Muniek Staszczyk smażył kotlety w Anglii. Zdumiewające, co go ominęło
O tym, czym jest ciężka praca, na własnej skórze przekonał się jeden ze znanych polskich piosenkarzy. W 1989 roku wyjechał do Anglii, by wspomóc domowy budżet. Choć nie zajmował się tam ulubioną profesją i pracował zdecydowanie poniżej swoich możliwości, pewnego dnia stanął przed niepowtarzalną szansą. Nie tylko ten moment Muniek Staszczyk wspomina do dziś.
Młody Muniek Stasczyk zarabiał na zmywaku. "Byłem pomywaczem"
Choć dziś o horrendalnych zarobkach gwiazd krążą legendy, artyści nie zawsze mogli liczyć na sowite apanaże za swoje występy. Lider T.Love w czasie, gdy jego żona zaszła w ciążę, musiał porzucić muzyczne ambicje i podobnie jak wielu Polaków, wyjechać "za chlebem" na Zachód. Los skierował go do Londynu, gdzie w pogoni za funtami i bez zadowalającej znajomości języka angielskiego - czego sam nie ukrywa - trafił na tzw. zmywak.
W gastronomi robiłem, zaczynałem na zmywaku, czyli najniższym szczeblu. W knajpie na Soho byłem pomywaczem. Pamiętam, że za godzinę była stawka 2,70 Funtów, dzisiaj to jest jakiś śmiech - rozpoczął swoją opowieść w Fakcie.
Jak potoczyły się jego dalsze imigranckie losy? Okazuje się, że w jednym z lokali Muniek Staszczyk był świadkiem pewnego historycznego (przynajmniej dla niego) wydarzenia.
Jako dziecko wystąpiła w "Superniani". Program zamienił jej życie w koszmarMuniek Staszczyk smażył kotlety w Anglii. Pewien wieczór zapamiętał na zawsze
Muniek Staszczyk przez jakiś czas pracował w restauracji należącej do basisty zespołu The Rolling Stones. To jednak wcale nie oznaczało, że polski muzyk mógł przybijać sobie z nim piątki. Jako pracownik z małym stażem, całe dnie spędzał z rękami w zlewie pełnym brudnych naczyń lub przy rozgrzanych olejem patelniach.
Jak wyznał, w popularnym wówczas lokalu Billa Wymana nie było mu dane pracować zbyt długo. Nie był na tyle szybki, by w oczekiwanym przez przełożonych czasie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Na szczęście zanim został zwolniony, przeżył coś, co zapamiętał na długo.
Na mojej zmianie zapanowało ogromne poruszenie na dole, jak ja te befsztyki rzucałem nieudolnie na ruszt, tam gościł cały Queen. Niestety nie zobaczyłem Freddie'go, bo byłem w stroju, pobrudzonym ketchupem i tłuszczem - opowiadał w Fakcie.
To jednak nie wszystkie przygody, jakich doświadczył na Wyspach. Kolejne, choć mniej spektakularne, z pewnością były o wiele zabawniejsze. O czym mowa?
Muniek Staszczyk w Londynie poznał, czym jest ciężka praca. "Nauczyłem się pokory"
Muniek Staszczyk - już podczas pracy w innym miejscu - awansował i ze zmywaka trafił na salę, gdzie za wyższą stawkę pracował jako kelner. Niestety, klientela pubu zlokalizowanego w bliskiej okolicy stadionu Arsenalu nie była już tak znamienita, jak światowej sławy muzycy. Musiał obsługiwać kibiców klubu, którzy do najkulturalniejszych nie należeli.
Potrafiłem się im odszczeknąć. Nawet miałem szacunek, mówili mi "Zygi, Zygi Poland, Zygi Rockstar", bo wiedzieli, że ja w Polsce grałem w jakimś zespole. To była ostatnia moja praca. Czyli kariera od pomywacza do kelnera - dowiadujemy się z tabloidu.
Muniek Staszczyk na czekającą w Polsce rodzinę przez tydzień zarabiał też na budowie. To zajęcie, które okazało się dla niego najbardziej wymagające, jednak nauczyło go szacunku do pieniędzy. Wcześniej miał z tym problem, a jako student nie przykładał wagi do tego, ile ma w portfelu.
W Londynie nauczyłem się pokory i szacunku do ciężko zarobionych pieniędzy, bo wcześniej w akademiku miałem ksywkę "Muniek Pożycz". Zawsze byłem bez pieniędzy - podsumował.