Włożyły 350 tys. zł w remont parafialnej sali. Ksiądz nagle wypowiedział umowę
Dwie siostry z podwrocławskiego Łozina nie mogą porozumieć się z miejscowym proboszczem. Jego poprzednik zawarł z kobietami umowę do 2045 roku, na podstawie której wydzierżawił im starą świetlicę, aby zorganizować tam salę bankietową, jednak teraz okazało się, że panie muszą zamknąć biznes. Obie nie kryją rozgoryczenia, bo w ciągu kilku lat w przedsięwzięcie zainwestowały aż 350 tys. złotych i nigdy nie słyszały słów niezadowolenia. Nowy kapłan nie przyjmuje tego do wiadomości, a ludziom stającym w obronie sali zamyka przed nosem drzwi.
Siostry wyremontowały parafialną świetlicę. Miały umowę z księdzem
Panie Ewa i Anita w 2013 roku przebudowały rozpadającą się świetlicę, która formalnie należała do parafii w Łozinach. Tamtejszy ksiądz myślał nawet o tym, by salę wyburzyć, bo nie była ona zupełnie przystosowana do użytkowania. Siostry wpadły jednak na pomysł założenia własnego interesu i podpisały z proboszczem umowę cywilnoprawną. Jak tłumaczą, imprezy organizowały 5-6 razy w miesiącu, a parafia mogła korzystać z sali bez żadnych kosztów, za to z obsługą kucharską i kelnerską.
Dostosowanie tego wszystkiego do wymogów troszkę nam zajęło. Została dobudowana jedna część kuchni, zostały wybudowane toalety. W sam budynek zainwestowałyśmy 340 tysięcy złotych. W tym koszcie nie zostało ujęte utwardzenie parkingu, położenie kostki brukowej na tarasie - opowiedziały reporterom “Interwencji”.
Nowy ksiądz uznał, że umowa z parafią jest nieważna
Dzierżawa sali miała obowiązywać do 2045 roku, ale rok temu proboszcz odszedł na emeryturę, a jego zastępca nie był już tak skory do współpracy. Uznał w końcu, powołując się na prawo kanoniczne, że umowa jest nieważna, bo nie ma pieczęci biskupa. Postawił też ultimatum - albo nowa umowa z czynszem 8,5 tys. złotych, albo biznes musi zostać zamknięty. Dotychczas wynajem kosztował 1,1 tys. zł.
O to, że powinna być pieczęć biskupa, powinien zadbać proboszcz. Osoby, które zawierają umowę dzierżawy nie mają obowiązku znać prawa kanonicznego. W takich relacjach między Kościołem a osobami fizycznymi pierwszorzędną rolę ma prawo cywilne - wyjaśniła prawnik Anna Wichlińska.
Mecenas Wichilińska wskazała ponadto, że pani Ewie i Anicie przysługują roszczenia o odszkodowanie i utracony zarobek w związku z utratą kontrahentów i odwołaniem imprez oraz zwrot nakładu. Siostry zarzekają się, że gdyby znały plany nowego proboszcza, nie włożyłyby w remonty tylu pieniędzy. Duchowny nie zgodził się nawet na to, by zrealizować zlecenia zaplanowane już wcześniej.
Nowy ksiądz nie chce z nikim rozmawiać
Sprawa postawiła kobiety w bardzo trudnej sytuacji, bo pani Anita, aby wykonać remont, zastawiła mieszkanie i wzięła kredyt. Za siostrami wstawili się zresztą mieszkańcy wsi z sołtys na czele. Ksiądz nie chciał z nimi rozmawiać i wyprosił z plebanii.
Drugą próbę podjęli już reporterzy “Interwencji”, wobec których kapłan również nie był łaskawy. Im także zapowiedział, że “nie będzie rozmawiał” i nie wyraził zgody na nagrywanie wizerunku.
ZOBACZ: Parafia pokazała cmentarny cennik. Nawet 3200 złotych za usługę
Tymczasem adwokat Anna Wichlińska podkreśla, że nawet wcześniejszy proboszcz , podczas zawierania umowy, wystosował list, jasno wskazujący, że realizacja zapisów zakładała plany na co najmniej 25 lat.
Mieszkańcy Łozina interweniowali w kurii
Były proboszcz nie potrafi zrozumieć decyzji swojego następcy. W jego liście nie brakuje za to pozytywnych słów pod adresem przedsięwzięcia pani Anity i pani Ewy. Kapłan wskazuje, że uratowano zabytek, a parafia i mieszkańcy czerpali z sali same korzyści. W jej obronie udali się nawet do wrocławskiej kurii.
Pojechaliśmy w kilka osób, rozmawialiśmy z biskupem. Do dnia dzisiejszego nie mamy informacji – przekazała Gabriela Podsiadły, sołtys Łoziny.
Mąż pani Ewy nie kryje żalu i wprost mówi, że “jest zażenowany”. Jest mu przykro, bo na salę pracowali z rodziną latami, poświęcając jej czas i pieniądze. - Zostaliśmy potraktowani jak śmieci – uważa.
Źródło: Interwencja Polsat