Dwie pary bliźniąt zginęły w pożarze w południowym Londynie. Matka była w sklepie
W tragicznym pożarze w londyńskim Sutton zginęły dwie pary bliźniąt. Horror rozegrał się, gdy matka dzieci wyszła do sklepu pozostawiając je bez opieki. Teraz na kobiecie ciążą zarzuty zaniedbania dzieci, ich ojciec natomiast nie potrafi poradzić sobie ze stratą.
Dramatyczne zdarzenie miało miejsce w czwartek 16 grudnia około godziny 19 czasu londyńskiego. Jak informowaliśmy , strażacy przez dwie godziny walczyli z szalejącym ogniem, który niestety pochłonął cztery ofiary śmiertelne. Byli to bracia, których matka pozostawiła samych udając się do pobliskiego sklepu.
Czworo dzieci zginęło w płomieniach, matka robiła zakupy
W pożarze domku szeregowego w Sutton w południowym Londynie zginęli czteroletni bliźniacy Kyson i Bryson oraz ich trzyletni bracia - Leyton i Logan .
Przybyłe na miejsce zastępy straży pożarnej od razu ruszyły do płonącego domu, by odnaleźć znajdujące się w nim dzieci.
Choć chłopców udało się szybko zlokalizować i sprawnie wyniesiono ich na chodnik w celu przeprowadzenia resuscytacji, w szpitalach, do których trafili stwierdzono zgon całej czwórki .
Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
- Ta śmierć pozostawiła wszystkich otępiałych z głębokiego smutku - powiedział mediom komisarz straży pożarnej w Londynie Andy Roe.
"The Sun" poinformował tymczasem, że sąsiedzi doniesli, iż 27-letnia matka bliźniąt zostawiła je bez opieki i poszła do sklepu oddalonego o pięć minut spaceru. Gdy wróciła, zastała płonący szeregowiec i wezwała straż.
Kobieta trafiła pod zarzutem zaniedbania dzieci do aresztu, a ich ojciec, który jest z 27-latką w separacji, nie potrafi poradzić sobie z tak ogromną stratą.
Strażacy w szoku po pożarze w Sutton
Nie tylko rodzice chłopców przeżywają jednak prawdziwą gehennę. Nieudana akcja ratunkowa mocno odbiła się na psychice interweniujących strażaków.
- Wiek dzieci, fakt, że były takie młode, będą miały głęboki wpływ na strażaków - mówił zastępca komisarza LFB Richard Mills po tym, jak do służb dotarła wiadomość, że życia reanimowanych przez długi czas chłopców nie udało się uratować.
Kilku z mężczyzn już udzielono pomocy psychologicznej, niektórzy zaś tak bardzo przejęli się losem poszkodowanych, że pojechali za karetkami do szpitali, gdzie dowiedzieli się o śmierci dzieci.
- To incydent, który wywołał u wszystkich głęboki smutek. Moje myśli są z rodziną i przyjaciółmi dzieci, całą lokalną społecznością i wszystkimi, których dotknął ten pożar - stwierdził Andy Roe z londyńskiej policji.
Wciąż badane są potencjalne przyczyny wybuchu pożaru. Jak spekulują media, do zapłonu ognia mogły doprowadzić niesprawne lampki choinkowe, od których zapaliły się pokryte PCV drzwi wejściowe.
Lokalna społeczność żegna bliźnięta
W piątek rano przed kordonem policyjnym na Collingwood Road zaroiło się od kwiatów oraz maskotek, które pozostawili wstrząśnięci mieszkańcy okolicy. Na jednym z bukietów można było przeczytać bilecik z napisem "Kocham, dziadek".
Wszyscy są wciąż zszokowani i przerażeni tym, co stało się w czwartkowy wieczór. Nauczyciele chłopców z przedszkola przyszli by złożyć im hołd i wyraźnie przygnębieni mówili, że na dzieci nadal czekają świąteczne prezenty, które przygotowała placówka. Lokalna pastorka przybyła na miejsce tragedii, aby zapalić świeczkę, a sąsiadka rodziny wspominała, że dzień przed pożarem widziała śmiejących się, radosnych chłopców razem z ich mamą.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
-
"Wiadomości" TVP nie poinformowały widzów o przegłosowaniu lex TVN
-
Dodatkowy zasiłek opiekuńczy dla rodziców i opiekunów. Wyjaśniamy, kto go dostanie
-
Sanepid i policja intensyfikują kontrole. Będą działać również w święta i Sylwestra
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres redakcja@goniec. pl
źródło: Fakt, BBC News