Afera podkarpacka. Były minister: sekstaśmy polityków istnieją
- Moje osobiste zdanie jest takie, że te taśmy są. W czyich rękach? Niestety tego nie wiemy - mówi w rozmowie z Gońcem były minister spraw wewnętrznych Janusz Kaczmarek. Chodzi o potencjalne nagrania z udziałem znanych przedstawicieli życia publicznego, które miały zostać potajemnie zarejestrowane w czasie ich wizyt w podkarpackich agencjach towarzyskich.
Afera podkarpacka i domniemane sekstaśmy
W centrum afery podkarpackiej są dwaj ukraińscy bracia, którzy przez lata rozbudowywali w tamtym regionie sieć agencji towarzyskich. W 2005 roku zostali oskarżeni o czerpanie korzyści z nierządu i handel ludźmi, ale najpierw otrzymali łagodne wyroki, po czym szybko wrócili do dawnych praktyk. Momentem przełomowym było zatrzymanie przez policję pięściarza Dawida Kosteckiego, także podejrzewanego o kierowanie grupą przestępczą zajmującą się między innymi sutenerstwem. Kostecki publicznie zarzucił wtedy podkarpackim organom ścigania, że od lat przymykają oko i wręcz wspierają działalność ukraińskich braci. W 2018 roku bracia Aleksiej i Jewgienij R. zostali znów skazani, jednak ponownie usłyszeli zaskakująca niskie wyroki.
O aferze zrobiło się w Polsce głośno z dwóch powodów. Po pierwsze, Dawid Kostecki przebywając za kratkami w 2019 r. popełnił samobójstwo. Po drugie, w tym samym roku były oficer CBA Wojciech J. stwierdził publicznie, jakoby w należących do Ukraińców agencjach towarzyskich nagrywani byli znani politycy, w tym m.in. Marek Kuchciński (ten wkrótce zdecydowanie temu zaprzeczył). "Rzeczpospolita" pisała później, że podobnych nagrań - z udziałem nie tylko polityków, ale i znanych księży czy funkcjonariuszy państwa - może być więcej.
Janusz Kaczmarek: politycy mogą być szantażowani
O kulisach afery podkarpackiej Goniec rozmawiał z Januszem Kaczmarkiem, niegdyś prokuratorem generalnym i szefem MSW, a obecnie adwokatem, obecnie obrońcą części osób oskarżonych w tej aferze.
Kaczmarek przyznał, że według niego sekstaśmy z udziałem VIP-ów faktycznie istnieją. - Nie będę wymieniał konkretnych osób. Nie mam wiedzy, czy to tych konkretnych osób, które były wymieniane w mediach, to dotyczy. Jednak uważam, że generalnie takie taśmy są - przekonuje adwokat.
Jak dodał, jego wiedza “nie jest wiedzą byłego ministra czy prokuratora, tylko osoby, która czytała różnego rodzaju zeznania i wyjaśnienia dotyczące afery podkarpackiej”. W związku z tym wyrobiłem sobie swój własny pogląd - dodaje.
Pytany o to, jak to może wpływać na potencjalnie nagranych polityków, stwierdził: - W takich przypadkach oni mogą podejmować decyzje takie, które będą dla kogoś innego wygodne. Jeśli jest szantaż, to należy spodziewać się, że osoba szantażowana zrobi wszystko, co ktoś od niej oczekuje - mówi Kaczmarek.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ JANUSZA SCHWERTNERA Z JANUSZEM KACZMARKIEM:
Co o taśmach mówi prokuratura
Jednak prokuratura, która badała aferę podkarpacką, informowała publicznie, że nigdy nie zabezpieczyła żadnych tego typu nagrań.
“Potwierdzają to też akta sprawy, z których wynika, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego szukała takich nagrań m.in. prując ściany w agencjach braci R., ale ich nie znalazła. Nikt też wspomnianych nagrań nie ujawnił w mediach i nie udowodnił, że faktycznie istnieją” - przypominał w czerwcu 2020 r. portal Onet.
Janusz Kaczmarek twierdzi, że “taśmy są”, ale “nie wiadomo, w czyich rękach”.