Fenomen Majora Suchodolskiego - dlaczego młodzi Polacy tak chętnie sięgają po nagrania białostoczanina?
Major Suchodolski to w pewnych kręgach postać kultowa. Rzec by można, naczelny polski patostreamer, przyciąga przed ekrany monitorów tysiące widzów dziennie. O fenomenie białostockiego youtubera porozmawialiśmy z profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu Magdaleną Kamińską.
Major Suchodolski to zdecydowanie jedna z najciekawszych postaci polskiego YouTube'a. Niektórych fascynuje, innych żenuje, ale jednego nie można mu odmówić - dziennie potrafi przyciągnąć przed ekrany komputerów tysiące widzów. I nie najgorzej na tym zarabia.
Krzysztof Kononowicz - wszystko zaczęło się od niego
By zrozumieć historię Majora, należy cofnąć się wiele lat, do 2006 r. Wtedy to cała Polska miała okazję poznać Krzysztofa Kononowicza - bezrobotnego białostoczanina, który zdecydował się kandydować na prezydenta miasta. Sympatycznie wyglądający mężczyzna o krępej budowie ciała, przemawiał do widzów na spocie wyborczym, zachęcając do oddania nań głosu. Wkrótce film z udziałem "początkującego polityka" w tureckim swetrze miał się stać jednym z pierwszych polskich virali w serwisie YouTube .
- Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego - przekonywał do swoich racji Krzysztof Kononowicz.
Teksty wypowiadane przez kandydata na prezydenta Białegostoku takie jak "co się stało się" , czy "od tego oni są, od tego są oni, od tego są" szybko zyskały miano kultowych. O Kononowiczu rozpisywano się w polskiej prasie i internecie; artykuły na jego temat przedstawiły nawet niemiecki "Der Spiegel" i australijski "The Sydney Morning Herald". Mężczyzna gościł w programie Piotra Najsztuba i Jacka Żakowskiego, wystąpił też jako aktor w filmie Patryka Vegi "Ciacho" u boku Cezarego Żaka .
Za jego sukces odpowiadał znany w kręgach podlaskich nacjonalistów Adam Czeczetkowicz , który wystawił Krzysztofa Kononowicza w wyborach prezydenckich jako kandydata swojego ugrupowania "Podlasie XXI wieku". Fotela w miejskim ratuszu naturalnie nie udało się zająć, ale Kononowicz zdążył "skorzystać" na rozgłosie stając się na chwilę jedną z najbardziej medialnych osób w państwie.
"Wyżej wleziesz, z większym hukiem zlecisz" mówił w komedii "Kochaj albo rzuć" Kazimierz Pawlak odgrywany przez Wacława Kowalskiego. Hasło okazało się trafne w przypadku białostoczanina, który tak jak zabłysnął, tak szybko również zniknął z przestrzeni publicznej. O Kononowiczu zapomnieli niemal wszyscy , łącznie z jego ówczesnymi promotorami. Jednak po kilku latach względnej ciszy, filmy z jego udziałem ponownie zaczęły pojawiać się w serwisie YouTube.
Nie było w nich już nic nazbyt odkrywczego - przedstawiały mężczyznę podczas "testowania" różnego rodzaju śledzi w oleju lub w trakcie wykonywania domowych obowiązków. Zyskały jednak swoich odbiorców, którzy chcieli dowiedzieć się co słychać u postaci, która jeszcze parę lat temu cieszyła się tak ogromną popularnością w mediach.
Major Suchodolski dołącza do Kononowicza
Z czasem do Krzysztofa Kononowicza zaczęli dołączać kolejni "bohaterowie" , którzy pojawiali się na nagraniach z jego udziałem, by - chcąc nie chcąc - błysnąć w świetle fleszy.
Punktem zwrotnym w historii byłego kandydata na prezydenta stał się 2015 rok - wtedy to przygarnął do swojego domu na białostockich Starosielcach mężczyznę, który szybko wyrósł na równorzędnego bohatera nagrań Kononowicza. Mowa o Majorze Suchodolskim właśnie, który jak twierdził sam gospodarz, miał być wówczas bezdomnym poszukującym dachu nad głową.
