Tomasz Lepper o strajku rolników: PiS może dziś protestować sam przeciwko sobie
- Tacy ludzie jak Izdebski, Duda, Serafin czy Wójcik nie powinni reprezentować strajku rolników! - grzmi w rozmowie z Gońcem Tomasz Lepper. - Nie wolno pozwolić, by te słuszne protesty zostały upolitycznione - dodaje.
Lepper: osoby powiązane politycznie nie mogą reprezentować strajku
Janusz Schwertner: O co walczą dziś polscy rolnicy?
Tomasz Lepper:
O to, żeby było lepiej, żeby ceny były niższe i przede wszystkim o to, żeby wprowadzić embargo na produkty z Ukrainy. Granicy nie da się zablokować. Gdybyśmy to zrobili, inni producenci, nie zbóż, a mleka, byliby w tarapatach. Ale powinno zostać wprowadzone embargo na gotowe produkty, które jadą z Ukrainy. To by w dużym stopniu polepszyło sytuację w rolnictwie.
A jednak postulat zamknięcia granicy pojawia się bardzo wyraźnie w postulatach strajkujących.
Ale to nie jest takie proste, bo jednym się wtedy pomoże, a innym zaszkodzi. Poza tym to jest przecież granica Unii Europejskiej.
Podkreśla pan, że zamknięcie granicy uderzałoby także w polskich rolników.
Tych, który produkują mleko. Duża część produktów mlecznych idzie przecież na Ukrainę. Jak my zamkniemy granicę, to Ukraina zamknie ją dla naszych produktów. Dziś mamy problem ze zbożem, a wtedy zrobiłby się problem z mlekiem. Nie tędy droga.
Problemy się nawarstwiają.
Problem będzie gonił problem. Polska jest trzecim producentem mleka w Europie. To są ogromne ilości. Jedni byliby zadowoleni, drudzy nie.
- ZOBACZ WYWIAD Z TOMASZEM LEPPEREM W FORMIE WIDEO NA NASZYM KANALE NA YOUTUBE!
Dostrzega pan wśród strajkujących świadomość złożoności problemu?
U wielu tak. Wiadomo, że nie da się rozwiązać tych spraw z dnia na dzień. Bo i cały ten problem nie zrodził się tak nagle. To trwa odkąd wybuchła wojna. I przypominam, że to PiS zniósł embargo na gotowe produkty z Ukrainy. Bo zboże zbożem, ono powinno iść tranzytem, być wysyłane dalej. Ale na gotowe produkty powinno zostać wprowadzone embargo. Bo Ukraina ma dziś lepiej niż członkowie UE. Nie ma żadnych ograniczeń na środki ochrony roślin, tam stosuje się pestycydy i wszystko inne, właściwie bez ograniczeń. U nas jest na odwrót. To jest jawnie niesprawiedliwe. Unii też powinno zależeć, żeby te gotowe produkty z Ukrainy nie wjeżdżały, bo one zalewają całą Europę. Zresztą strajki są nie tylko w Polsce.
Liczy pan na zmiany.
Powinno być wprowadzone embargo, jakieś cło. Wiadomo, że nie wszystko z dnia na dzień. To jest proces dlugofalowy.
Rolnicy są wkurzeni. Z drugiej strony u pana widać zrozumienie trudnej sytuacji.
Potrzebne są ustawy, rozporządzenia. Poza tym jest Zielony Lad. Trzeba czasu na to wszystko. Nie ma co oczekiwać, że premier zrobi „bach!”, zadzwoni gdzie trzeba i wszystko w ciagu jednego dnia będzie załatwione. To są procesy wymagające cierpliwości. Trzeba rozmawiać, trzeba konkrety podpisywać. I pomału wszystko to rozwiązywać.
W ramach strajku idzie wiele grup, każda ma swoje interesy.
Do rozmów idzie dużo ludzi…
Za dużo?
Za dużo. Niektórzy nie powinni w ogóle reprezentować rolników.
Kogo ma pan na myśli?
Pana Serafina, Izdebskiego albo tego od tych norek.
Chodzi o Szczepana Wójcika.
Nie powinni tacy ludzie tam iść. Powinni być z każdego województwa wytypowani rolnicy, prawdziwi rolnicy. A nie ludzie, którzy chcą sobie zbić polityczny kapitał. Pan Wojcik to jest przecież kolega Rydzyka…
Strajkującym nie brakuje odwagi, by odciąć się od niektórych osób?
Ale już niektórzy rolnicy mówią o tym na głos. Że nie powinno być Serafina, Izdebskiego…
Pan nie chce, by strajk został upolityczniony.
Strajk nie może być polityczny. Dlatego powinni być wytypowani rolnicy niezależni. Niepowiązani z żadną partią. Bez przeszłości politycznej. Nowi ludzie, świeża krew powinna chodzić do rozmów. Producenci mleka, zbóż, malin. Tacy powinni iść! Wtedy te rozmowy by inaczej przebiegały. A ja tam widzę „Solidarność”, która od razu się obraża. A wiadomo, z kim jest powiązana.
