Turyści w Bieszczadach narzekają na ceny. "Taniej nam wyjdzie Bułgaria z all inclusive"
Wakacje w Zakopanem lub nad polskim morzem kosztują coraz więcej. Czy podobnie jest w Bieszczadach? By osobiście to sprawdzić, udałem się w samo serce tego regionu. Nad Soliną nie zabrakło zaskoczeń, nie tylko finansowych.
Ile kosztuje weekend w Bieszczadach w 2023 roku? Niektóre ceny zwalają z nóg
Sezon wakacyjny dopiero się rozpoczyna, więc natchniony przygodą, na razie bez korków, kolejek i wszędobylskich tłumów, postanowiłem wysunąć nos z miasta i spędzić wolny czas w miłych okolicznościach przyrody. A tych po dotarciu w Bieszczady, a konkretniej nad Solinę, nie brakuje. Tak samo jak atrakcji, wśród których prym wiedzie absolutna nowość.
Ową przynętą na urlopowiczów, która dopiero niedawno pojawiła się nad zaporą solińską, jest kolejka gondolowa. Po przybyciu do celu beztroski nastrój i żądzę zwiedzania popsują nie tyle hordy czekających tam turystów, ile kwota, jaką trzeba wysupłać z portfela na miejscu. Ile konkretnie?
Bilet na półtorakilometrową kolejkę gondolową nad Soliną w kasie stacjonarnej kosztuje 55 złotych w dwie strony. Jeśli chce się pokontemplować nie tylko górskie krajobrazy i monumentalną zaporę z lotu ptaka, ale także widowiskową panoramę na wieży widokowej, należy dopłacić 19 złotych, co łącznie daje aż 74 złote.
Po wyborze tej droższej opcji i wyjeździe windą na największy w Polsce zewnętrzny skywalk nie można odmówić sobie zdjęcia nad przeźroczystą podłogą, pod którą rozpościerają się zapierające dech w piersiach pejzaże. Jeśli ktoś nie ma lęku wysokości, może zafundować sobie dodatkową dawkę adrenaliny.
Na szczycie dla komfortu odwiedzających jest również przeszklona kawiarnia. Chociaż jest sowicie zaopatrzona w rozmaite trunki, to trudno szukać tam kulinarnych podniet. Byłem spokojny, bo na zaspokojenie apetytu zarezerwowałem zupełnie inne, bardziej tradycyjne miejsce. Uboższy o niemal 80 złotych (doliczając opłatę za parking) wróciłem na ziemię. Na szczęście spacer koroną zapory solińskiej wciąż jest darmowy, chociaż za obejrzenie wnętrza, kryjącej wiele tajemnic, budowli trzeba już zapłacić – bilet kosztuje 30 złotych.
Napawając się kąpielą słoneczną podczas przechadzki po tamie, trzymającej w ryzach największe sztuczne jeziora w kraju, napotkałem na nieprzebierającego w promocyjnych środkach bosmana, który z humorem godnym kabareciarza zapraszał przechodniów na rejs statkiem. Po chwili zebrała się spora grupa, z którą w ramach 50-minutowej wodnej podróży nie tylko spowiłem twarz chłodną bryzą, ale wysłuchałem interesującej historii powstawania zalewu i zapory; wysłuchałem szantów i nieśmiertelnych „Zielonych wzgórz nad Soliną’. Dane mi było też poznać sylwetki bieszczadzkich zakapiorów. Takie przyjemności w Solinie wyceniają na 35 złotych.
Kolejnym elementem mojej dwudniowej wycieczki do Wrót Bieszczadów nie mogło być nic innego, jak uraczenie się regionalnymi przysmakami. Czy pośród atakujących z każdej strony budek z goframi, lodami, frytkami i kebabami można takie znaleźć?
Wiadomo, co ze związkiem Cichopek i Kurzajewskiego. Na ich profilach pojawiło się to samoDrożyzna dotarła nawet do Bieszczadów? Sprawdziłem czy to kit, czy mit
Bieszczadzkie specjały to nie tylko placek po bieszczadzku (różniący się od węgierskiego niemal tylko nazwą), ale także cała plejada lokalnych potraw. Wśród nich prym wiedzie dziczyzna (od 50 do 88 zł), fuczki - placki z kapusty kiszonej, (cena to ok. 30 zł), hreczanyki - kotlety z kaszy gryczanej i mięsa mielonego (35-45 zł) oraz bieszczadzkie (a jakże!) knysze.
To farsz ziemniaczano-cebulowy zamknięty w drożdżowym pierożku z okrasą z boczku. Chociaż nie ma w nich mięsa (co mogłoby tłumaczyć wysoką cenę), trzeba za nie zapłacić 42 złote. W wersji z kwaśną śmietaną serwują je w Karczmie Solina, w której nie tylko z pełną satysfakcją posmakowałem knyszy, ale także odbyłem pełną rozmaitych spostrzeżeń pogawędkę na temat aktualnej sytuacji bieszczadzkich restauratorów i hotelarzy. Czy nowo otwarta kolejka gondolowa zwiększyła liczbę przyjezdnych, czy Polacy wciąż obawiają się bliskości granicy z pochłoniętą konfliktem Ukrainą?
