Sprawa śmierci ojca Zbigniewa Ziobry. Wstrząsający wywiad z oskarżanym lekarzem. "Nasłano na mnie czterech prokuratorów"
- Czterech prokuratorów zostało oddelegowanych, żeby śledzić i ewentualnie dostrzec każdy mój błąd - wyznaje w rozmowie z Gońcem współtwórca polskiej kardiologii prof. Jacek Dubiel, którego Zbigniew Ziobro od 18 lat oskarża o przyczynienie się do śmierci swojego ojca. - Ta sprawa odebrała mi kilka lat życia… - przyznaje. Zdaniem wybitnego lekarza, były minister sprawiedliwości chciał dopaść go i pozostałych lekarzy “za wszelką cenę”.
W SKRÓCIE:
- Oskarżany przez Ziobrę lekarz przerywa milczenie i ujawnia nieznane dotąd fakty na temat toczącej się od 18 lat sprawy
- „Byłem w szoku” - mówi prof. Dubiel, pytany, jak zareagował, gdy rodzina Zbigniewa Ziobry wysunęła przeciwko niemu oskarżenie. Wyjaśnia, że chwilę wcześniej matka ministra… przyniosła mu kwiaty
- Jak obecnie przeżywa sprawę? - Trzeba mieć grubą skórę. Ja niestety takiej nie mam. Odczuwam zarzuty bardzo boleśnie. Ich oskarżenie brzmi, jakbym był mordercą!
- Zbigniew Ziobro sam dziś ciężko choruje. "Mogę tylko mogę powiedzieć, że współczuję każdemu choremu. Ale on na pewno mi nie współczuje i to jest różnica między mną a nim” - mówi prof. Dubiel
Prof. Jacek Dubiel, wybitny polski kardiolog
, którego Zbigniew Ziobro wraz z rodziną i do niedawna podległą mu prokuraturą oskarża o przyczynienie się do śmierci swojego ojca,
przerywa milczenie
.
We wstrząsającej rozmowie z Gońcem ujawnia nieznane fakty na temat toczącego się od 18 lat postępowania i przyznaje, że aparat państwa robił wszystko, by go “zmiażdżyć”. Wyznaje: ”ta sprawa odebrała mi kilka lat życia”. To przez nią współtwórca polskiej kardiologii zakończył pracę w szpitalu.
ZOBACZ ROZMOWĘ JANUSZA SCHWERTNERA Z PROF. JACKIEM DUBIELEM:
Ziobro z prokuraturą próbują dopaść lekarzy
Sprawa śmierci Jerzego Ziobry nie ma w Polsce precedensu. Całe postępowanie trwa już 18 lat i pełne jest zaskakujących zwrotów akcji.
Ojciec byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry zmarł na zawał serca w 2006 r. Jego rodzina dwukrotnie składała zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, jednak za każdym razem prokuratura umarzała postępowanie , nie doszukując się w działaniach lekarzy żadnych uchybień.
Ostatecznie sprawa trafiła do sądu na podstawie tzw. subsydiarnego aktu oskarżenia. A gdy w 2015 r. władzę objęło Prawo i Sprawiedliwość, prokuratura nagle dołączyła do procesu. I choć przeciwko lekarzom, którzy w szpitalu opiekowali się Jerzym Ziobrą wytoczono wszystkie możliwe działa, wszyscy w 2017 r. zostali uniewinnieni.
Od tamtej pory trwa jednak rekordowo długa apelacja - od siedmiu lat sąd nie potrafi podjąć decyzji, czy prawomocnie uniewinnić lekarzy, czy nakazać rozpoczęcie procesu od nowa.
- O tym, że pan Ziobro wytacza przeciwko nam sprawę, dowiedziałem się z mediów - wspomina po blisko 20 latach prof. Jacek Dubiel, jeden z oskarżonych lekarzy. To on był szefem kliniki, w której operowany był Jerzy Ziobro. - Byłem zaskoczony. Wcześniej, jak w szpitalu żegnałem się z jego żoną, była z jej strony wdzięczność, uśmiech, a nawet więcej: kwiaty! - opowiada Gońcowi kardiolog.
Czy zanim rodzina Zbigniewa Ziobry zaczęła ścigać lekarzy, najpierw jednemu z nich - w podziękowaniu za należytą opiekę - wręczyła kwiaty? - dopytujemy. - Dokładnie tak - potwierdza prof. Dubiel.
"Dla rodziny ministra Ziobry ta sprawa stała się chorą pożywką”
Co się zmieniło? - Tacy są ludzie - mówi prof. Dubiel. - Ja podejrzewam, że usłużni przyjaciele pana ministra pojawili się w jego życiu jako tzw. pomagierzy. I utrzymywali w przekonaniu, że pan Jerzy był tak naprawdę zdrowym człowiekiem, który poszedł do szpitala tylko na badanie diagnostyczne - zastanawia się lekarz.
