Rozrywka.Goniec.pl > Lifestyle > "Siedzenie w ciasnym mieszkaniu z czterema osobami nie było łatwe". Jak przeżywamy koniec kwarantanny?
Maja Staśko
Maja Staśko 05.01.2022 20:28

"Siedzenie w ciasnym mieszkaniu z czterema osobami nie było łatwe". Jak przeżywamy koniec kwarantanny?

pedestrians-g881ef1887 1920
B_Me / 26 images na Pixabay

Wczoraj skończyła mi się izolacja. Przez całe dwa tygodnie siedziałam zupełnie sama w malutkiej kawalerce. Nie wychodziłam nawet wyrzucić śmieci (to była pierwsza rzecz po końcu izolacji!). Gdy wyszłam, chciałam uściskać każdego człowieka. Patrzyłam na ludzi i myślałam: żyją! Ekscytacja trzymała mnie cały dzień. Po powrocie do domu padłam i spałam 10 godzin - aż do początku pracy. Czyli aż do teraz.

Dziś czuję, że wszystko pędzi i jest nierealne. Od nadmiaru bodźców kręci mi się w głowie. Każdemu kontaktowi z człowiekiem wciąż towarzyszy ekscytacja, ale jednocześnie odczucie, że to się nie dzieje. Jak za mgłą.

Obserwuję swoje emocje i reakcje, jakbym badała przedmiot eksperymentu. Z dystansem, z zewnątrz. Ale jeśli cokolwiek wzbudzi mój niepokój, zwrócę się do specjalisty - bo zdrowie psychiczne jest równie ważne jak to fizyczne. I owszem, węch i smak mi wrócił, katar i kaszel minęły, fizycznie jest dobrze - ale organizm czuje tę zmianę. I jeśli nie poradzi sobie z tym sam, wiem, że może mi pomóc lekarz. Czuję się z tym bezpiecznie.

Ale moje reakcje mnie zaskoczyły. Byłam ciekawa, czy inni mają podobnie.

Zapytałam ludzi, jak oni przeżywali koniec izolacji

Dostałam mnóstwo odpowiedzi. Oto one:

Czułam się przytłoczona i ,,zdziczała", jakbym musiała na nowo nauczyć się poruszać w tłumie - ale przede wszystkim szczęście, bo przechodziłam covid dość ciężko. Nie miałam absolutnie siły, a pierwsze wyjście z domu to było wyzwanie.

Byłam na izolacji 3 tygodnie, pierwsze wyjście z domu 31.12 tylko do sklepu, w którym dostałam ataku paniki. Nie mogłam oddychać w maseczce, oblał mnie pot i bałam się tłumu ludzi. Do tej pory dochodzę do siebie i unikam wejść do większych sklepów, w pracy tez odczuwam lekki dyskomfort i mam poczucie takiego... amoku? Ale będzie dobrze, wierzę w to.

Byłam oszołomiona przestrzenią, natłokiem w sklepach, ale samo to, że wyszłam na zewnątrz poza cztery ściany, było cudowne!

Ja bym mogła być na kwarantannie cały czas. Nie lubię wychodzić do ludzi, źle się czuję, gdy muszę.

"Gdy w końcu wyszłam, czułam się najszczęśliwsza na świecie, zakupy płynu do naczyń w Rossmanie sprawiały mi radość i frajdę"

Dla mnie nie było różnicy. Wychodzę tylko gdy muszę, wcześniej były jeszcze spacery z psem kilka razy dziennie, od pewnego czasu niestety nie mogę z nim wychodzić, bo już go nie ma. Więc wychodzę tylko na uczelnię. U mnie data ostatniego pobytu poza domem to 21.12.2021 i aż do 09.01.2022 będę w domu. 9 stycznia wyjdę na uczelnię, ale nie będzie jakiegoś ,,wow", ekscytacji, raczej zmuszenie się.

Żona do mnie: nie brakowało Ci wyjścia z domu podczas izolacji? Ja: nie, nie musiałem nikogo widzieć.

