Lekarz ginekolog ostro o aborcji i sytuacji kobiet w Polsce. "Lekarz nie pracuje w konfesjonale"
W ostatnich dniach szerokim echem obiła się w polskiej przestrzeni publicznej historia pani Joanny. Kobieta, która zgodnie z prawem zażyła tabletkę wczesnoporonną, na skutek gorszego samopoczucia zgłosiła się do lekarza w poszukiwaniu pomocy medycznej. W krótkim czasie kobieta trafiła do szpitala, gdzie ku własnemu przerażeniu została brutalnie i bezpodstawnie przeszukana przez policję, co wywołało ogólnopolską falę oburzenia. Na temat aborcji oraz sytuacji kobiet w naszym kraju szczerze wypowiedział się w rozmowie z Wirtualną Polską, lekarz ginekolog, dr Bartłomiej Wolski ze Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku.
Historia pani Joanny
Historia pani Joanny wywołała prawdziwą lawinę reakcji w Polsce. Kobieta w kwietniu br. zażyła tabletkę wczesnoporonną. Niedługo po tym, kobieta poczuła się źle zarówno fizycznie jak i psychicznie. W poszukiwaniu wsparcia zadzwoniła do swojego lekarza psychiatry. Medyczka niezwłocznie poinformowała służby, w tym policję, że pacjentka zażyła środki farmakologiczne i istnieje ryzyko targnięcie się na życie. Pani Joanna trafiła do szpitala w Krakowie.
Tam, ku swojemu przerażeniu kobieta została otoczona przez małopolskich policjantów, którzy kazali kobiecie rozebrać się do naga, kucać. Rzeczy osobiste pani Joanny zostały przeszukane, a służby zarekwirowały jej telefon oraz laptopa. Kilkanaście dni temu historia Polki zelektryzowała opinię publiczną za sprawą głośnego materiału TVN24.
- Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć. [...] Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" - opowiadała roztrzęsiona pani Joanna, mimo iż od skandalicznej interwencji minęły już trzy miesiące.
Przez nasz kraj przetoczyła się prawdziwa lawina komentarzy oraz oburzenia. W sprawie głos zabrało wielu polityków oraz przedstawicieli polskich służb. Donald Tusk, na fali społecznego oburzenia ogłosił wielki marsz 1 października w Warszawie. Swoje zdanie wyraził także w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski dr Bartłomiej Wolski ze Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku.
Miał zdewastować grób syna Sylwii Peretti. Wiadomo, jak się tłumaczyłLekarz ginekolog komentuje sprawę pani Joanny
- Mamy różne relacje: pani Joanny, jej lekarki, policji i lekarzy ze szpitala. Wciąż jest wiele niewiadomych, sporo jest niedomówień. Jednak szokuje mnie postępowanie policji w izbie przyjęć. Nie chce mi się wierzyć, że tak wygląda standardowa procedura policji wobec pacjentek, u których zachodzi ryzyko targnięcia się na własne życie - oznajmił dr Bartłomiej Wolski, komentując sprawę pani Joanny.
- To, co usłyszeliśmy ze strony komendanta głównego, wygląda raczej na retorykę na potrzeby sytuacji, żeby policja zachowała resztkę "twarzy". W jaki sposób przeprowadzanie czynności służbowych i zarekwirowanie pacjentce laptopa i komórki miało ją uchronić przed targnięciem się na własne życie? To raczej nie troska o pacjentkę, lecz potraktowanie jej jako podejrzanej, jako źródła informacji - aby dotrzeć do osób, które mogły jej pomóc w dokonaniu aborcji kilka tygodni wcześniej. Nie da się tego wymazać ze świadomości Polek i Polaków. Jak długo jesteśmy w stanie mierzyć się z tym strachem? - dodawał lekarz.
"Najważniejszym czynnikiem jest chyba strach"
Lekarz wypowiedział się na temat aborcji w Polsce. - Aborcja to procedura zakodowana przez NFZ zgodnie z klasyfikacja ICD-9 i każdy oddział ginekologii teoretycznie powinien ją realizować, jeśli ma do tego potencjał. To nie jest tak, że w województwie pomorskim te procedury obowiązują, a w Kujawsko-Pomorskiem już niekoniecznie - dowiadujemy się.
Zapytany o podejście swoich kolegów lekarzy do aborcji i częstych odmów wykonania zabiegu, rozmówca wpl.pl nie pozostawiał złudzeń. - Najważniejszym czynnikiem jest chyba strach. Na drugim miejscu hierarchizacja naszego zawodu. Jeśli szef danej kliniki jest przeciwnikiem przerywania ciąży, to wszyscy lekarze pozostający z nim w stosunku zależności służbowej mają związane ręce. Nie każdy jest gotowy zmienić od razu miejsce pracy, narazić siebie i swoją rodzinę na problemy czy zahamowanie rozwoju ścieżki zawodowej - dodawał dr Bartłomiej Wolski ze Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku.
Źródło: wp.pl