- Gondole oczywiście ściągnęły więcej turystów, jednak mimo tego wciąż odczuwamy ich ogólny spadek. W tamtym roku słyszało się, że jest to spowodowane wojną na Ukrainie, jednak w tym nie dotarły do mnie takie sygnały. Myślę, że przyczyną może być inflacja – usłyszałem od osoby z Karczmy Solina.
- Ludzie narzekają na drożyznę nie tyle w kwestii noclegów, ile w restauracji. Pojawiają się głosy, że jest za drogo, ale niestety takie są koszty i nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Musimy przecież utrzymać cały lokal, pracowników, itd. Ostatnio coraz więcej jest gości, którzy zamiast steków, dziczyzny i dań regionalnych zamawiają pierogi, nuggetsy i inne tańsze dania. Spytałem, czy istnieje obawa, że tegoroczne wakacje będą gorsze od poprzednich?
- Na ten moment mamy wiele obaw, chociaż sezon dopiero się zaczyna i może być różnie. W Karczmie Solina nie mamy większych problemów z obłożeniem, ale w naszym drugim obiekcie Solina Sunrise jest pod tym względem raczej słabo, mimo że noclegi są tam tańsze. Mamy nadzieję, że pogoda dopisze i od połowy lipca będzie lepiej, bo czerwiec jest miesiącem przejściowym i nie rozpieszczał słońcem.
Polacy zamiast wakacji w kraju wybierają zagranicę. Oto główny powód
Czy obawy właścicieli lokalnych hoteli rzeczywiście są uzasadnione, a Polacy zaciskają pasa coraz bardziej? Na to wskazuje m.in. materiał z "Faktów" TVN (wydanie z 26.06.2023 r.), z którego wynika, że liczba rodaków, których nie stać na wakacje, zwiększyła się z 32% w roku ubiegłym do aż 41% w 2023 roku. Ci, którzy mimo wysokich cen decydują się na urlop, zamiast Bieszczadów, Zakopanego i polskiego wybrzeża chętniej wybierają, mniej drenujące portfele, wyjazdy zagraniczne. Jakimi pobudkami w wakacyjnej decyzji kierowali się napotkani przeze mnie turyści w Solinie?
- Wybrałam Bieszczady ze względu na bliskość, bo jestem z Rzeszowa. Pobyt tutaj z dwójką dzieci kosztuje mnie więcej, niż zakładałam. Jeśli do dojazdu, wyżywienia i noclegów w domku przy zalewie doliczę to, co wydałam na gofry, lody i pamiątki – a tych przecież nie sposób szkrabom odmówić - to dochodzę do wniosku, że za rok w Bieszczady już nie przyjedziemy. Taniej nam wyjdą wczasy w Bułgarii z all inclusive – wypunktowała jedna z nich. Nieco mniej stanowcza w decyzji była inna, starsza turystka.
- Jak postrzegam pobyt w Solinie? Spore rozczarowanie. Do dziś Bieszczady kojarzyłam jako region turystyczny dla ludzi o mniejszych dochodach. Przyjechałam z przyjaciółmi na sentymentalną wyprawę po latach. Kiedyś zabieraliśmy ze sobą jedynie ciężkie plecaki z pełnym wyposażeniem. Teraz boleśnie przekonaliśmy się, że trzeba mieć ze sobą ciężkie…portfele. Zapamiętana przez nas dzikość Bieszczadów obecnie czai się nieśmiało w nielicznych zakątkach. Dawny świat odchodzi w niebyt, wkrada się komercja. Przemysł turystyczny poczyna sobie coraz śmielej i nieuchronnie przejmuje władanie nad tą piękną krainą. Ale nie poddajemy się jeszcze, mimo odchudzonych portfeli spróbujemy odnaleźć wspomnienia w Cisnej, Wetlinie, Ustrzykach Górnych - skwitowała.
Po weekendzie spędzonym nad Soliną (nocleg dla dwóch osób kosztował mnie 348 złotych za dwie doby) przychylam się do tej drugiej opinii. Chociaż Bieszczady nie są już opcją wiele tańszą od innych turystycznych regionów Polski, to dalej pozostają pięknymi górami, które raz w roku trzeba zobaczyć. A jeśli nie lubicie tłumów i długich kolejek, przyjedźcie poza sezonem. Wtedy odnajdziecie tu spokój, ciszę i upragniony relaks. Warto, jeśli nawet trochę to kosztuje. Może uda Wam się spotkać Bieszczadzkie Anioły…
Źródło: Goniec, Fakty