Po spędzeniu 14 dni na izolacji domowej w zeszłym roku wsiadłam w auto i pojechałam na zakupy do Biedronki, gdzie wydałam przeszło 500 złotych. W domu skończyły się zapasy wszystkiego - proszki do prania, makaronu, ryże... A jest nas 5 osób dorosłych plus pies. Mieszkamy na wsi i pomimo, że babcia i dziadek dowozili nam na bieżąco jedzenie, to jednak skończyło się dużo zapasów, które mieliśmy wcześniej. Pozostała część rodziny nadal miała kwarantannę - dodatkowe 7 dni po zakończeniu mojej izolacji. Czułam się jak Święty Mikołaj, rodzina stała w oknie i z radością w oczach czekała na te zakupy. Co więcej, mieszkając na wsi izolacja/kwarantanna wyglądała zupełnie inaczej. Mieliśmy czas na zabawy z psem na podwórku, na lepienie bałwana, bitwy na śnieżki, bo zasypało nas śniegiem wtedy. Piekliśmy dużo, robiliśmy pączki, pizzę, ogólnie super zabawa. A w czasie pierwszego lockdownu na początku pandemii mieszkałam z mężem w centrum Warszawy. Ja byłam bez pracy, bo lockdown, a mąż miał nadmierną ilość pracy. Wtedy czułam się jak w klatce. Spadki energii i formy głównie psychicznej, nuda, lenistwo. Mało co wychodziłam, bo się bałam. A jak w końcu wyszłam, to czułam się najszczęśliwsza na świecie, zakupy płynu do naczyń w Rossmanie sprawiały mi radość i frajdę.

"Ulga. Siedzenie w ciasnym mieszkaniu z czterema innymi osobami, mając przy tym zaburzenia psychiczne, nie było łatwe"

Mnie osobiście izolacja bardzo dotknęła, bo jeszcze tydzień wcześniej narzeczona zerwała ze mną zaręczyny. Musiałem siedzieć w zamknięciu nie dość że fizycznym, to jeszcze mentalnym. Miliard myśli na sekundę, co poszło nie tak. Leżałem, Netflix, granie na PS4, książki i whiskey. To ciężkie doświadczenie, ale na swój sposób przyjemne z tym graniem praktycznie non stop. Z izolacji wyszedłem z podwójną siłą i zdobyłem tytuł Weterana w Runmageddonie. Co do organizmu owszem, byłem osłabiony po wyjściu. Ale to od leżenia non stop. Starałem się rozciągać w domu, ale nic to w porównaniu do prawdziwego spaceru. Co do reagowania na ludzi, to fajnie było ich widzieć na ulicy, ale dla mnie mogliby nie istnieć.

Ja się strasznie źle czułam. Przed izolacją lubiłam przebywać w zatłoczonych miejscach, teraz strasznie mnie to męczy.

Po pięciu tygodniach na izolacji (byłam chora półtora roku temu, wtedy nie było wytycznych, że można po 10 dniach od ustąpienia objawów wyjść z domu) czułam się dziwnie. Ale pojawiła się też ulga. Siedzenie w ciasnym mieszkaniu z czterema innymi osobami, mając przy tym zaburzenia psychiczne, nie było łatwe.

"Napady lęku i paniki - bałam się wychodzić sama, ciągle płakałam"

Dla mnie kwarantanna była super ze względu na nerwice lekową i zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne. Czułam się szczęśliwa, że nie muszę się tłumaczyć, czemu nie chcę gdzieś wyjść, bo miałam twardy dowód, że mam kwarantannę i po prostu nie mogę. Gorzej było, gdy musiałam wrócić do pracy i na studia... Nasiliły się lęki - miałam więcej czasu na analizowanie i myślenie. Ale dużo gorsze dla mnie są ataki paniki, gdy jest za dużo ludzi. A jedzenie w restauracji to dopiero koszmar. Wiąże się to też z pracą w contact center. Totalnie mam zjechaną psychikę w tej pracy, a biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio sobie uświadomiłam, że na pewno gdzieś na ulicy minęłam już niejedną osobę, z którą rozmawiałam telefonicznie, to już całkiem czuje obrzydzenie i niechęć do ludzi. Moje zaburzenia lękowe przy tym to pikuś - kwarantanno trwaj! Dla mnie najważniejszy jest kontakt z moją rodziną i partnerką, a reszta świata może być izolowana ciągle - czułabym się najbezpieczniej na świecie.

Napady lęku i paniki - bałam się wychodzić sama, ciągle płakałam... Dramat.

"Powietrze - tego mi brakowało"

Ja byłem sam 10 dni i wyprodukowałem chyba 6 worków na śmieci, najwięcej to plastikowe butelki 1,5l. A poza tym musiałem zamrozić chleb, bo dostałem za dużo. I dopiero dopiero na Wigilię dostałem coś extra: ciasto, rybę. A tak pierwsze 7 dni to lipa, nikt się zbytnio nie interesował poza policją.

Powietrze - tego mi brakowało. Takie z okna inaczej smakuje niż takie, jak staniesz pod klatką i mówisz do siebie: ,,Jestem w końcu wolna".