Słowa Kosiniaka-Kamysza o Wołyniu wywołały burzę. "Trzeba stawiać tę sprawę twardo"
Słowa Władysława Kosiniaka-Kamysza, czyli ministra obrony narodowej, wicepremiera polskiego rządu i prezesa PSL wywołały burzę. Chodzi o cytat odnoszący się do ukraińskiej odpowiedzialności za Wołyń: “Nie będzie wejścia Ukrainy do UE, jeśli nie będzie załatwienia sprawy Wołynia”. Sprawa ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej do dziś nie została zamknięta, a przez to rana Wołynia do dziś jest dla wielu Polaków aktualna.
Historyczna geneza
Polska i Ukraina, czy też państwa uznawane za historycznych protoplastów współczesnej Ukrainy, żyją obok siebie od stuleci, lecz często była to koegzystencja szorstka i konfrontacyjna.
Zaczynając już od starć w średniowieczu, przez lata powstawania unii polsko-litewskiej, przez liczne powstania kozackie, których na terytorium Rzeczypospolitej było aż dziewięć. Później przez długi okres koegzystowaliśmy obok siebie w ramach mocarstw europejskich aż do końca I wojny światowej, gdy oba narody postanowiły sięgnąć po swoją niepodległość.
Zaczęło się od starcia odrodzonej Polski z Zachodnioukraińską Republiką Ludową o Lwów, jednak potem wspólny wróg w postaci bolszewików połączył Rzeczpospolitą z Ukraińską Republiką Ludową w ramach porozumienia ich liderów Piłsudskiego i Petlury.
Jednak wspólna walka nie zakończyła się powstaniem niepodległego państwa ukraińskiego, co Ukraińcy potraktowali jak zdradę. Piłsudski wyraził to podczas swojej wizyty w Kaliszu, gdzie rozmawiał z ukraińskimi oficerami: “Ja was przepraszam. Panowie, ja was bardzo przepraszam, tak nie miało być” - stwierdził wówczas.
Historia II RP jest również bardzo burzliwa, a dzisiaj Ukraińcy zarzucają nam polonizowanie ich rodaków w tym czasie, choć równocześnie Ukraińcy zabili między innymi Bronisława Pierackiego, co miało miejsce w 1934 roku na warszawskim Foksalu. To, co wydarzyło się później nie znajduje żadnego usprawiedliwienia.
ZOBACZ MATERIAŁ WIDEO MIKOŁAJA DOWEJKI:
Zbrodnia wołyńska
W wyniku ataku Niemiec i Rosji Sowieckiej Polska znika z mapy w 1939 roku, lecz kontynuuje swoją walkę na frontach II wojny światowej. Jednak na terenach II Rzeczypospolitej i nie tylko wciąż mieszkają Polacy, którzy muszą zmagać się z okupacyjną rzeczywistością.
Przez obszar Polski przetacza się wojna Niemiec z Rosją Sowiecką, co powoduje, że Kresy Wschodnie trafiają pod zarząd niemiecki. Tymczasem na terytoriach Ukrainy powstaje formacja zbrojna UPA, czyli Ukraińska Powstańcza Armia, która ma na celu realizację wizji OUN, czyli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Chodzi o stworzenie monoetnicznego państwa ukraińskiego o charakterze faszystowskim.
W tym celu UPA walczy z Sowietami, Polakami, czy Niemcami, choć z tymi ostatnimi podejmuje lokalne porozumienia w celu walki z Sowietami, czy też w celu mordowania Polaków w trakcie rzezi wołyńskiej, co miało miejsce również w przypadku Żydów.
Ludobójstwo na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej trwało od lutego 1943 roku aż do maja 1945 roku. Śmierć poniosło od około 50-60 tysięcy Polaków do nawet 100-120 tysięcy, według różnych szacunków historyków.
Celem tej czystki etnicznej było zakończenie wielowiekowego sporu o tożsamość tych ziem poprzez eliminację ludności polskiej na drodze ku monoetnicznemu państwu ukraińskiemu. Mimo faktów historycznych, wiedzy o szczególnym okrucieństwie UPA, do dziś Polska nie doczekała się rzeczy podstawowych. A te powinny się zadziać, z przyczyn moralnych, ale z perspektywy ukraińskiej także w imię własnego interesu.
Mowa oczywiście o oficjalnych przeprosinach państwa ukraińskiego, wzięcie na siebie odpowiedzialności za tę zbrodnię i potępienie działalności ukraińskich nacjonalistów, przeprowadzenie ekshumacji, umożliwienie godnego pochówku i powstania miejsc pamięci, które pozwolą Polakom godnie pożegnać się często ze swoimi bliskimi, a także po prostu ze swoimi rodakami.
W czasach współczesnych 11 lipca obchodzimy rocznicę “Krwawej niedzieli”, która miała miejsce w 1943 roku. UPA przeprowadziło wtedy skoordynowany atak na wiele polskich wiosek w ciągu jednej nocy. Podkreślmy, że były to ataki na ludność cywilną, a nie polskie oddziały. Dziś nie możemy pozwolić na to, by przedstawiciele najwyższych władz państwa polskiego dalej składali kwiaty w szczerym polu.