- Muszę coś panu powiedzieć jako człowiek, jako lekarz… - kontynuuje w rozmowie z Gońcem prof. Jacek Dubiel. - Śmierć jest zawsze tragedią dla każdego. Jedni śmierć przeżywają, ale potem starają się oswoić z odejściem bliskiej osoby, z poczuciem samotności po stracie. A drudzy to wałkują i nieustannie rozważają. Teraz należy sobie zadać pytanie: czy przez 20 lat wałkowanie jednej sprawy przynosi emocję pozytywną czy negatywną? - pyta lekarz.
- Rodzina ministra i on sam są przekonani o słuszności swoich działań. To przekonanie jest podsycane jeszcze prawdopodobnie z innych źródeł. Ta sprawa stała się to dla nich pożywką, ale to chora pożywka. A przecież tę truciznę powinno się pewnego dnia odciąć. Życie jest skazane na śmierć, każde życie! - mówi w przejmującej rozmowie prof. Dubiel.
Prof. Dubiel: aparat państwa potrafi zmiażdżyć każdego
Prof. Jacek Dubiel to legenda swojego zawodu, nazywany jest jednym ze współtwórców współczesnej polskiej kardiologii. Jak się czuje z zarzutami - między innymi niegospodarności i partactwa - które padają w kontekście sprawowania przez niego i jego podwładnych opieki nad ojcem byłego ministra?
Lekarz przyznaje, że gdy jest się atakowanym w taki sposób, "trzeba mieć twardą, grubą skórę”. - Ja niestety takiej skóry nie mam. Jestem człowiekiem wrażliwym. W związku z tym bardzo boleśnie tego typu zarzuty odczuwam. Rzucanie takich stwierdzeń czy oskarżeń to tak, jakby bezpodstawnie kogoś opluć. Ale ze strony osób skarżących takich reakcji się można spodziewać - przyznaje.
- Aparat państwa potrafi każdego zmiażdżyć. Zwłaszcza jeżeli te osoby postępują w sposób daleki od prawa - dodaje lekarz.
Komentuje w ten sposób szeroko zakrojone działania państwa w okresie rządów PiS. Wówczas prokuratura nie tylko niespodziewanie dołączyła do procesu przeciwko lekarzom oskarżanym przez Zbigniewa Ziobrę, ale też wszczynała postępowania wokół wielu innych osób powiązanych ze sprawą.
Chodzi między innymi o liczne postępowania dotyczące szpitala, w którym pracował prof. Dubiel, wertowanie tomów dokumentacji w poszukiwaniu jakichkolwiek błędów, ataki prawne wobec sędzi, która uniewinniła lekarzy czy przeszukania w domach biegłych, którzy wydali korzystną dla lekarzy opinię sądową.
- O szóstej rano weszli do domów piętnastu biegłych, którzy wydali na nasz temat pozytywną opinię… A jeden z piszących opinię, znakomity zresztą kardiolog interwencyjny, został oskarżony, że posiada w domu zbiór amunicji. Dostał wyrok dwa lata w zawieszeniu… Był kolekcjonerem starej broni i starej amunicji, którą zbierał i trzymał w garażu. Znaleziono przepis, że powinien to zgłosić, dostał wyrok i odszedł z kliniki. Jest świetny, z powodzeniem prowadzi teraz prywatną klinikę, ale został zniszczony. Takie przykłady można multiplikować - mówi z przejęciem profesor.
Atakowana przez prokuraturę i samego Zbigniewa Ziobrę była również sędzia Agnieszka Pilarczyk, która w pierwszej instancji uniewinniła lekarzy.
- Ja uważam, że jak na tamte czasy (2017 r., okres rządów PiS - red.) to był gest bohaterski - mówi prof. Dubiel. Dopytywany, czy bohaterstwem było samo wydanie wyroku, odpowiada, że „właśnie tak”. - W dodatku ona zrobiła to w sposób tak profesjonalny, że przyjęcie apelacji od jej wyroku byłoby naprawdę ironią w stosunku do wymiaru sprawiedliwości. Wykazała tyle cierpliwości, tyle obiektywizmu… I wzięła na siebie naprawdę duże obciążenie, wzniosła się ponad naciski - uważa lekarz.
Kilkanaście tygodni temu okazało się, że Zbigniew Ziobro - który wcześniej zapowiadał wyłączenie się ze sprawy dotyczącej śmierci swojego ojca - trzyma w domu akta dotyczące tego postępowania. - O matko Boska! Może tęskni… - komentuje prof. Dubiel. - Powiem tak: ja w domu takich rzeczy nie trzymam, a na pewno nie wynosiłbym z pracy żadnych dokumentów.
Ma pan przekonanie, że cel Zbigniewa Ziobry był bardzo prosty: dopaść lekarzy za wszelką cenę? - No oczywiście, że tak. Oczywiście, że tak - mówi prof. Dubiel.
"Ta sprawa trwa tak długo… Jeden mój pełnomocnik już zdążył umrzeć”
Jak odnosi się do stwierdzeń padających na sali sądowej, że wraz z zespołem lekarskim miał przyczynić się do śmierci własnego pacjenta - i że w przypadku jednego z lekarzy miało chodzić o “umyślne działanie” narażające na utratę życia?
