Sprawa Iwony Wieczorek. Policja weszła do domu kolegi zaginionej. Mężczyzna zabrał głos, "nie wiem, czy mnie nie aresztują"
Sprawa Iwony Wieczorek wciąż rozgrzewa polską opinię publiczną. Po ponad 12 latach od jej zaginięcia, policja przeszukała dom jednego z mężczyzn, który był z nią w klubie, z którego kobieta już nigdy nie wróciła do swojego domu. Funkcjonariusze w otwarty sposób sugerowali mu, że zaginiona nie żyje, a oni szukają jej ciała. Adwokat mężczyzny zdecydował się na złożenie zażalenia na zachowanie mundurowych, którzy w jego opinii mogli naruszyć prawa człowieka.
Sprawa zaginionej Iwony Wieczorek już od ponad 12 lat interesuje nie tylko rodzime służby, ale również zwykłych Polaków, którzy chcą dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku.
W ostatnich miesiącach śledztwo w tej sprawie przybrało nowego charakteru. Policjanci zdecydowali się na stanowcze działania, które w ich opinii mają przyśpieszyć wyjaśnienie tej niezwykle zawiłej sprawy. Informacje o tym, jakie czynności w ostatnich tygodniach prowadziła policja w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, przekazali dziennikarze Onetu.
Rozmawiali oni z mężczyzną, którego dom został dokładnie przeszukany w związku ze sprawą. Skonfiskowano również jego prywatny sprzęt elektroniczny. Mężczyzna przyznał, że nie wie, z jakich powodów policja zainteresowała się jego osobą, ani dlaczego poddała jego dom szczegółowej rewizji.
Kolega Iwony Wieczorek zabrał głos ws. jej zaginięcia. "Nie wiem, czy mnie nie aresztują"
Onet w swoim artykule na temat spawy przypomina, że Paweł, którego dom został przeszukany w dniu zaginięcia Iwony Wieczorek, bawił się z nią w jednym z nocnych klubów. Warto podkreślić, że mężczyzna czynnie uczestniczył w jej poszukiwaniach na terenie Trójmiasta. Dodatkowo współpracował ze służbami w celu jej odnalezienia. Po raz ostatni był przesłuchiwany w 2018 roku.
Jak się okazuje, pod koniec ubiegłego miesiąca w jego domu pojawili się funkcjonariusze policji, którzy przez kilka godzin dokładnie go przeszukiwali. Jak poinformował Onet, mężczyzna nie mógł wejść do środka. W momencie przeprowadzania działań siedział w samochodzie, pilnowany przez policjanta.
Również jego aktualna partnerka nie mogła swobodnie poruszać się po swojej posiadłości. Policjanci pytali o strych, wielokrotnie mieli sugerować, że na terenie posesji znajdują się zwłoki. Mężczyźnie mieli mówić wprost, że dostanie 25 lat, a jeśli się przyzna, to wymiar kary zostanie zmniejszony o 10 lat. Jego posesję opuścili rekwirując sprzęt elektroniczny.
- Mam teraz 34 lata, niejedno już przez tę sprawę przeszedłem, ale ta sytuacja mnie przerasta. Moja matka jest przez to wszystko na lekach uspokajających - podkreślił.
- Teraz jestem przez nich bezrobotny, nie mogę prowadzić firmy, nawet wejść na skrzynkę mailową, bo hasła miałem na zabranym sprzęcie. Nie mam swoich wzorów umów, które wypracowywałem latami. Wszystko dlatego, że poszedłem na imprezę 12 lat temu. Nie wiem, czy niedługo po mnie nie przyjadą i mnie nie aresztują. Mogą szukać kozła ofiarnego. Niewinni też siedzą. A przecież jestem jedną z osób, którym najbardziej zależy na tym, żeby to się wyjaśniło - poinformował w rozmowie z Onetem.
Jego adwokat, Krzysztof Woliński złożył oficjalne zażalenie na postępowanie funkcjonariuszy policji. W swoim uzasadnieniu podkreślił, że nie zachowano godności jego klienta, a także, że "nie było podstaw, żeby nie zaufać mu, aby wydał na żądanie zarekwirowane przedmioty.
W rozmowie z dziennikarzami Onetu zaznaczył, że w tym konkretnym przypadku mogło dojść do jawnego naruszenia praw człowieka. Mowa o nienaruszalności miru domowego, prawa do prywatności oraz prawa własności.
W ostatnich miesiącach w polskich mediach pojawiły się informacje o rzekomym "przełomie" w śledztwie. Takie doniesienia zostały bardzo szybko zdementowane przez informatora portalu polskatimes.pl ściśle związanego ze sprawą.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Źródło: Onet.pl