Goniec.pl Wiadomości Piotr Wawrzyk uderza w służby z czasów PiS: dlaczego nie ostrzegły mnie, że Kobos bierze łapówki?
Piotr Wawrzyk, fot. Wojciech Olkuśnik, East News

Piotr Wawrzyk uderza w służby z czasów PiS: dlaczego nie ostrzegły mnie, że Kobos bierze łapówki?

22 kwietnia 2024
Autor tekstu: Janusz Schwertner

- Komisja śledcza powinna wyjaśnić, dlaczego służby specjalne - jak się wydaje - nie wykonały żadnego ruchu w związku z działalnością Edgara Kobosa - mówi Gońcowi Piotr Wawrzyk. Dopytywany, czy służby wykazały się brakiem profesjonalizmu, czy same były uwikłane w przestępczy proceder, odpowiada: - To zadanie dla komisji, by wyjaśnić wszystkie aspekty tej sprawy.

W SKRÓCIE:

  • Politycy innych partii także prosili mnie o przyspieszanie procedur wizowych - mówi Gońcowi były wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk
  • Uderza też w służby specjalne, którymi rządzili Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik: - Zadaniem służb było poinformowanie mnie o zaistniałej sytuacji. A tutaj nie zrobiono nic!
  • Nie rozumiem, jak to możliwe, że służby tolerowały kolejne korupcyjne działania Kobosa - mówi ostro Wawrzyk
  • Przeczytaj także pierwszą część wywiady z byłym wiceministrem. “Nie wiedziałem, że Kobos przyjmuje łapówki” - mówił Januszowi Schwertnerowi

Janusz Schwertner: Dlaczego tak bardzo pomagał pan Edgarowi Kobosowi?
Piotr Wawrzyk, były wiceminister spraw zagranicznych: Takie twierdzenie jest mocno wyrwane z kontekstu…

Ale jest faktem - pomagał pan.
To nie tak, że on miał jakieś specjalne względy u mnie, ze względu na naszą znajomość czy fakt bycia moim asystentem. Zgłaszało się do mnie wiele osób. Gdy sytuacja tego wymagała, udzielałem wsparcia. Tylko ponownie, jak w czasie naszej pierwszej rozmowy , zaznaczę: nigdy nie wywierałem presji na konsulach, by komukolwiek przyznawali wizy. Za każdym razem chodziło wyłącznie o szybsze rozpoznanie wniosku. Nie było mowy o łamaniu czy naginaniu prawa.

Co do Edgara Kobosa , żałuję, że go poznałem. Gdyby nie on, całej sprawy by nie było.

Bardzo mu pan ufał.
Rozumiem, że można odnieść takie wrażenie. Ale naprawdę w wielu przypadkach sytuacja osób wnioskujących o wizy wymagała przyspieszania działań z obiektywnych, oczywistych względów. I nimi się kierowałem, a nie faktem, że o podjęcie działań prosił mnie Kobos, czy ktokolwiek inny.

Mówi pan, że nie tylko Kobos zwracał się do pana z prośbami o przyspieszanie procedur wizowych. O kogo chodzi?
Takich próśb otrzymywałem wiele. Wie pan, że także od polityków innych partii? Wśród nich byli też tacy, którzy dziś publicznie mnie krytykują.

O których polityków chodzi?
Ze względu na toczące się śledztwo prokuratorskie,  nie jest to temat o którym mogę rozmawiać. Wszystkie te informacje są natomiast w moim służbowym telefonie, śledczy mogą to ustalić.

Politycy innych partii esemesowali do pana, prosząc o przyspieszanie procedur w jakichś konkretnych przypadkach?
Tak. Tego dotyczył jeden z wniosków dowodowych, jaki zamierzał złożyć podczas komisji śledczej mój pełnomocnik. Jednak przewodniczący to uniemożliwił.

Czy to normalne, że sprawy wizowe dotyczące konkretnych osób omawialiście poprzez SMS-y?
Ja traktowałem te działanie jako służbowe. Dlatego wykorzystywałem w komunikacji z osobami, które się do mnie zgłaszały, wyłącznie mój służbowy telefon. Komunikowanie się za pośrednictwem SMS-ów w różnych kwestiach to nie jest specyfika Wawrzyka czy MSZ-u . To powszechna praktyka. Po prostu pewne rzeczy, jeżeli mają być załatwione szybko, wymagają korzystania z szybkich środków komunikacji.