Przyznaje, że "odpowiedź na to pytanie jest trudna, bo w jego etyce i moralności tego typu stwierdzeń w ogóle nie można sformułować”. - Wie pan, zadaje mi pan pytanie, jak ja bym się czuł jako morderca? To jest pytanie nie na miejscu, tak samo jak to oskarżenie - odpowiada.
I dodaje: - Jest święta zasada od Hipokratesa, że lekarz jest kształcony po to, żeby pomagać. Lekarze w Polsce pracują bardzo ciężko. Ja pracowałem w okresie. komunistycznego państwa, pracowałem w okresie, w którym czuliśmy powiew wolności, solidarności, opiniowałem w sprawach wielkiej rangi państwowej. Tajemnice nie pozwalają mi ujawnienie jakich - wspomina.
Jednak jak mówi: "nigdy nie spotkałem się z naciskiem władzy, jaką mam wydać opinię”.
I zauważa, że coraz mniej młodych lekarzy wybiera specjalizację, z którymi łączy się duże ryzyko działań prokuratorskich: jak chirurgię, położnictwo, ginekologia. - Nie chcą się narażać na kłopoty. Kiedyś pod gabinetem, jak pracowałem, po każdej sesji egzaminacyjnej stało ośmiu kardiologów, którzy chcieli uczyć się kardiologii interwencyjnej. Teraz jak się dwóch uprosi, to jest dobrze - tłumaczy.
Pytany o to, jaki wpływ na jego życie ma toczące się od 18 lat postępowanie, odpowiada: -
Naprawdę wolę spędzać dzień z moimi chorymi, którzy mnie potrzebują, niż przesiadywać na wokandzie w atmosferze, nazwijmy to, wprost rozpoznawalnego przez każdego braku obiektywizmu
- tłumaczy.
I dodaje: - Ta sprawa odebrała mi kilka lat życia. Trwa to tak długo, że mój pełnomocnik już zdążył umrzeć. Następni na szczęście żyją. A ja? Jakoś żyję. Proszę pana, powiedziałem to, co mogłem powiedzieć. Powiedziałem to, co chciałem powiedzieć. Ale finalizując powtórzę: twoim sędzią jako lekarza zawsze jest pacjent. Jak pacjent o tobie dobrze mówi, to znaczy, że jesteś niewinny - mówi profesor.
W rozmowie z Gońcem ujawnia: - Z tego, co wiem, było co najmniej czterech prokuratorów oddelegowanych tylko po to, żeby śledzić i ewentualnie dostrzec jakikolwiek mój błąd. Nie mówię tu o błędzie według pojęcia lekarskiego, chodziło raczej o wszelkiego rodzaju niedomówienia. Po to, by ewentualnie rozpoczynać następną grę. To nie łatwo pracować jest, jeżeli każdy zgon jest analizowany przez grono prokuratorów. A przecież życie zawsze kończy się kiedyś śmiercią. I klinika przyjmuje chorych niezależnie od stanu. Bo to jest ostatnia przystań, gdzie chory może trafić - mówi.
Czy chciałby skierować jakieś słowa do byłego ministra, który dziś sam mierzy się z ciężką chorobą? - Ja tylko mogę powiedzieć, że współczuję każdemu choremu. On na pewno mi nie współczuje, to mogę pana zapewnić. To jest różnica między mną a nim. Ale trudno porównywać dwa poziomy - puentuje.
"Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”
W rozmowie z Gońcem legendarny kardiolog przywołuje jeszcze rozmowę z prof. Andrzejem Zollem. - To znakomita postać. Kiedyś zapytałem go: “Słuchaj, Andrzej, czy wy jeszcze macie na uniwersytecie przedmiot Prawo rzymskie? On mówi: mamy, ale jest nie obligatoryjne , tylko fakultatywne” - wspomina.
No więc chciałbym uczniom, którzy kończyli uniwersytet, dwa hasła przekazać. Jedno: nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Ci panowie na pewno słyszeli to hasło? I drugie: "Nikt nie może stanowić prawa dla siebie” - dodaje profesor Dubiel.
- Bardzo mnie też fascynuje, jak widzę zamodlonych - nie wymieniam konkretnych nazwisk, żeby nie było, że ja tu jakąś politykę robię - i śpiewających pieśni Jana Pawła II - kontynuuje profesor.
- To ja im przekazuję to, co kiedyś moim studentom, z encykliki Fides et ratio: "Człowiek nie może oprzeć swego życia na czymś nieokreślonym, na niepewności albo na kłamstwie, gdyż takie życie byłoby nieustannie nękane przez lęk i niepokój". Niech sobie Państwo wszyscy, którzy chodzą na pielgrzymki do pewnego miejsca w Polsce i wspierają pewne instytucje, i przedstawiając się z dumą jako pokolenie Jan Paweł II - przemyślą, czy można życie oprzeć na niepewności, na niedomówieniach i na kłamstwie? - pyta w rozmowie z Gońcem prof. Jacek Dubiel.