Wkrótce Krzysztof Kononowicz oficjalnie przedstawił swojego lokatora jako współpracownika - Wojciecha Suchodolskiego. W pierwszym wspólnym nagraniu, poświęconym Wojciechowi Jaruzelskiemu , możemy usłyszeć jak Major, bo takim pseudonimem posługiwał się przyszły gwiazdor, nazywa generała "obekiem" , przeklina, przeprasza "że tak powiedział" i apeluje do telewizji, by "ujawnili, co on [Jaruzelski - przyp. red.] w życiu robił, w tym Białymstoku". Nieumiejący się zbyt jasno wysłowić bohater nagrania, pretendujący do bycia kimś w rodzaju specjalisty IPN-u, szybko zyskał sympatię widzów filmów z udziałem Krzysztofa Kononowicza.
Spin-off serii
Choć w nagraniach z byłym kandydatem na prezydenta przez lata pojawiali się różni mieszkańcy Białegostoku (Mexicano, kartel Łosiów, czy autor kultowego "stało się to, co się stało się miać" profesor Tomasz Baranowski), tworząc tzw. uniwersum Szkolnej (od nazwy ulicy, przy której mieszkają dwaj główni bohaterowie), wydaje się, że to właśnie Major Suchodolski osiągnął największy sukces spośród nich, stając się w pewnym sensie konkurentem Krzysztofa Kononowicza.
- Skonstruowane to było na zasadzie takiego duetu komicznego typowego dla komedii filmowej – jeden gruby, drugi chudy . I jeden z nich zrobił coś w rodzaju spin-offu - zaczął budzić wyraźnie większą sympatię - tłumaczy nam prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza dr hab. Magdalena Kamińska - Kononowicz ma też wąski repertuar, w przeciwieństwie do Majora, który jest taki swojski , sympatyczny. Wchodzi też o wiele częściej w interakcję z odbiorcami; to też jest taka charakterystyczna rzecz dla mediów społecznościowych, że można wejść w interakcję z osobami kreującymi show - mówi specjalistka z poznańskiego Instytutu Kulturoznawstwa.
- Kononowicz jest w tym ewidentnie słabszy. Powiedziałabym, że Major sobie lepiej poradził z mechaniką emocjonalną mediów społecznościowych i snuciem ciekawej opowieści. Patostreamy są nudne, jeśli polegają tylko na tym, że ktoś się upija, bije kogoś po twarzy – ile można na to patrzeć? Trzeba jednak ludziom dać coś więcej, by to podtrzymywać dłuższy czas - twierdzi prof. Magdalena Kamińska.
To prawda - w pewnym momencie swojej kariery, to Major Suchodolski przejął pałeczkę - częściej publikował filmy i relacje na żywo; wyrósł też na osobę dominującą i zaczepną w ich relacji - agresywnie odnosił się do swojego gospodarza, szantażował go wyprowadzką i osamotnieniem (tak często powtarzane przezeń "się pozbędziesz mnie" ), nie chciał pomagać w codziennych obowiązkach. Potrafił też znikać na całe noce, pozostawiając swojego przyjaciela we łzach. Wielu widzów twierdzi, że nocne wypady Majora Suchodolskiego spowodowane są uzależnieniem mężczyzny od inhalacji oparami rozpuszczalnika . Zarzucał mu to zresztą również sam Kononowicz.
Dlaczego Polacy sięgają po patostreamy?
- Tak się mówi na poły żartobliwie, że zostaliśmy przygotowani przez media mainstreamowe do patostreamów, bo telewizja wynalazła reality show, które poruszało tematy w tej konwencji. Niektórzy żartują też, że pierwszym patostreamem w Polsce był serial „Świat według Kiepskich” . Młodzież pamięta go z dzieciństwa - traktuje nostalgicznie i sentymentalnie. To nie jest zatem tak, że w przestrzeni internetu pojawiło się nagle coś, czego nie było wcześniej i ludzie nie mieli ochoty na oglądanie takich rzeczy - wyjaśnia prof. Magdalena Kamińska.
