Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Rozrywka > W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. A naprawdę zabrała go potworna choroba, miał tylko 44 lata
Kacper Kulpicki
Kacper Kulpicki 14.11.2023 17:42

W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. A naprawdę zabrała go potworna choroba, miał tylko 44 lata

Mariusz Sabiniewicz "M jak miłość"
W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. Fot. AKPA

Mariusz Sabiniewicz wcielał się w postać Norberta Wojciechowskiego w "M jak miłość", jednak grany przez niego bohater został nagle uśmiercony. Scenarzyści byli do tego zmuszeni, bo obiecująca kariera aktora została przerwana przez potworną chorobę, za którą zapłacił najwyższą cenę w wieku zaledwie 44 lat. Co mu dolegało?

Mariusz Sabiniewicz grał Norberta w "M jak miłość"

Mariusz Sabiniewicz w "M jak miłość" grał męża Marty Mostowiak i syna Łukasza oraz Ani. Jako Norbert Wojciechoowski początkowo wyrzekł się syna i nie chciał oddać mu krwi,. Wówczas wyjechał za granicę, jednak po latach wrócił, by zawalczyć o porzuconą rodzinę. 

Dawne uczucia między bohaterami powróciły. Planowali ponowny ślub, jednak z ambitnych miłosnych planów znów nic nie wyszło. Gdy pewnego dnia oznajmił wybrance, że chce, aby Łukasz nosił jego nazwisko, spotał się z jej odmową. Widzowie mogli wtedy obserwować, jak zamienia się w czarny charakter knujący w tajemnicy intrygę, wskutek której mógłby odebrać jej ukochane dziecko. 

Relacje Norberta z synem systematycznie się poprawiały, jednak na drodze ku lepszej przyszłości stanął wypadek samochodowy. Scenarzyści  wpadli wówczas na pomysł, że ojciec uratuje życie dziecka, a sam zostanie sparaliżowany. Stracił władzę w nogach, ale w końcu pogodził się z tym, że nie będzie mógł chodzić. Niestety, nikt nie zdołał przewidzieć tego, co wydarzy się w życiu prywatnym artysty. To poskutkowało kolejnymi zmianami w scenariuszu. 

Śmierć Roberta Leszczyńskiego była wielkim zaskoczeniem. Nie każdy zna kulisy nagłego zgonu. To podstępna choroba

Postać grana przez Mariusza Sabiniewicza w "M jak miłość" została uśmiercona

Norbert Wojciechowski grany przez Mariusza Sabiniewicza wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Taki obrót zdarzeń był ich ukłonem wobec aktora, który w 2002 roku usłyszał okrutną diagnozę od lekarzy. 

Postępująca choroba sprawiała mu coraz większą trudność i dalsza gra w telenoweli nie była już możliwa. Poruszający się na wózku inwalidzkim bohater zginął podczas wspomnianej podróży. A co wydarzyło się tak naprawdę? Doszło do tragedii, z którą jego bliscy długo nie mogli się pogodzić. O czym mowa?

Mariusz Sabiniewicz
W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. Fot. Kapif

Mariusz Sabiniewicz zmarł 16 lat temu. Na co chorował?

Mariusz Sabiniewicz po zakończeniu pracy w "M jak miłość" skupił się na walce z chorobą, która coraz bardziej wycieńczała jego organizm. W wywiadach otwarcie mówił o tym, co mu dolegało i starał się patrzeć na przyszłość z optymizmem mimo tego, że przez długi czas przebywał w szpitalu.

 Do końca trzeba walczyć. Przynajmniej się starać. Rozkleić się, rozmazać jest najłatwiej - zapewniał przed laty na łamach Gali, zaś w Świecie Seriali dodał, że nie było mu łatwo dojść do takich wniosków.

W szpitalu nie ma podziałów na osoby lepsze i gorsze. Ludziom popularnym wcale nie choruje się wygodniej. Żyję w ciągłym strachu, ale staram się o tym nie myśleć - zwierzał się.

Były gwiazdor popularnego serialu TVP po wieloletnich trudach zmarł 26 kwietnia 2007 roku. Chorował na raka trzustki. Został pochowany na cmentarzu Miłostowo w Poznaniu. Ilona Łepkowska, z którą pracował na łamach serialu, do końca wierzyła, że uda mu się pokonać zdrowotną udrękę. 

Przeżyliśmy dwa nawroty jego choroby, ale mieliśmy, tak jak on, nadzieję, że śmierć można odegnać - mówiła podczas uroczystości pogrzebowych. Wiedzieliście, że życie Mariusza Sabiniewicza było tak skomplikowane?

Mariusz Sabiniewicz
W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. Fot. AKPA
Mariusz Sabiniewicz
W "M jak miłość" zginął w katastrofie lotniczej. Fot. AKPA

Źródło: Gala, Świat Seriali

Powiązane
Reksio
QUIZ. Kultowe bajki z czasów PRL. Tylko najlepsi zdobędą chociaż osiem punktów