Uważa pan, że komisja powinna podać nazwiska tych polityków?
Jeżeli chce wykazać się bezstronnością, to tak. Członkowie komisji mają dostęp do materiałów ze śledztwa, w tym do danych z mojego telefonu. Wystarczy, że zajrzą do środka i przeczytają SMS-y.

Piotr Wawrzyk: nie wiedziałem, że Kobos przyjmuje łapówki [WYWIAD, CZĘŚĆ PIERWSZA]

Afera wizowa. Piotr Wawrzyk: Nie rozumiem, jak to możliwe, że służby tolerowały kolejne korupcyjne działania Kobosa

Utrzymuje pan, że w kwestii afery wizowej nie ma pan sobie nic do zarzucenia.
Działania, jakie podejmowałem, nie przekraczały granic prawa. Ale gdy myślę o całej tej sprawie z Kobosem, nurtuje mnie co innego: to, jak działa - a raczej nie działa - system antykorupcyjny w Polsce.

Co ma pan na myśli?
Gdy wokół ministra kręci się jakiś przestępca, służby specjalne powinny natychmiast reagować. Przecież od tego są! Oczywiście w pierwszej kolejności ich zadaniem jest ustalenie, czy ów minister sam nie uczestniczy w przestępczym procederze. Jeśli istnieją takie przesłanki, należy zebrać dowody, doprowadzić do usunięcia takiego ministra ze stanowiska i skierować sprawę do prokuratury.

Przyjmijmy pańską wersję, że o łapówkach Kobosa nic pan nie wiedział. Co wtedy?
Właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia: w moim otoczeniu pojawił się człowiek, który brał łapówki. Ja nie miałem o tym pojęcia. Owszem, był moim asystentem, ale uważałem go za uczciwego człowieka. Nie miałem żadnych informacji o tych łapówkach. Zadaniem służb było poinformowanie mnie o zaistniałej sytuacji, a następnie całkowite odcięcie mnie od niego bądź podjęcie współpracy, mającej na celu powstrzymanie dalszych przestępczych praktyk. A tutaj nie zrobiono nic!

Ma pan pretensje do służb?
Nie mam pretensji do służb. Ale to jest ważny element, który komisja powinna zbadać.

Jak to nie ma pan pretensji?
Nie nazwałbym tego “pretensją”. To po prostu istotny wątek, warty szczegółowego omówienia. Powiem wprost: uważam, że służby nie zadziałały prawidłowo. Jeśli podejrzewałyby mój jakikolwiek udział w tym przestępstwie, powinny przeprowadzić wobec mnie prowokację. I uniemożliwić mi dalsze pełnienie funkcji. Nic takiego się nie wydarzyło. Nie rozumiem, jak to możliwe, że służby tolerowały kolejne korupcyjne działania Kobosa i nie wykonały żadnego ruchu, w żadnym kierunku.

Stawia pan zarzut, że służby są albo nieprofesjonalne, albo uwikłane.
Nie wiem. Uważam po prostu, że ta sprawa powinna być wyjaśniona przez komisję śledczą.

Afera wizowa. Piotr Wawrzyk: rzeczywistość jest inna

Pozostaje jeszcze jeden istotny wątek: centra wizowe i konsularne w Kielcach i Łodzi. Zdaniem Kobosa, nieprzypadkowo powstały w okręgach pańskich oraz byłego szefa MSZ Zbigniewa Raua. Jak mówi, miały służyć „wymuszaniu wiz”. A więc stanowić element całej afery.
To są absurdalne teorie Edgara Kobosa…

…ale sprawa śmierdzi. Przyzna pan: wyglądało to tak, jakby chciano w pewien sposób ograniczyć albo całkowicie wyeliminować rolę konsulów z procesu rozpatrywania wiz.
Tak to jest przedstawiane w mediach. Rzeczywistość jest inna i wymaga przypomnienia genezy.

Najpierw, po wyborach na Białorusi w 2020 roku, Łukaszenka wyrzucił z kraju naszych konsulów. W efekcie tam na miejscu nie miał kto rozpatrywać wniosków.

