Ci posłowie latali najwięcej za naszą kasę. Rekordzista wsiadał do samolotu co trzy dni
Rekordzistą jest Grzegorz Napieralski z 426 lotami, co kosztowało podatników 269 tys. zł. Poseł wsiadał do samolotu średnio co 3 dni i 6 godzin, i to pomimo że w 2020 r. kupił mieszkanie na warszawskim Mokotowie, a wcześniej pomieszkiwał w hotelu sejmowym.
Posłowie w ramach swych obowiązków mogą bezpłatnie podróżować po Polsce środkami publicznego transportu zbiorowego, a także samolotami. Kancelaria Sejmu ma w tym celu zawarte umowy z liniami LOT i SprintAir. W związku z tym poprosiliśmy Centrum Informacyjne Sejmu o spis lotów wszystkich posłów w poprzedniej, IX kadencji Sejmu.
W odpowiedzi uzyskaliśmy pełną listę lotów, jakie posłowie odbyli w czasie IX kadencji Sejmu od 12 listopada 2019 do 13 listopada 2923. W sumie wybrańcy narodu odbyli 28399 lotów. Jako podatnicy zapłaciliśmy za to 18 mln 222 tys. 56 zł.
Loty posłów. Czołówka z obecnego obozu rządzącego
Rekordzistą jest Grzegorz Napieralski z Koalicji Obywatelskiej. Jego 426 lotów kosztowało 269 tys. zł. Napieralski latał średnio co 3 dni i 6 godzin. Zapytaliśmy go, gdzie i w jakim celu tyle latał. Z jednej strony ego rodzinny Szczecin faktycznie leży od stolicy daleko, ale z drugiej w 2020 r. poseł kupił mieszkanie na warszawskim Mokotowie, a wcześniej pomieszkiwał w hotelu sejmowym.
“Wszystkie loty wykonywałem w ramach wykonywania mandatu Posła RP. Szczecin i inne okoliczne miejscowości to mój okręg wyborczy, w którym pracuję i staram się być jak najczęściej” - wyjaśnia krótko polityk w SMS-ie przesłanym do redakcji.
Zaraz za nim na drugim miejscu plasuje się poseł Robert Kropiwnicki, także z Koalicji Obywatelskiej. On latał 401 razy, co dało koszt 255 tys. zł. Niestety polityk nie odpisał na nasze pytania.
Interesowało nas, czy pochodzący z Legnicy i stamtąd startujący w wyborach polityk ma mieszkanie w Warszawie, co pozwoliłoby mu zapewne na mniej lotów w tę i z powrotem. Z jego zeznania majątkowego wynika bowiem, że mieszkań ma aż 10.
Z kolei trzeci pod względem liczby lotów Jacek Protasiewicz (PSL) nie ukrywa, skąd jego 391 lotów za 249 tys. zł.
- Warszawa-Wrocław to główna trasa, na jakiej latałem. Czasem mogły się zdarzyć pojedyncze inne kierunki. Spełniałem swoje obowiązki w obu miastach, bo miałem biuro poselskie i w stolicy, i pod Wrocławiem. Poza tym dodatkowo latałem do pracy jako członek Komisji ds. Unii Europejskiej i Komisji Finansów, bo one zbierają się częściej niż inne komisje zwłaszcza w takich okresach jak prace nad budżetem czy absolutorium - tłumaczy Protasiewicz.
- Przylatywałem też na spotkania z przedstawicielami Rady Europy, bo byłem delegatem ds. Rady Europy. Z kolei w czasie kampanii wyborczej odbywałem spotkania z przedstawicielami OBWE - wymienia były już poseł.
A Jarosław Rzepa (PSL, miejsce 4, 382 loty, 243 tys. zł), który podobnie jak Napieralski pochodzi ze Szczecina, wyjaśnia “problem” tamtejszych parlamentarzystów:
- Mamy najdalej ze wszystkich posłów do Warszawy. Pociąg jedzie 7,5 godziny ze względu na remont na linii Poznań-Szczecin. Samochodem nie bardzo lubię jeździć, to jest aż 600 km. Jedynym środkiem transportu, którym można się w przyzwoitym czasie przemieścić do pracy w Warszawie, jest samolot, więc z tego korzystam. Miałem w IX kadencji dużo komisji - a teraz mam jeszcze więcej - co jest bardzo absorbujące. Inna sprawa, że nieraz zdarzały mi się awaryjne lądowania, a ostatnio podczas lotu ptak wleciał do silnika i wszyscy mieli duszę na ramieniu, więc to nie jest tak, że jakoś specjalnie te loty lubię.
Minister Nitras: “Dane są zawyżone, znalazłem lukę”
Piąty na liście jest członek obecnego rządu, minister sportu i turystyki Sławomir Nitras. Jego dorobek to 375 lotów wartych 235 tys. zł.
