Śmierć matki i dziecka na Bałtyku. Pasażerowie promu zabrali głos
Nie milkną echa śmierci 36-letniej Polki i jej 7-letniego syna, którzy płynęli promem z Gdyni do Szwecji. Głos w sprawie zabrali świadkowie zdarzenia, którzy relacjonują, co się działo i jak na sytuację reagowali pasażerowie statku.
Tragedia na Bałtyku. Nie żyje matka i dziecko
Do zdarzenia doszło wczoraj (29.06) na Morzu Bałtyckim. Z promu Stena Spirit płynącego do Szwecji za burtę wypadło 7-letnie dziecko. Media poinformowały, że na ratunek skoczyła za nim 36-letnia matka.
Niestety potwierdził się najczarniejszy scenariusz. Zarówno matka, jak i dziecko nie żyją. - Aby ustalić okoliczności i przyczyny tego zdarzenia, będziemy przekazywać materiały, które udało nam się zabezpieczyć odpowiednim służbom między innymi monitoring. W tej chwili nie możemy się na ten temat wypowiadać, natomiast z tych materiałów, które zebraliśmy, informacja, która pojawia się w mediach, jakoby dziecko wypadło, a następnie za nią wyskoczyła osoba dorosła, nie jest prawdziwa - powiedziała na łamach Dziennika Bałtyckiego Agnieszka Zembrzycka, rzeczniczka prasowa Stena Line.
Świadkowie opisują, co działo się na promie
Głos w sprawie zabierają pasażerowie promu i zarazem świadkowie tragicznego zdarzenia. - Byliśmy na pokładzie słonecznym i wtedy zobaczyliśmy wielu ludzi biegnących w kierunku barierki i wskazujących w dół w kierunku wody - relacjonował obywatel Szwecji w rozmowie z svt.se. - Potem przybyła załoga i ludzie mówili po polsku, więc tak naprawdę nie rozumieliśmy, co się stało. Wyrzucili koło ratunkowe, więc zdaliśmy sobie sprawę, że ktoś wypadł za burtę. Ale nie wiedzieliśmy, że było tam dziecko i mama. Nie wiedzieliśmy tego - mówił mężczyzna.
Prom zatrzymał się i zawrócił, została spuszczona łódź ratunkową. - Okrążyli miejsce zdarzenia i sprawdzali je. Następnie trzy helikoptery, samoloty i inne statki również prowadziły poszukiwania - opowiadał Szwed.
Gdy znaleziono Polaków, na promie rozległy się oklaski
Wiemy, że poszukiwania trwały godzinę. Jeden ze świadków zdaje się jednak odczuwać, że minęło dużo więcej czasu. - Po prawie dwóch godzinach znaleźli ich. Najpierw matkę, a potem dziecko. Na pokładzie rozległy się wtedy oklaski - relacjonował.
W rzeczywistości poszukiwania były znacznie krótsze. Matka została znaleziona po 59 minutach, zaś jej syn 7 minut później. Oboje byli w stanie wycieńczenia. Dwoma śmigłowcami zostali podjęci z wody, a następnie zabrani w kierunku lądu, gdzie trafili do szpitala w Karlskonie. Niestety zmarli.
Źródło: Dziennik Bałtycki, svt.se