W mediach społecznościowych istnieją grupy zrzeszające fanów uniwersum Szkolnej, w której miłośnicy Majora Suchodolskiego i Krzysztofa Kononowicza wymieniają się informacjami, nagraniami, czy swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi tematów poruszanych przez bohaterów. To głównie młodzi ludzie, w przedziale wieku 18-35 lat , rzadziej osoby niepełnoletnie, czy w średnim wieku. Przeglądając profile fanów, można dojść do wniosku, że to niezwykle często osoby wykształcone lub studiujące - przeciwnie do odbiorców większości popularnych patostreamerów.
- W przypadku Szkolnej jest troszeczkę inaczej, bo to są starsi ludzie. Typowi patostreamerzy wyrośli ze streamowania gier w większości, tak jak Daniel "Magical", inne Rafatusy i tego typu postaci. Nie są one już zresztą popularne, bo młodzieży się szybko zmienia. W tamtych przypadkach dochodził problem polegający na tym, że widownia w większości była nieletnia. Też przez ten target był kształtowany content. Natomiast w przypadku Szkolnej, to są ludzie w wieku studenckim, albo nawet "tuż-po-studenckim", bo takich też znam, którzy nie finansują tego procederu. Zależy im jednak na bardziej rozbudowanej historii - opowiada nam specjalistka z Instytutu Kulturoznawstwa UAM.
Pytamy zatem naszą rozmówczynię o to, co ludzie dostrzegają w takiej działalności , dlaczego chcą jej poświęcać swój cenny czas, który mogliby przeznaczyć na bardziej rozwijające aktywności.
- Co w tym ludzie widzą? Coś co ich bawi. Była też wysnuwana hipoteza, którą wprawdzie trudno udowodnić, że chętnie patrzymy czasem na ludzi, od których czujemy się lepsi, że to podnosi naszą samoocenę. Dochodzimy do wniosków, że jeszcze tak nisko nie upadliśmy, jak bohaterowie takiego patoshow - stwierdza profesor.
Zapytać o motywacje zainteresowania uniwersum Szkolnej postanowiliśmy również osób, które stale oglądają filmiki z udziałem Majora Suchodolskiego i komentują wydarzenia z nagrań na forum.
- Od pewnego czasu śledzę patostreamy i nie trafiłem na tak abstrakcyjną osobę jak Major - tłumaczy nam Sebastian - Jest bardzo nietypowym człowiekiem. Na co dzień nie spotykam takich ludzi , a jego filmiki pozwalają mi w łatwy sposób dostać się do świata takich jak on - argumentuje.
Wydaje się zatem, że młodzi ludzie zafascynowani są pewnego rodzaju egzotyką świata przedstawionego na nagraniach z Majorem Suchodolskim. Nie obracając się w podobnym towarzystwie, mogą obserwować relacje bohaterów z "innej planety". Wynika to być może z podobnej fascynacji, jaką mają podróżnicy odwiedzający przedstawicieli obcych kultur. Młodzi nie zawsze są z tego dumni, ale przyznają, że sprawia to po prostu dużą frajdę.
- Dla mnie to jest takie "guilty pleasure", rozumiesz - mówi nam Agnieszka - Może to jest niewłaściwe etycznie, ale 99% widzów nie robi im żadnych pranków, głupich żartów. Po prostu to oglądam, bo to zabawne i ciekawe . Taki "Big Brother" trochę, w bardziej hardkorowej wersji, bo padają czasem przekleństwa, ktoś tam na kogoś nakrzyczy - opowiada.
Do określenia "guilty pleasure" w kontekście twórczości Majora Suchodolskiego odnosi się także specjalistka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
- Na pewno nie jest to rozrywka na wyrafinowanym poziomie, chociaż z drugiej strony trzeba mieć naprawdę dużą wiedzę, żeby rozumieć uniwersum Szkolnej. Ono się ciągnie już długo i dużo rzeczy się wydarzyło po drodze, mało kto wszystkie pamięta. To uniwersum stawia wyznania poznawcze. Natomiast nie jest to koncert muzyki poważnej, nie jest to kultura wysoka - mówi prof. Kamińska.