Solidarność zwykle protestuje tylko wtedy, gdy nie rządzi PiS.
Teraz wszędzie najwięcej ich widać.
"PiS to może protestować sam przeciwko sobie"
Wróćmy do postulatów strajkujących. Kolejny dotyczy Zielonego Ładu.
Zielony Lad politycy PiS-u wprowadzili. Oni chcieli, żeby w ciągu paru lat 50% nierealnych warunków pospełnianych było. Można było spokojniej to załatwiać! Ale to za PIS-u powstało. To pan Wojciechowski załatwiał. Oni podpisali Zielony Ład i to już dawno. I wcześniej nikt w tym nie widział problemu?
A jednak politycy PiS popierają strajk.
To tak jakby protestowali przeciwko sobie, przeciwko temu, co sami zrobili.
Kaczyński chciał poprosić komisarza Janusza Wojciechowskiego o rezygnacje, ale ten nie odebrał nawet telefonu. Słyszał pan o tym?
Śmieszne to. A co to by dało, jakby teraz zrezygnował Wojciechowski? Już wszystko jest podpisane, ustalone. Teraz trzeba czasu, muszą się pozbierać komisje. Zielony Lad nie może być tak drastyczny, żebyśmy tak nagle o 50% pestycydy musieli zmniejszać. I tak dalej… Na spokojnie trzeba to wszystko robić.
Jakich rozwiązań jeszcze by pan oczekiwał?
Nie możemy tylko jako Polska ograniczyć Zielonego Ładu, bo przecież z tym wszystkim są powiązane dopłaty unijne. Jesteśmy zależni od UE. Weszliśmy do Unii i Unia nakazy daje. Coś za coś. Bierze się dopłaty, więc trzeba warunki spełniać. We wszystkim tak jest. Albo można się nie zgadzać i wyjść, ale to nie jest nierealne. Powinniśmy jednak oczekiwać teraz wsparcia, solidarności. Trzeba rozmawiać w Unii. Premier Tusk wie, jak to robić, był tam przewodniczącym. To nie jest sprawa jednego, dwóch miesięcy. Ale jestem dobrej myśli.
Za pół roku w jakim momencie powinnismy być?
Oczekuję embarga i modyfikacji w Zielonym Ladzie, w ramach możliwości. Jeśli chodzi o zboże, to firmy, które sprzedają nam, rolnikom, pasze nie powinny sprowadzać zboża z Ukrainy. Kwestie prawne trzeba uregulować, żeby było sprawiedliwie.
Według naszego sondażu aż 70 proc. Polaków popiera strajk.
Cieszę się, że tyle ludzi nas rozumie. I wie, co jest grane. Sam nie uczestniczę w strajkach, jestem po przeszczepie wątroby, choruję, nie mam tyle siły. Ale popieram jak najbardziej.
Jednak wspiera pan równocześnie wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka.
Tak, mam z nim kontakt. Byłem nawet w ministerstwie na jego zaproszenie. Stara się, lata, biega. Jest człowiekiem temperamentnym. Robi, co może. Ale to nie jest takie proste, żeby w ciągu 3 miesięcy wszystko załatwić! To nie tak, że wszystko było cacy do 13 grudnia, a teraz nagle wszystko zaczęło wjeżdżać i pojawiły się kłopoty. Nic się nie stało nagle.
"Strajk i dopłaty to nasza wspólna sprawa"
Boi się pan, że z biegiem czasu poparcie społeczne strajków będzie spadać?
Tak, dlatego odpowiedzialnością liderów strajku jest jak najdalsze odchodzenie od polityki. Nie służy temu obecność pana Dudy i innych, o których mówiliśmy.
Pan od dziecka chciał być rolnikiem?
Tak. I nigdy nie żałowałem.
Ale to nie jest proste życie.
Jak się kocha, co się lubi, to jest inaczej. Ja sobie nie wyobrażam innej pracy. Nie jest łatwo. W tym roku jeszcze nie ma dopłat wypłaconych, ekoschematy powstały, ale PiS nie wprowadził żadnych stawek i teraz się wszystko przeciąga. Niektórzy ludzie z miasta piszą: „a bo wy macie dopłaty i wszystko”. To nie tak. Jakby tych dopłat nie było, to chleb by nie kosztował 5 zł, tylko 15. Dopłaty są dla całego społeczeństwa. To nie są pieniądze dla rolnika, które on sobie weźmie i na wczasy pojedzie.
Przekonuje pan, że to wspólna sprawa.
Dopłaty to jest wspólna sprawa. Wszystko byłoby trzy razy droższe! W ogóle by nie było rolnictwa. Do różnych gałęzi są dopłaty, ktoś otwiera zakład fryzjerski czy samochodowy, to tak samo się o dopłaty stara. Warto, żeby ludzie o tym wiedzieli. I tak samo ten strajk, wszyscy walczymy o zmiany, które będą korzystne zarówno dla rolnika, jak i dla konsumenta.