Jeśli chodzi o naszą służbę dyplomatyczną, to w Mińsku zostały łącznie dwie czy trzy osoby. Dlatego nie w Łodzi, a w centrali MSZ, powstało centrum wizowe. Ustaliliśmy następującą procedurę: konsulowie, którzy wrócili do Polski, mieli przyjmować dokumenty i następnie przekazywać je do dalszego procedowania tym, którzy pozostali na Białorusi, równocześnie przekazując im rekomendację, czy wydać w danym przypadku wizę, czy nie.

Chodziło o próbę poradzenia sobie z sytuacją, która mocno skomplikowała się ze względu na wydarzenia polityczne. Później doszła wojna w Ukrainie i dodano jeszcze Ukraińców do tej grupy cudzoziemców objętych działaniem centrum. I teraz dochodzimy do wątku, o jaki pan pyta: przeniesienia tego centrum do Łodzi, ale zaznaczam: bez zmiany zasad jego funkcjonowania…

Dlaczego wybrano Łódź?
Nie chodziło o związki ministra Raua. To wynikało z dokumentów przygotowanych na poziomie urzędniczym. Między innymi ze względu na koszty, odległość do Warszawy, łatwość dojazdu itp. Zwracam uwagę, że tak są zorganizowane podobne jednostki w innych państwach. Deglomeracja działa także w dyplomacji.

Jak miała wyglądać rola konsulów w procedurze przyznawania wiz?
To nie było tak, że konsulowie mieli nie rozstrzygać tych wniosków. Osoby, które miały być zatrudnione w centrum, to też konsulowie - urzędnicy będący członkami korpusu służby zagranicznej i mający uprawnienia konsularne. Kontrola ze strony konsulów byłaby więc zachowana! Nie mogło być inaczej, w Polsce rozpoznawać wnioski wizowe mogą tylko konsulowie.

Skąd w ogóle pomysł na to, by przenieść rozpatrywanie wniosków i całą tę procedurę do centrum w Łodzi?
Bo obsada poszczególnych konsulatów nie pozwalała już na obsługę tak dużej liczby wniosków wizowych, jakie napływały. I pojawił się dylemat, czy rozbudowujemy konsulaty, czy rozbudowujemy centrum. Jak zwykle w tego rodzaju sytuacjach zdecydował rachunek ekonomiczny.

Ta opcja była tańsza?
Tańsze było przyjęcie kolejnych pracowników do centrum wizowego w Łodzi niż wysyłanie nowych osób na placówki zagraniczne.

Jednak to wszystko mogło doprowadzić do jeszcze większych trudności przy weryfikowaniu konkretnych wniosków.
Zasada działania miała być taka, że jeżeli konsulowie pracujący w centrum wizowym mają jakiekolwiek wątpliwości co do poszczególnych wniosków, to zgłaszają je kolegom pracującym w danym kraju. A oni to dodatkowo sprawdzają. Tu jeszcze jedna istotna uwaga: rozpatrując wnioski, w pierwszym kroku sprawdza się zawsze, czy dana osoba złożyła wszystkie wymagane dokumenty. Weryfikowanie tego to pracochłonny proces.

Zamysłem było, aby tę mocno papierkową robotę wykonywali urzędnicy tu, na miejscu. Miało to na celu odciążenie konsulów, którzy są na placówkach. Moim zdaniem to była słuszna koncepcja, pozwalająca usprawnić całą procedurę.

A centrum w Kielcach?
Nie wiem w ogóle, dlaczego ono jest jakkolwiek łączone z wizami. Tu chodzi o Centrum Informacji Konsularnej. W tej chwili jest tak, że polski obywatel, który ma za granicą jakiś kłopot, musi szukać numeru konsula będącego na miejscu. My chcieliśmy wprowadzić jedną “infolinię” dla wszystkich naszych obywateli przebywających za granicą, obsługiwaną właśnie w placówce w Kielcach. To też służyłoby odciążeniu konsulów.

