Miała popłynąć w rejs Titanem, oddała miejsce synowi. „Byliśmy przekonani, że za moment się wynurzą”
Christine Dawood, której mąż i syn zginęli na pokładzie łodzi podwodnej Titan, w rozmowie z BBC wyznała, że to ona pierwotnie miała płynąć ze swoim ukochanym w ten rejs. W ostatniej chwili zdecydowała się jednak oddać miejsce synowi i tylko dzięki temu przypadkowi przeżyła. - Planowaliśmy tę wyprawę jeszcze przed pandemią - twierdzi kobieta.
Matka oddała swoje miejsce synowi i dzięki temu przeżyła
Christine Dawood w rozmowie z brytyjską stacją BBC wyznała, że to ona miała płynąć w rejs Titanem razem z mężem. Odstąpiła swoje miejsce synowi, który bardzo chciał uczestniczyć w tej wyprawie. Przypomnijmy, że łódź w zeszłym tygodniu w czasie rejsu do wraku Titanica uległa implozji. Wszyscy na pokładzie - w tym mąż oraz syn Christine - zginęli. Kobieta zdradza, że pierwotnie to ona miała płynąć zamiast syna.
- Miałam płynąć na dno razem z Shahzadem, moim mężem. Odstąpiłam swoje miejsce synowi, bo bardzo chciał popłynąć - ujawnia kobieta.
Nastolatek planował pobić rekord Guinessa podczas wyprawy
Ostatecznie to jej syn Suleman oraz mąż Shahzad popłynęli Titanem. Chłopak zabrał nawet na pokład kostkę Rubika, którą planował ułożyć, będąc w jednym z najgłębszych miejsc na Ziemi i tym samym pobić rekord Guinessa.
- Planowaliśmy tę wyprawę jeszcze przed pandemią - mówi Christine. Jak się okazuje, wtedy jej syn był jeszcze niepełnoletni i nie mógł popłynąć. Przez pandemię rejs został jednak przełożony w czasie, a chłopak ukończył wówczas 18 lat i mógł wejść na pokład Titana. Matka odstąpiła mu swoje miejsce, bo wiedziała, jak zależy synowi na tej wyprawie.
- Syn bał się, ale bardzo się cieszył - wyznaje. Zapytana jak teraz czuje się z tą decyzją, odparła tylko: „Nie mówmy o tym”
Rodziny do końca miały nadzieję na szczęśliwy finał wyprawy
Christine Dawood w dalszej części rozmowy wyjawia, że do samego końca wierzyła w szczęśliwe zakończenie rejsu. Kobieta z córką znajdowały się na statku-matce, z którego zwodowano Titana, kiedy okazało się, że utracono kontakt z łodzią podwodną. - Byliśmy przekonani, że za moment się wynurzą, że to tylko zwykłe opóźnienie. Szok i niepokój pojawiły się dopiero po dziesięciu godzinach - mówi kobieta.
Przyznaje, że nadzieje straciła dopiero w momencie, gdy na pokładzie miał skończyć się tlen. Eksperci przewidywali, że nastąpi to w czwartek około godziny 13:08.
W tragicznym wypadku na łodzi Titan zginęło łącznie pięć osób. Wszyscy za rejs zapłacili po 250 tysięcy dolarów.
Źródło: BBC