Nie wiedział, że w mieszkaniu są ukryte kamery. Wyszło na jaw, co naprawdę robi
Pamiętacie "Usterkę"? Sukces programu postanowił powtórzyć pewien youtuber. Sfabrykował usterkę zmywarki i zamówił usługi specjalistów, którzy mieli ją naprawić. Ukryte kamery obserwowały ich działania. Niestety, nie każdy z nich był "złotą rączką", a po wykonanej (z lepszym lub gorszym skutkiem) pracy można wyło wysunąć bardzo ciekawe wnioski.
Zamówił majstrów do naprawy zmywarki. Obserwowały ich ukryte kamery
Na łamach kanału "Sprawdzam jak" pojawił się filmik, na którym właściciel zmywarki opisał pracę dwóch wynajętych ekspertów. Ich zmagania rejestrowały kamery ukryte w paczce do kawy i na kuchennej półce. Jakość pracy majstrów diametralnie się różniła. - Wydłużają czas pracy, nie odnajdują na starcie przyczyny problemu - skomentował youtuber.
Jako pierwszy na miejscu pojawił się samozwańczy fachman, który przyznał, że jest samoukiem działającym w branży już od ośmiu lat. Może właśnie dlatego miał trudność z postawieniem właściwej diagnozy? Już na wstępnie swojej pracy zaznaczył bowiem, że za samą diagnostykę pobiera gażę w wysokości 120 złotych.
Niestety, powód usterki był dla niego tak nieodgadniony, że pomocy musiał szukać w Internecie. Po kilkudziesięciu minutach ustalił, że zmywarka będzie działać jeszcze przez najbliższe półtora roku, jednak wymienić należy elektrozawór, bo jest spalony.
Taka usługa w jego cenniku kosztowałaby 370 złotych. Właściciel sprzętu nie zdecydował się na naprawę i uiścił opłatę jedynie za diagnostykę. - Chciałem panu podziękować, ale nie mam za co - stwierdził youtuber.
- Pierwszy serwisant kompletnie inaczej podszedł do sprawy. Mam wrażenie, że przyszedł szybko zarobić i żeby się nie narobić - dodał. Jak poradził sobie drugi fachowiec, który pojawił się w mieszkaniu kilka chwil po poprzedniku?
Niecodzienna wpadka w TVP Info, wszystko poszło na żywo. Widzowie nie mieli tego usłyszećReperował zmywarkę pod nadzorem kamer. Jak sobie poradził?
Drugi ekspert miał nieco więcej determinacji. - Ten gość jest zdecydowanie bardziej ogarnięty. On chce to naprawić - ocenił inicjator "usterki", który usłyszał od majstra słuszną diagnozę. Po chwili obserwacji stwierdził, że naprawy wymaga "elektryka".
Prozaiczny problem i jeszcze łatwiejsze rozwiązanie, czyli naprawę wtyczki od pływomierza, wycenił na 150 złotych. Youtubera "skasował" o dodatkowe 60 złotych za dojazd. - Drugi pan był nad wyraz profesjonalny i jego metodologia była skuteczna. Wszedł tam, gdzie był problem - stwierdził Dymitr, autor kanału "Sprawdzam jak".
"Trzeba sprawdzać, gdzie się dzwoni"
- To pokazuje, że trzeba sprawdzać, gdzie się dzwoni - podsumował. Nie da się ukryć, że praca dwóch panów wyglądała zupełnie inaczej, a różniło się nie tylko podejście, ale także poniesione koszty.
Internauci pozytywnie zareagowali na nową serię youtubera i zachęcili go, by kontynuował internetową wersję "Usterki" i sprawdził także inne zawody. Kogo teraz powinien wziąć "na tapetę"?
Źródło: YouTubr @Sprawdzam jak