Kolęda nie zawsze dobrze wspominana przez wiernych. "But w drzwi wstawił, nie było siły nie wpuścić"
Okres świąteczny zbliża się wielkimi krokami. Już niebawem księża w Polsce wyruszą z wizytą duszpasterską, tzw. kolędą. Nie wszyscy jednak dobrze wspominają wizytę duchownego w swoim domu. - But w drzwi wstawił, nie było siły nie wpuścić - przytacza swoją historię związaną z kolędą jedna z internautek.
Kolęda coraz rzadziej praktykowana?
Kolęda zazwyczaj odbywa się w Kościele Katolickim tuż po świętach Bożego Narodzenia . Księża odwiedzają domy parafian, aby bliżej ich poznać, pobłogosławić im na nowy rok i odmówić wspólną modlitwę. Wizyta duszpasterska na przełomie lat jednak bardzo mocno straciła na zainteresowaniu w oczach wiernych.
Tendencja odchodzenia od kościoła wyraźnie pokazuje, że co roku duchowni odwiedzają mniej domów w ramach kolędy. Sytuacja jest na tyle poważna, że w niektórych parafiach zmieniono nawet zasady i każdy, kto chce, aby ksiądz odwiedził go z wizytą , wcześniej powinien zgłosić to w kancelarii parafialnej.
Internautka wspomina swoją historię z kolędy
Zazwyczaj podczas kolędy wierni zostawiają także w kopercie ofiarę na kościół. Jest to temat bardzo kontrowersyjny. W internecie nie brakuje sporów o to, ile powinno włożyć się księdzu w kopertę. Czasem dochodzi nawet do skandalicznych sytuacji, gdy to duchowny wprost sugeruję kwotę.
Jedna z kobiet podzieliła się swoimi wspomnieniami z wizyty duszpasterskiej w mediach społecznościowych. - Jak byłam w podstawówce, to ksiądz przyszedł po kolędzie. But w drzwi wstawił, nie było siły nie wpuścić. Usiadł, teczkę otworzył i mówi: 'Tu jest dziecko, które nie uczęszcza na religię' - wspomina internautka i dodaje, że następnie ksiądz poprosił jej rodziców, by mógł z nią o tym porozmawiać.
Kolęda nie przez wszystkich wiernych jest dobrze wspominana
To jednak niejedyny przypadek, gdy ktoś źle wspomina kolędę. - Ostatni raz, kiedy przyszedł do nas do domu (ksiądz-red.), nie przygotowałam żadnej koperty, więc staliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy. Wychodząc, rzucił: modlić to wy się nie umiecie - wspominała na łamach Onetu pani Kornelia.
Pani Ewa z kolei opowiedziała, jaka historia przydarzyła jej się podczas kolędy 4 lata temu. - Ksiądz zaczął wizyty od najwyższego, ósmego piętra i zjeżdżał windą w dół, odwiedzając kolejne mieszkania. Około 19.00 spotkałam pod blokiem sąsiadkę z psem. Szepnęła mi, że ksiądz Marek "dziabnięty" był już na piątym piętrze - wspomina. - Proboszcz wysłał księdza na urlop, a na niedzielnej mszy mówił, że nawet najlepszemu kapłanowi może się noga powinąć - mówi pani Ewa w rozmowie z Onetem.
Źrodło: Onet/Goniec.pl