Był martwy przez 90 minut. Zdradził, co się z nim działo
Wątek życia po śmierci do dziś spędza sen z powiek ludziom, którzy bardzo chcą wierzyć w to, że "po wszystkim" czeka na nich coś jeszcze. Choć trudno jednoznacznie stwierdzić, czy faktycznie istnieje jakieś życie "po", nie brak relacji, które zdawałyby się to potwierdzać. W sieci niedawno pojawiła się historia 60-latka, który przez ponad godzinę według wszelkich wskazań był martwy.
60-latek opowiedział, co czuł, gdy przez 90 minut był martwy
60-letni Alistair Blake stracił w środku nocy przytomność i prawdopodobnie byłoby po nim, gdyby nie odnalazła go jego żona. Kobieta robiła, co mogła, aby mu pomóc i wezwała ratowników, którzy reanimowali go przez 90 minut. W trakcie walki o życie mężczyzny użyto defibrylatora... ale bezskutecznie. Gdy wydawało się już, że mężczyzna odejdzie z tego świata, jego serce nagle znów zaczęło pracować.
60-letni Alistair Blake, który 90 minut nie reagował na próby resuscytacji i defibrylacji, postanowił opowiedzieć dziennikarzom, co działo się z jego świadomością w tym czasie. Jego relacja może być dla niektórych zaskakująca. Jak przekazał, przyczyną nagłej utraty przytomności była niedrożna tętnica, która doprowadziła do zatoru. Mężczyzna najpewniej zmarłby, gdyby nie szybka reakcja jego żony.
Nie żył przez 23 minuty i twierdzi, że trafił do piekła. Wyznał, co zobaczył "po drugiej stronie"Mężczyzna nagle stracił przytomność. Rozpoczęła się walka o jego życie
Melinda Blake obudziła się w środku nocy i zdziwiło ją, że jej mąż wyjątkowo... nie chrapał. Choć wiele kobiet ucieszyłaby taka niespodzianka, Melinda postanowiła sprawdzić, czy z Alistairem wszystko w porządku - mimo wszelkich starań, mąż kobiety nie reagował na próby obudzenia. Wtedy stało się jasne, że trzeba wezwać pogotowie. Melinda zadzwoniła na numer alarmowy i rozpoczęła trwającą 20 min resuscytację. Gdy medycy przyjechali na miejsce, przejęli pacjenta, kontynuowali resuscytacje krążeniowo-oddechową oraz 12 razy próbowali przywrócić akcję serca za pomocą defibrylatora. Walka o życie mężczyzny trwała około 90 min.
Gdy sytuacja stała się dramatyczna, policjanci wzięli Melindę Blake do sąsiedniego pokoju, aby nie oglądała trudnej dla niej sytuacji. Gdy już było niemal pewne, że wydarzy się najgorsze, nagle zdarzył się cud i ratownicy wyczuli puls u pacjenta.
Pacjent trafił do szpitala. Jego zdrowie wciąż wisiało na włosku
Alistair Blake trafił do szpitala w Frankston, gdzie kardiolog prof. Jamie Layland otworzył zablokowaną tętnicę, która spowodowała zator. Mężczyznę przeniesiono na oddział intensywnej terapii, ale jego rokowania nadal były bardzo słabe. Ku zaskoczeniu lekarzy, kilka dni później mężczyznę wybudzono, a w jego mózgu nie dostrzeżono żadnych uszkodzeń pomimo niedotlenienia mózgu. Później Australijczyka poddano kolejnej operacji - wszczepienia rozrusznika serca. Gdy opuszczał placówkę, personel nazwał go Łazarzem, gdyż wrócił ze zmarłych.
Alistair Blake postanowił opowiedzieć dziennikarzom, co czuł przez 90 min, gdy był martwy i jak wyglądało jego doświadczenie z pogranicza śmierci.
- Pamiętam, jak kładłem się spać w sobotni wieczór, a następną rzeczą, którą pamiętam, było obudzenie się w czwartek rano na wózku jadącym z OIOM-u na oddział kardiologiczny. Mój mózg całkowicie zablokował to, co wydarzyło się pomiędzy - powiedział portalowi news.com.au Alistair Blake. Czy to oznacza, że nie ma żadnego życia po śmierci?
Źródło: news.com.au