Nostalgiczna podróż do Berlina. Recenzja nowej płyty zespołu Dogbite!
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z twórczością zespołu Dogbite, polecam nadrobić zaległości. Grupa ma na swoim koncie sześć długogrających krążków. Najnowszy z nich pt. “Berlin” ukazał się wiosną tego roku.
Łączą style
Ich muzyka łączy w sobie różnorodne style, od alternatywy po punk rock, tworząc unikalne brzmienia, które przyciągają uwagę i sprawiają, że słuchacz nie pozostaje obojętny.
Zespół Dogbite to rockowa grupa założona w 1996 roku w Warszawie. Liderem bandu jest Marcin "Martini" Kurowski (wokal). W składzie formacji grają: Adam "Sadam" Zaręba, Bartosz "Levy" Lewandowski, Tomasz "Sroker" Sroka, Piotr "Iron" Dąbkowski.
Wielką zaletą zespołu jest umiejętność łączenia chwytliwych melodii z głębokimi tekstami, które w dzisiejszych czasach wcale nie są taką oczywistością. Nie bez znaczenia jest także dynamika i energia bandu. Jak na rockowy zespół przystało, single dobrze grają nie tylko na odtwarzaczach, czy w streamingu, ale również na koncertach, o czym mogli się przekonać uczestnicy Przystanku Woodstock czy Jarocin Festiwal.
Energia, która was porwie
Ta płyta planowana była już od dłuższego czasu, jednak pandemia skutecznie pokrzyżowała kalendarz zespołu. Ostatecznie krążek "Berlin" ukazał się 9 maja 2024 roku. Koncepcyjny album zawiera 10 utworów utrzymanych w klimacie rockowo-funkowym.
Zacznijmy od kwestii wizualnych. Uwagę należy zwrócić nie tylko na okładkę, ale i teledyski do utworów "Tango na Monbijou" i "Berlin". Te zgodnie z tematyką, zostały wykonane w stolicy Niemiec. To nie koniec niespodzianek.
Tytułowy utwór "Berlin" wokalista zaśpiewał w całości w języku niemieckim. Panowie zadbali o każdy detal. Tu nie było miejsca na przypadki i półśrodki. Pełen profesjonalizm, którego mogą uczyć się od Dogbite młodsi koledzy.
Sama produkcja albumu nie daje powodów do rozczarowań. Gitara, bas, perkusja, wszystkie instrumenty brzmią tak, jak brzmieć powinny. Soczyście, oryginalnie, ale z nutką nostalgii i tajemnicy. To jeden z tych albumów, który można odkrywać wielokrotnie, bowiem z każdym odsłuchaniem pojawiają się nowe niuanse.
To teraz czas na szczegóły. Pierwsze mocne wejście to "Cosmopolitan".
Na początku nie dajcie się zwieść Lo-Fi brzmieniu… już za chwilę doświadczycie czystego punk-rocka. Melodyjne brzmienie i energia, która od razu porwie was w wir emocji i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Ważna jest także warstwa tekstowa. Ta skłania do refleksji, zwracają w ironiczny sposób uwagę na życiowe zawirowania.
"Anioł" to jeden z tych utworów, który wprowadza słuchacza w nostalgiczny klimat.
TELEDYSK DO UTWORU “BERLIN” - POSŁUCHAJ!
Fani kina (też) będą zadowoleni
"Tarantino (Sam na sam)" przenosi zaś w wakacyjny klimat, a "popołudniowy blask, przez słoneczne okulary, świeci prosto w twarz!". I w jesienne dni tego się trzymajmy. Gdy aura za oknem nie zachęca do wychodzenia na spacery, ten singiel sprawi, że na sercu zrobi się trochę cieplej. Nie bez znaczenia jest sam tytuł utworu, podobnie jak w filmowej narracji amerykańskiego reżysera, tu również pojawiają się przejścia, wprowadzające elementy zaskoczenia. Liryka piosenki również pełna jest nawiązań do popkultury i filmowych motywów. Fani kina będą zadowoleni!
A jak już mowa o lecie, przenieśmy się na chwilę do Berlina. Ten oczami Dogbite przedstawia się jako miasto pełne kontrastów - od światła neonów po mroczne zaułki. W tytułowym utworze "Berlin" usłyszeć możemy gitarowe riffy, które wprowadzają nieco tajemniczy i mroczny klimat.
Słuchacie "Out of time" i zdaje wam się, że gdzieś już słyszeliście tę melodię? Punkt dla was to bowiem cover piosenki The Rolling Stones . Trzeba jednak przyznać, że wersja Polaków brzmi równie ciekawie.
"Nowa Moc" to singiel, który doda energii nawet najbardziej osowiałej osobie. Energiczne tempo i pokrzepiający tekst motywuje do działania. Jak przekazują muzycy "Gdy padłeś to powstań, by sobą pozostać". A jak już złapiesz nastrój taneczny, koniecznie odpal "Ten Funk", przy którym trudno ustać, nie tupiąc nóżką. Na sam koniec wyciszenie i akustycznie brzmiący "Nocny Deszcz", który porywa słuchaczy w bardziej kameralne miejsce. Ciepły wieczór, dźwięk gitary i płonące ognisko, przy którym zapominamy o wszelkich problemach.
Reasumując, cała płyta to 36 minut dobrego grania, które porwie was w muzyczną podróż przez ulice punk-rockowego Berlina.