Afera wizowa. Piotr Wawrzyk: wyłącznie Kobos jest winnym

Ponoć Edgar Kobos liczy na status małego świadka koronnego. Już wcześniej wysyłał sygnały, że jest gotów zeznawać przeciwko panu.
Nie boję się tego i przy okazji zwracam uwagę, ą aby dostać status małego świadka koronnego, trzeba nie tylko przyznać się do winy, ale i przekazywać spójne, niezmanipulowane informacje. A on ciągle manipuluje różnymi opowieściami, interpretując je w sposób dla siebie korzystny, niekoniecznie zgodny z ich faktycznym znaczeniem. Jest jeszcze drugi aspekt - i tu dochodzimy moim zdaniem do kluczowej kwestii, czyli określenia roli tej osoby w całej tej sprawie…

O tym już właściwie wszystko wiemy. Edgar Kobos przyznał się do brania łapówek, w zamian obiecywał pomoc w uzyskaniu wiz.
Gdyby nie jego przestępcza działalność, to w ogóle by tej sprawy nie było. To wyłącznie on jest winnym. To jego przestępcza działalność doprowadziła do tego, że Wawrzyk jest tu, gdzie jest. Że także inne osoby są teraz w to “zamieszane” To nie jest tak, że pan Edgar jest osobą mało ważną tej sprawie. Swoją korupcyjną działalnością, wykorzystując moją chęć pomocy złamał życie, karierę, nie tylko mnie, ale też innym osobom. A teraz w nagrodę miałby ponosić za to znikomą odpowiedzialność? Jeżeli taka osoba miałaby dostać status małego świadka koronnego, to naprawdę polski wymiar sprawiedliwości nie wykazałby się sprawiedliwym podejściem.

A czy pan, zgodnie z obietnicą, złożył już wyjaśnienia w prokuraturze? Przypomnijmy, najpierw pan odmówił, tłumacząc się złym stanem zdrowia.
Absurd polega na tym, że nie mogę panu odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ obowiązuje mnie tajemnica śledztwa. Ujawnianie nawet tak oczywistych aspektów tej sprawy może wiązać się z odpowiedzialnością karną. Trzeba o to zapytać prokuraturę.

Czyli rozumiem, że pan złożył wyjaśnienia… A prokuraturę pytałem: odmówiła odpowiedzi.
Naprawdę? No to pojawia się pytanie, dlaczego? Dlaczego z jednej strony pewne informacje ze śledztwa wyciekają, a inne nie? To jest absurdalne.

Jednak to pańskie milczenie, spotęgowane ostatnio odmową złożenia zeznań przed komisją śledczą, sprawia wrażenie, jakby miał pan coś do ukrycia. Nic dziwnego, że wątpliwości wokół pańskiej osoby rosną.
Nie mam nic do ukrycia, muszę jednak przestrzegać prawa. Ale to jest pytanie o działanie organów państwa, nie o moje. Ale w takim razie powtórzę to, co napisałem w oświadczeniu : byłem i jestem w każdej chwili do dyspozycji organów ścigania, w każdym wymiarze, który będzie wymagany.

Jeszcze raz powtarzam, pełniąc funkcję posła czy ministra, nigdy nie naruszyłem prawa . Gdy miałem jakieś informacje że ktoś inny to robi, niezwłocznie informowałem odpowiednie służby.

Piotr Wawrzyk tłumaczy, dlaczego odmówił składania wyjaśnień. Mamy jego oświadczenie [NASZ NEWS]
Obserwuj nas w
autor
Janusz Schwertner

Redaktor naczelny Goniec.pl. Zdobywca "europejskiego Pulitzera" 2021. Trzykrotnie zdobywał Grand Press (2018, 2020, 2022), dwukrotnie Nagrodę im. Fikusa za dziennikarstwo najwyższej próby (2018, 2021) oraz także dwukrotnie Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski. Dwukrotny finalista Nagrody im. Woyciechowskiego, finalista Nagrody im. Torańskiej oraz Nagrody "Kryształowe Pióra". Pięciokrotnie zwyciężał w konkursie "People Awards" Ringier Axel Springer Polska. Zwycięzca plebiscytu "Dobry Dziennikarz 2019", laureat nagród "Zielona Gruszka", "Zielony Prus" i "Człowiek z pasją". Zdobywca Grand Video Award. Współautor książek "Smoleńsk. 96 wspomnień", "Antyterroryści. Polskie siły specjalne w akcji", "Szramy", "Zwierzak. Spowiedź policyjnego przykrywkowca" i "Wałęsa '80". 

Chcesz się ze mną skontaktować? Napisz adresowaną do mnie wiadomość na mail: redakcja@goniec.pl
non-fiction wiadomości finanse technologia zdrowie rozrywka sport