Ukraińcy tymczasem na swojej Wikipedii rzeź wołyńską nazywają incydentem wołyńskim czy też tragedią wołyńską, twierdząc, że jest to dramat wzajemnego mordowania się. Rzeczywistość jest jednak taka, że w wyniku akcji odwetowych Polacy mieli zamordować od kilku do kilkunastu tysięcy Ukraińców. Mechanizm tego typu działań był bardzo dobrze pokazany w filmie “Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Często był to rewanż Polaków, którzy cudem uniknęli śmierci z rąk ukraińskich nacjonalistów.
Do dzisiaj wielu ukraińskich historyków próbuje negować odpowiedzialność Ukraińców za te zbrodnie - na czele z byłym prezesem ukraińskiego IPN Wołodymyrem Wjatrowyczem, który w 2011 roku wydał książkę z mocno sugerującym tytułem “Druga wojna polsko-ukraińska”.
Ukraińcy w kontrze oskarżają Polaków o niegodziwą Akcję “Wisła”, czyli akcję masowych przesiedleń ludności polskiej i ukraińskiej w wyniku powojennych zmian granic, a także zakładającą likwidację ukraińskiego podziemia zbrojnego.
Problem polega jednak na tym, że akcja ta była organizowana przez sowieckich i polskich komunistów, którzy władzę w Polsce przejęli w wyniku ustaleń na konferencjach wielkich mocarstw i dzięki stałej pomocy Sowietów. Mimo to Polska potrafiła zdobyć się na potępienie tego wydarzenia w polskim Senacie już w 1990 roku, w 2002 roku prezydent Kwaśniewski wyraził ubolewanie w związku z przeprowadzeniem tej akcji, a w 2007 roku prezydent Kaczyński i prezydent Janukowycz we wspólnym oświadczeniu potępili akcję “Wisła” twierdząc, że była ona sprzeczna z podstawowymi prawami człowieka, choć Ukraina domagała się nawet odszkodowań pieniężnych.
Wolna Polska i Ukraina
Od czasu upadku bloku wschodniego sprawa Wołynia wracała jak bumerang. Wielu Polaków liczyło na diametralną zmianę kursu państwa ukraińskiego, jednak niewiele w tej sprawie się zmieniło.
Najważniejsze gesty to hołd oddany przez Petro Poroszenkę 9 lipca 2016 w Warszawie gdy uklęknął przed Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej, czy ekumeniczna msza święta prezydenta Dudy i Zełeńskiego 9 lipca 2023 roku w hołdzie niewinnym ofiarom Wołynia.
Po każdym z tych wydarzeń obiecywano sobie bardzo dużo, przede wszystkim przeprosin, ekshumacji, pochówku i miejsc pamięci. Według Leona Popka na terenie Wołynia znajduje się do dziś około 10 tysięcy tzw. “dołów śmierci”, a kolejne tyle na terenie Małopolski Wschodniej. Do dziś jednak nie padła żadna nawet deklaracja państwa ukraińskiego w tym kierunku.
Z ust wielu polityków i komentatorów pada jeden argument: "to nie jest odpowiedni czas”. W takim razie kiedy jest na to czas?
Najpierw hołdując koncepcji Giedroycia, bardzo dbaliśmy o relacje polsko-ukraińskie (pogląd, wedle którego nie ma wolnej Polski bez Białorusi i Ukrainy jest słuszny). Później mieliśmy rewolucję w 2004 roku na Ukrainie, Majdan, początek konfliktu z Rosją w 2014 roku i dalszą eskalację w 2022.
Czy przez te 35 lat wolnej Polski i 33 lata wolnej Ukrainy nigdy nie było odpowiedniego momentu, by raz na zawsze tę sprawę zamknąć? Czy to właśnie nie jest najlepszy moment, gdy po inwazji Rosji Polska od razu i w wielkiej skali wspomogła Ukrainę przekazując jej swoje uzbrojenie, przyjmując miliony ukraińskich uchodźców, adwokatując w ukraińskiej sprawie po całym świecie, przypominając o zbrodniach Rosjan między innymi w Buczy?
Nie wyobrażam sobie bardziej korzystnego momentu na pojednanie niż po tylu przyjacielskich gestach z obu stron i wielu deklaracjach obywateli obu krajów.
Dlatego trzeba twardo i skutecznie upominać się o pamięć i godność ofiar, bo nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary. Stąd słowa wicepremiera Kosiniaka-Kamysza mogą, choć nie muszą, wytworzyć linię nacisku na stronę ukraińską, by ta jeszcze raz przyjrzała się sprawie i doszła do jednej najważniejszej konkluzji, że bycie częścią Zachodu to nie tylko przywilej, ale również odpowiedzialność między innymi za swoją historię.