógł być pod wpływem narkotyków, a świadczyć o tym miało jego dziwne zachowanie.
- Policja nie mówiła absolutnie nic, nie było słów: „Uspokój się”. Przed założeniem kajdanek, no po prostu mają być ostrzegawcze jakieś tam słowa. To od razu mówię, że nic takiego nie było […] Na mnie leżało dwóch ochroniarzy, a trzeci policjant na mnie skoczył […] Ale mało tego. Ja nie chcę jakby oskarżać bezpodstawnie policjanta, ale mi znajomi, którzy tam byli, opowiadali, że był tam jeden policjant, który chodził rozhulany, jakby naprawdę po dobrej kresce, że tak ujmę i to był właśnie ten policjant, który na mnie skoczył. Jeszcze z uśmiechem na twarzy, to wiem z relacji świadków, zakładał te kajdanki i przyciskał mi szyję. A jak wiadomo, to już ustalono od dawna, że ten chwyt jest zabroniony i ten chwyt kończył się śmiercią wielokrotnie - powiedział muzyk.
Portal Goniec.pl kontaktował się w tej sprawie z Prokuraturą Rejonową w Suwałkach. Odpowiedziała Prokuratura w Sejnach, która przejęła dalsze postępowanie, jednak odpowiedź, którą otrzymaliśmy, pozostaje niejawna z jej woli.