Rozrywka.Goniec.pl > Gwiazdy > Poruszające fakty z młodości Krzysztofa Krawczyka. Po śmierci ojca wziął na siebie utrzymanie rodziny. To sprowadziło kłopoty
Piotr Szczurowski
Piotr Szczurowski 07.09.2022 14:14

Poruszające fakty z młodości Krzysztofa Krawczyka. Po śmierci ojca wziął na siebie utrzymanie rodziny. To sprowadziło kłopoty

Krzysztof Krawczyk w młodości przeżył prawdziwą tragedię. Musiał dorosnąć zbyt wcześnie, to sprowadziło kłopoty
Jan BIELECKI/East News

Krzysztof Krawczyk bez wątpienia jest jednym z najważniejszych muzyków ostatnich dekad. Legendarny trubadur nie zawsze jednak był statecznym gentlemanem, a swojego czasu w jego życiu nie brakowało skandali. Niewiele osób jednak wie, przez co w młodości przeszedł muzyk.

Kultowy artysta, często porównywany do Elvisa Presleya, w młodości przeżył prawdzą tragedię i nie stronił od alkoholu i narkotyków. Wszystko zmieniło się, gdy poznał młodziutką kelnerkę Ewę, która w przyszłości miała zostać jego żoną. To dzięki niej się nawrócił i porzucił życie "rock'and'rollowca".

Krzysztof Krawczyk młodo przejął obowiązki głowy rodziny

Swoją karierę Krzysztof Krawczyk rozpoczął w wieku zaledwie 18 lat, zakładając legendarnych "Trubadurów". Talent odziedziczył po ojcu śpiewaku operowym, Januarym Krawczyku, który zmarł w 1964 roku. Młody artysta musiał wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny. Został wówczas gońcem, aby utrzymać siebie, matkę i młodszego o cztery lata brata Andrzeja, kontynuując jednocześnie naukę w szkole wieczorowej.

- Pamiętam siebie, 18-latka, jak po śmierci ojca, kiedy żyliśmy w biedzie, stałem pod kuchnią łódzkiej restauracji i chłonąłem nozdrzami zapach schaboszczaka [...] Ojciec był cudownym człowiekiem, gdy zmarł, mama była bezradna. Jako 16-latek nie mogłem dostać pracy, robiłem więc herbatę i roznosiłem jakieś pisma - byłem zwykłym gońcem, popychadłem. Ale zawsze miałem uśmiech dla drugiego człowieka - wspominał legendarny piosenkarz w swojej autobiografii. Trudna sytuacja życiowa i poczucie niesprawiedliwości sprawiły, że dotychczas wierzący Krzysztof Krawczyk odsunął się od wiary.

- Życie po śmierci bliskiej osoby zawsze jest trudne. Śmierć to ogromna, bolesna strata. Z ojcem byłem mocno związany, bardzo go kochałem. Był dla mnie autorytetem pod każdym względem. Gdy umarł, pomyślałem sobie, że Pan Bóg, który jest miłością, nie powinien mi tego zrobić. Ta śmierć spowodowała też, że rzuciłem się w wir pracy. Sumienie było zagłuszone - nie chodziłem do kościoła, wygodnie mi było nie przystępować do sakramentu spowiedzi, a więc nie tłumaczyć się z tego, jak żyję. Czerpałem z życia, a świat wydawał się leżeć u moich stóp - mówił Krzysztof Krawczyk w rozmowie z katolickim portalem Aleteia, tłumacząc swoje odejście od kościoła w latach młodości.

Szczęśliwie dla Krzysztofa i jego bliskich, w latach 70. jego kariera nabrała rozpędu, co ułatwiło mu utrzymanie rodziny. Młody artysta zyskał sławę i koncertował na całym świecie - nie tylko w krajach ZSRR, ale również Australii, Grecji, Holandii, Jamajce, Kubie, aż po... Alaskę. To właśnie w tym okrasie powstały tak kultowe utwory, jak "Parostatek", czy "Rysunek na szkle".

Mama Lucyna była tego świadkiem, ale nie tylko. To ona pilnowała, by nie myślący o przyszłości artysta regularne płacił składki do ZUS-u. Dzięki temu, jak sam mówił, miał "bardzo dobrą emeryturę", która tuż przed śmiercią wynosiła około 2 tys. zł.

Krzysztof Krawczyk zachłysnął się sławą. Zostawił rodzinę i wpadł w kłopoty

Wiedziony powodzeniem na scenie europejskiej, w 1979 roku wyemigrował do Stanów, gdzie grywał w klubach Chicago i Las Vegas, jednocześnie pracując jako taksówkarz i robotnik budowlany. Będąc z dala od rodziny, Krzysztof Krawczyk popadł w kłopoty z alkoholem i narkotykami, co mogłoby się skończyć tragicznie, gdyby nie poznał młodej kelnerki Ewy, która w przyszłości została jego żoną. To dzięki niej zawrócił ze złej drogi i odzyskał wiarę.

Ewa namówiła go, by udał się na mszę do kościoła w Chicago, co stało się punktem zwrotnym w jego życiu. Od tej pory Krzysztof Krawczyk stał się bardzo religijny. W wywiadzie dla "Faktu" ksiądz Janusz Koplewski, wieloletni przyjaciel artysty, wspomina, że legendarny trubadur nie wstydził się swojej wiary.

- Był taki religijny, że modlił się za swoich fanów. Krzysztof Krawczyk nie wstydził się swojej religijności. Modlił się przed każdym koncertem. Modlił się za tych, którzy przyszli go posłuchać. Gdy byłem na jego koncercie, prosił, żeby go pobłogosławić, inaczej nie chciał wyjść na scenę. Celebryta, a jednak to było dla niego tak ważne! Bardzo to szanuję - powiedział ksiądz Janusz Koplewski w wywiadzie dla tabloidu.

Spodziewaliście się tego po artyście, którego pożegnaliśmy 5 kwietnia 2021 roku?

Artykuły polecane przez Goniec.pl:

źródło: wp.pl

Tagi: