Krzysztof Krawczyk uważał to za swoją największą porażkę. Wydało się w dniu pogrzebu
Krzysztof Krawczyk miał na swoim koncie wiele sukcesów, jednak nie wszystkie przyszły mu z łatwością. W dniu śmierci artysty, w 2021 roku, w mediach ukazał się wywiad, z którego jasno wynikało, co uznawał za swoją największą życiową porażkę. Czego żałował Krzysztof Krawczyk?
Krzysztof Krawczyk chałturzył za grosze w USA
Krzysztof Krawczyk porzucił dobrze rokującą karierę w Polsce i wyleciał do Stanów Zjednoczonych. W latach 80. marzył, by zrobić tam karierę godną Elvisa Presley'a. Niestety, marzenia o wielkiej karierze zostały szybko zweryfikowane przez codzienność.
Krzysztof Krawczyk nie wzbudzał dużego zainteresowania. Musiał przez kilka lat występować w małych klubach w Chicago, Indianapolis i Las Vegas. Nie mógł liczyć na honoraria godne gwiazdy. Chałtury i słabe zarobki były koniecznością, by opłacić rachunki i mieć pieniądze na życie.
Śpiewanie nie było jedyną profesją piosenkarza. Parał się pracą przy dachówce, nalewał piwo za barek, był kierowcą do wynajęcia, majstrem i projektantem balkonów. Dopiero gdy podczas jednej z takich prac uszkodził sobie rękę, postanowił wrócić do Polski.
- Czasami żałowałem w Ameryce, że wyjechałem z Polski. To ciągłe czekanie, żeby dobrzy ludzie dali robotę na tydzień, dzień, dwa... Bardziej żałuję pewnych rzeczy w życiu prywatnym - mówił niegdyś Krzysztof Krawczyk w Super Expressie.
Krzysztof Krawczyk wpadł w szpony disco polo
Krzysztof Krawczyk wrócił do ojczyzny, jednak publika nieco o nim zapomniała. To spowodowało, że borykał się ze sporymi wyrzutami sumienia i zaczynał żałować, że nie został w Stanach Zjednoczonych. Aby wrócić do pierwszej ligi polskich gwiazd, podjął zatem kontrowersyjny muzyczny kierunek.
- Na jego drodze pojawiało się wiele porażek. Jedną z nich był wyjazd do Stanów Zjednoczonych z nadzieją, że zrobi tam karierę. Próbował i w Nashville, i innych amerykańskich miastach. Nic z tego nie wyszło. Skończyło się na śpiewaniu w klubach nocnych. Ale jak sam mówił, największą porażką był powrót do Polski w latach 90., kiedy ludzie już trochę o nim zapomnieli, a on nie bardzo miał z czego żyć. Wtedy poszedł w disco polo - na łamach PAP wspominała Maja Szabłowska.
- Nie wszyscy mu to wybaczyli. Ale on wielokrotnie mówił potem, że nie miał się z czego utrzymać, a umiał tylko śpiewać. Na szczęście to odium disco polo udało mu się jakoś zrzucić - dodała dziennikarka, mając na myśli przełomowy moment w karierze Krzysztofa Krawczyka.
Krzysztof Krawczyk wrócił do Polski i dostał drugie życie
Krzysztof Krawczyk dzięki udanej współpracy z Goranem Bregovicem mógł porzucić disco polo i znów tworzyć ambitniejszą muzykę. Artyści wydali wspólną płytę, która została dobrze przyjęta przez krytyków. Poszczególne piosenki do dziś krążą w radiu i na imprezach, nie tylko u starszego pokolenia.
- To był prawdziwy przełom. Bregovic pojawił się akurat wtedy, kiedy Krzysiek nie mógł się odnaleźć, nie miał piosenek, nie koncertował. Bregovic postanowił nagrać płytę z polskim wokalistą, ale ponieważ nie znał tutejszego rynku, poprosił swoich współpracowników, żeby dostarczyli mu nagrania różnych, najlepiej znanych, polskich głosów. Na tej podstawie miał dokonać wyboru - opowiadała żurnalistka. Goran Bregovic nie musiał się długo zastanawiać. Od razu wybrał Krzysztofa Krawczyka. Okazuje się, że przeważyła prawda, jaką miał mieć w głosie.
- Ta prawda, kiedy Bregovic go słuchał, wynikała ze wszystkich przeżyć życiowych, które Krzysztof miał za sobą […] Goran dał mu drugie życie i był dla Krawczyka niezwykle ważną postacią - w dniu pogrzebu Krzysztofa Krawczyka opowiadała Maja Szabłowska.
Źródło: PAP, Super Express