"Paragony grozy" krążą nie tylko nad morzem. Tyle zapłacono za kotleta na Kujawach

Emeryci poszli do restauracji. "Szok"

Obiad w restauracji dla niektórych to codzienność, inni zaś wolą potrawy przygotowane we własnej kuchni. Bywa jednak, że nawet najwięksi domatorzy i najwięksi oponenci gastronomicznych wypadów czasem trafiają do lokali. Opisany przypadek pary emerytów raczej nie skłoni ich do tego, by zwiększyć tę częstotliwość. Dlaczego?

- Rzadko jadamy na mieście, ale mąż zabrał mnie ostatnio na urodzinowy obiad.  Co podchodził do nas kelner, to szok - relacjonowała czytelniczka Faktu, która wraz z mężem złożyła niezbyt wyszukane zamówienie - jeden żurek, dwa kotlety schabowe oraz dwie cole do picia. Szybko okazało się, że nie był to najbardziej trafiony wybór nie tylko ze względu na cenę.

Wizyta w restauracji kosztowała ich fortunę

- Najpierw pozytywne zaskoczenie: ogromne schabowe. Po chwili czar prysnął. Okazało się, że były suche, a od dołu nawet trochę spalone. Te dziwne kotlety, to jeszcze nic! Kiedy kelner przyniósł rachunek, złapaliśmy się za głowy - opisywała na łamach tabloidu.

Emerytka w trakcie płacenia mogła poczuć się jak na wakacjach, ponieważ rachunek opiewał na kwotę, jaką bez trudu zapłaciłoby się także w Mielnie, Zakopanem, czy w Bieszczadach . Jakie ceny widniały na paragonie?

Horrendalny rachunek za skromny obiad w restauracji

Chociaż trudno w to uwierzyć, żurek został wyceniony na aż 20 złotych, zaś dwie małe cole to wydatek rzędu 16 złotych. Gdy do zamówienia doliczy się jeszcze dwa kotlety schabowe z sosem i małą garścią warzyw, można złapać się za głowę.

Klientka restauracji z kujawsko-pomorskiego musiała zapłacić za wszystko aż 120 złotych (porcja suchego kotleta po 42 złote). Dużo? Wszystkie informacje wskazują na to, że już niedługo będzie to norma.

Źródło: Fakt