Sylwester Wardęga nie odchodzi z internetu. On ucieka przed oskarżeniami
Sylwester Wardęga odchodzi w momencie, gdy spada na niego coraz więcej oskarżeń. Ucieka, nie odpowiadając na nie i nie przepraszając widzów za kłamstwa. Wizerunkowo to strzał w kolano, ale sam fakt, że odchodzi, wyjdzie na dobre i jemu, i internetowi.
Sylwester Wardęga odchodzi z internetu
Youtuber decyzję ogłosił w poniedziałek 8. kwietnia. Wieczorem wrzucił na YouTube film pt. Pożegnanie, idę zacząć żyć. “Mam jedno życie i chyba chodzi w nim o to, by czuć satysfakcję z tego, co robimy, czuć szczęście, spokój i harmonię. Nie pamiętam, kiedy w ostatnim czasie czułem się szczęśliwy. Po co sam sobie to robię? Po co w tym uczestniczę?” - zastanawia się w filmie.
Wardęga w ostatnich latach znany był w internecie z aranżowania i uczestniczenia w wielu dramach i aferach. Zwykle był władzą sądowniczą na YouTube. Jako twórca tzw. commentary, czyli oceniający zachowania innych influencerów, wytykał innym błędy, obnażał grzechy. Jest współautorem największej afery polskiego internetu - #Pandoragate .
“Kiedy szukam w głowie lat i momentów, kiedy byłem w pełni spokojny i szczęśliwy, to okazuje się, że przypadają one dokładnie na okres, kiedy byłem zdystansowany od życia w sieci. Na okres, kiedy miałem kilkuletnią przerwę od życia w social mediach” - tłumaczy Sylwester Wardęga . I wymienia, co mu się marzy: domek w środku lasu, podróże, rodzina i dzieci, spokój i szczęście.
Wardęga odchodzi pod gradem oskarżeń
Wardęga przekonuje w filmie, że myślał o decyzji od kilkunastu miesięcy, a na dowód pokazuje fragment ze swojego streama z jesieni, w którym zapowiadał odejście. Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że odejście jest co najmniej przyspieszone ze względu na coraz więcej padających zarzutów w jego stronę.
W ostatnich dniach sprawa #Pandoragate wróciła, ale w zupełnie innym obliczu, niż można się było tego spodziewać. Najpierw Nitrozyniak opublikował film (wcześniej we fragmentach “wycieknięty” przez Wardęgę) o Wardędze i Konopskim.
Ujawnia w nim m.in., że jedna z kobiet, które miały “zeznawać” na Stuu (głównego antybohatera afery), miała pretensje do Sylwestra Wardęgi o jego podejście do sprawy. Przede wszystkim o to, że w swoim filmie jednoznacznie oskarżył też - nie mając ku temu solidnych podstaw - innych influencerów o milczenie w sprawie Stuu. Zasugerował wtedy, że Marcin Dubiel i Boxdel sami dążyli do kontaktów z małoletnimi.
Marcin Dubiel złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko Wardędze. Boxdel postanowił walczyć z nim na YouTube. W ostatnich dniach opublikował kilka filmów i poprowadził kilka live’ów, w których nieustannie atakuje Wardęgę i Konopskiego.
Sylwester Wardęga łapał kobiety za piersi i okłamał widzów
Jednym z zarzutów wobec Wardęgi jest brak zgody wszystkich kobiet występujących w filmie pt. Boobsman na łapanie ich za piersi. Wardęga nagrał ten film w 2014 roku. Biegał po ulicach Warszawy przebrany w coś a la strój Supermana i zaczepiał kobiety. Twierdził potem, że miał na to ich zgody, a także że ze wszystkimi kobietami po nagraniach rozmawiał i nie mają one pretensji.
Jest jednak inaczej. Nie wszystkie sytuacje z kobietami w filmie były zaaranżowane. Część z kobiet wygląda, jakby były zaatakowane przez Wardęgę bez uprzedzenia. Jedna z nich zgodziła się ze mną porozmawiać i potwierdziła, że nie było jej zgody na kontakt fizyczny z Wardęgą. Chciała iść nawet do sądu, ale gdy wszystko się wydarzyło, miała zaledwie 16 lat, a prawnicy mieli obawy, że Wardęga będzie się bronił “promocją badania piersi wśród kobiet”. Tak bowiem tłumaczył początkowo nagranie ohydnego filmiku.
Wardęga okłamał więc widzów, twierdząc, że kobiety nie miały do niego pretensji. I nie odpowiedział na to oskarżenie, gdy postawiłem je publicznie.
Tak samo jak nie odpowiedział na oskarżenia o kłamstwa w sprawie kobiet, które rzekomo miały zrezygnować z “zeznań” w Pandorze z mojego powodu. Udowodniłem, że było odwrotnie.
Wardęga ucieka w popłochu i skompromitowany
Nie odniósł się także - poza wymijającymi przeprosinami za Boobsmana na stories - do zarzutów kierowanych w jego stronę przez Boxdela. A w najbliższy czwartek, 11. kwietnia, w sądzie w Mławie odbędzie się pierwsza rozprawa z Marcinem Dubielem.
Jedna z kobiet - to informacja relatywnie świeża - chce z nim iść do sądu za to, że w czasie Pandory opublikował na Instagramie materiały, które mu przekazała, choć nie miał na to jej zgody. Przekonany o własnej nieomylności Wardęga, w pogoni za zasięgami i poklaskiem poczynił w trakcie #Pandoragate kilka kolosalnych błędów. Choć nagłośnił temat, to wychodzi na to, że sprawa go przerosła.
Zbierają się nad nim czarne chmury, ale mimo wszystko to dziwne, że odchodzi w takim momencie. Człowiek, który latami wyjaśniał innych influencerów, sam ucieka, gdy jest wyjaśniany. Bez udzielenia odpowiedzi na zarzuty, bez słowa “przepraszam” za kłamstwa. To jeszcze bardziej utrudni mu ewentualny powrót w przyszłości do internetu.
Był chyba pierwszym królem polskiego YouTube’a . Jego problem w tym, że dzierżył tron w okresie internetowego bezprawia. Gdy po latach to bezprawie zostaje wyciągane na wierzch, i on musi się kryć. Maski influencerów spadają, a internauci powoli przestają być bezmyślnymi owieczkami. Idzie ku lepszemu.