Pochodzi z zachodniopomorskiego - wyborach startował ze Szczecina. Polityk zaznacza, że nie kwestionuje ogólnej, wysokiej liczby lotów, ale jego zdaniem jest ona nieco zawyżona. Ma to wynikać ze spraw proceduralnych w Kancelarii Sejmu.
Rzecz dotyczy sytuacji, w których poseł nie może skorzystać z zarezerwowanego lotu, bo zarezerwował je na przykład na środę, ale okazało się, że posiedzenie Sejmu będzie przedłużone o jeden dzień i może on wylecieć z Warszawy do domu dopiero w czwartek.
W takim przypadku logiczne byłoby przesunięcie rezerwacji, jednak posłowie biorą po prostu nowy bilet. W efekcie choć lecą tylko raz, to naliczone mają dwa przeloty. Co z niewykorzystanym biletem? Zwykle… nic.
- A tymczasem okazuje się, że - o czym dowiedziałem się dopiero niedawno od pracowniczki Kancelarii Sejmu - tamten wiszący w systemie bilet można wykorzystać, ale tylko na tej samej trasie i przy spełnieniu pewnych warunków. W efekcie na 100 moich lotów realnie wylatałem pewnie jakieś 90 - tłumaczy minister.
Ale też zaznacza, że problem dotyczy wszystkich parlamentarzystów. - Myślę, że w przypadku większości posłów te dane są zawyżone o 10-20 proc. Tymczasem posłowie absolutnie o tym nie wiedzą, że mogą te bilety jeszcze raz wykorzystać. Sam dowiedziałem się o tym przez przypadek w zeszłym miesiącu, mimo że jestem posłem od 18 lat. Brałem bilet w jedną stronę, co jest nietypowe, i wtedy okazało się, że mogę wykorzystać stary bilet - mówi Nitras.
Niewykorzystane bilety oznaczają stratę pieniędzy. Zapytaliśmy Kancelarię Sejmu o tę sprawę i o to, czy można wdrożyć procedury zapobiegające takim sytuacjom. Gdy otrzymamy odpowiedzi, napiszemy o tym.
Ponad setka nielatających. Jeden z nich był obecny na wszystkich głosowaniach
Pierwsza dziesiątka najczęściej latających w poprzedniej kadencji posłów to ci, którzy w obecnej kadencji rządzą.
Szósty Dariusz Wieczorek (SLD, obecnie Nowa Lewica) zarezerwował 339 lotów na łączny koszt 217 tys. zł.
Siódmy Borys Budka z KO latał 338 razy za 219 tys. zł.
Ósmy Grzegorz Schetyna ma zapisanych 312 lotów za 204 tys. zł.
Dziewiąty Mirosław Suchoń i dziesiąta Monika Wielichowska (oboje z KO) latali po 309 razy. Loty Suchonia kosztowały 201 tys. zł, Wielichowskiej o 4 tys. mniej.
I dopiero jedenasty pod względem liczby lotów jest przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości, poseł Kazimierz Gołojuch z 304 lotami za 193 tys. zł.
W sumie z możliwości darmowych lotów w IX kadencji Sejmu skorzystało 343 posłów. Z ponad setki tych, którzy za pieniądze podatników ani razu nie wsiadali na pokład samolotu, warto wyróżnić Sylwestra Tułajewa. To poseł Prawa i Sprawiedliwości z Lublina. Czemu jest wyjątkowy? Mimo że nie skorzystał ani razu z lotów, miał stuprocentową frekwencję w głosowaniach w Sejmie.
Sam poseł uważa jednak, że nie należy tych dwóch spraw łączyć. - Bardzo ważne jest dla mnie, by reprezentować swoich wyborców skutecznie, odpowiedzialnie, ale też sumiennie, stąd ta frekwencja. Podchodziłem do tego bardzo sumiennie i po prostu pilnowałem każdego głosowania. W końcu w naszej gestii leży podejmowanie decyzji, od tego są posłowie. Ale kwestia sumienności i przelotów samolotem to dwie różne sprawy - wyjaśnia. Tułajew, który na co dzień mieszka w Lublinie.
Zapewnia też, że nie boi się latać samolotem. - Zwyczajnie przemieszczam się na trasie Lublin-Warszawa swoim autem lub sporadycznie pociągiem. Tak jest najwygodniej - mówi.
Warto odnotować także opisywany przez nas ostatnio przypadek Łukasza Mejzy. W trakcie poprzedniej kadencji Sejmu poseł PiS odbył 223 loty służbowe na koszt podatnika, przy czym mandat poselski przyjął dopiero w połowie kadencji. Za jego loty zapłaciliśmy ponad 156 tys. zł. Można przypuszczać, że gdyby Mejza był posłem od początku, też znalazłby się w gronie rekordzistów.