Obejrzeliśmy nowego "Znachora" i nie mogliśmy uwierzyć. Fani mogą się wkurzyć
27 września na platformie Netflix miała miejsce premiera „Znachora”. Pierwsza ekranizacja powieści autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pochodzi z 1937 roku, a druga z 1982 roku. To właśnie ta z lat 80. zdobyła serca Polaków, którzy do dziś nie potrafią wyobrazić sobie świąt bez Antoniego Kosiby. Nowa wersja „Znachora” może rozczarować perfekcjonistów.
Najnowszy "Znachor" już na Netflixie
Gdy w mediach pojawiła się informacja dotycząca powstania trzeciej już ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Znachor”, fani nie kryli sceptycyzmu. Obawiano się, że aktorom i reżyserom trudno będzie odwzorować klimat charakterystyczny dla legendarnej, wiekowej już produkcji.
Mimo wszystko 27 września „Znachor” w reżyserii Michała Gazdy pojawił się na Netflixie. W rolę nieodżałowanego profesora Wilczura vel Antoniego Kosiby wcielił się Leszek Lichota. Jego filmową córką Marysią została Maria Kowalska. W obsadzie nie mogło oczywiście zabraknąć Artura Barcisia, którego widzowie pamiętają ze „Znachora” z 1982 roku.
"Znachor" dorównał poprzedniej wersji?
Nowy „Znachor” z pozoru przypomina wersję sprzed niemal pół wieku. Już początkowa scena, przedstawiająca operację, pozwala wrócić pamięcią do dawnych czasów. Tym razem profesor Wilczur operuje jednak nie człowieka, a… materiałową lalkę. Reżyser zadbał także o to, by zaspokoić ciekawość tych widzów, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o życiu chirurga sprzed pobicia i utraty pamięci. Film wzbogacono więc o wiele scen - także o scenę pobicia głównego bohatera.
Fani będą mieli okazję poznać córkę i żonę „Znachora” wiele lat wcześniej, niż w pierwowzorze - w wielu scenach Marysia jest jeszcze dzieckiem. Co ciekawe, córka głównego bohatera, nawet 15 lat później, nie pracuje jeszcze w sklepie, a… roznosi piwo w karczmie. To właśnie tam pierwszy raz spotyka hrabiego Czyńskiego, który łamie jej serce.
"Znachor" przeinacza fakty?
„Znachor” nie istniałby bez sceny operacji Marysi. Tym razem prowodyrem akcji ratunkowej była Zośka, która w poprzednich wersjach produkcji wyraźnie nie przepadała za młodą kobietą. Tu, po krótkotrwałej zazdrości, zapałała do niej ciepłymi uczuciami. Netflix bez wątpienia postawił więc na kobiecą solidarność.
Najwierniejsza oryginałowi jest końcowe sceny filmu. Zrezygnowano w niej jednak z kultowego tekstu: „Proszę państwa, Wysoki Sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur”. W nowej wersji filmu słyszymy: „Nazywam się Maria Jolanta Wilczórówna, a to jest mój ojciec” . Na próżno oczekiwać również na scenę na cmentarzu. Zastąpiono ją… weselem.