Jan Englert przyznał się do prowadzenia po alkoholu
Aktor dwukrotnie wsiadł do samochodu będąc pod wpływem alkoholu. Raz musiał dać łapówkę, by uniknąć kary. Obydwa zdarzenia Jan Englert opisuje w swojej książce. Czy to dobry przykład?
O tym jak niebezpieczne jest prowadzenie po alkoholu słyszymy co raz z serwisów informacyjnych, które opisują tragiczne w skutkach wypadki.
Jan Englert jednak postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami z prowadzenia po spożyciu w swojej książce biograficznej "Jan Englert. Bez oklasków". Tak opisuje pierwszą sytuacje:
- Zapytali, ile wypiłem, odpowiedziałem, że jedno piwo i nie czekając na ich reakcję, postawiłem sprawę jasno: "Możliwości są dwie: albo jedziemy badać krew, albo płacę. A jeśli płacę, to ile?". Nastąpiła druga pauza i nagle jeden z nich się odezwał: "Nie no, pobranie krwi pana zgubi" - czytamy w książce biograficznej aktora.
Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Wtedy to też, Englert dał swoją "pierwsza i jedyną" łapówkę w życiu.
- Ponieważ byłem wtedy u szczytu popularności, wyciągnąłem banknot. Ten drugi odrzekł: "My nie bierzemy pieniędzy", ale tak zamaszyście tym banknotem machałem, że wypadł mi z ręki i osiadł na milicyjnym bucie. I tak już zostało - pisze Jan Englert.
W drugiej sytuacji jednak to nie było już przysłowiowe "jedno piwo", a dwie setki wódki. Aktor więc nie nauczył się na błędach z pierwszej sytuacji. A wszystko to przez imprezę u Andrzeja Zaorskiego (o którego niedawnej śmierci pisaliśmy tutaj).
- Zapytałem żony, kto prowadzi, a kto się może napić. Odpowiedziała, że nie ma nastroju na alkohol. Więc wypiłem może dwie setki, nie więcej. Kiedy jednak wszedłem do kuchni, zobaczyłem, że Marian Kociniak z moją żoną piją w najlepsze. Po jej reakcjach zorientowałem się, że musieli sporo machnąć - opowiada w biografii Jan Englert.
I w tym momencie powinniśmy postawić pauzę i pomyśleć, że przecież wystarczyło zamówić taksówkę. Ale tak się nie stało. Jan Englert znowu wziął sprawy w swoje ręce - a dokładnie kluczyki.
- Zaholowałem ją do samochodu, zabrałem kluczyki i wyruszyliśmy do domu. Niestety trafiliśmy na obławę: ORMO i milicji. Zatrzymali mnie. Żona śpi. Poprosili o dokumenty. Już wiem, że tak łatwo się nie wymigam. Budzę, żonę, proszę, żeby podała mi dokumenty. I nie wierzę własnym uszom, bo ona zaczyna krzyczeć: "I bardzo dobrze, że go złapaliście. On po pijaku jeździ" - opisuje Englert.
Jednak i tym razem Janowi Englertowi udało się uniknąć odpowiedzialności za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu.
Jak dodaje funkcjonariusze obrali słowa żony w żart.
- Milicjant uśmiechnął się szeroko, ze zrozumieniem, pochylił się do mnie i rozbawiony powiedział "Oooo, panie Janku, ale się panu żona upierdzieliła". Oddali mi dokumenty i puścili wolno - czytamy w książce "Jan Englert. Bez oklasków".
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
Nowy pomysł rządu. Nagrobki nie będą już należeć do rodziny?
Na złożenie wniosku o 300 plus na dziecko jest czas tylko do 30 listopada
Agata Duda otrzymała zaproszenie do udziału w akcji "Matki na granicę"
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec.pl Źródło: "Jan Englert. Bez oklasków"