Ocalone życiorysy: Tadeusz Łomnicki zmarł w teatrze na oczach żony
W teatrze zapadła martwa cisza. Tego dnia nie był to jednak skutek zaplanowanego scenariusza, a nagłej śmierci Tadeusza Łomnickiego. W ramach cyklu "Ocalone życiorysy" wracamy do wydarzeń sprzed 32 lat, które wciąż żyją w pamięci świadków tego nieszczęśliwego zdarzenia. Jednym z nich była żona artysty, która usłyszała jego ostatnie, niezwykle wymowne słowa.
Tadeusz Łomnicki zmarł na deskach teatru
Tadeusz Łomnicki kochał teatr z wzajemnością. Dzięki znakomitemu warsztatowi był angażowany do wielu spektakli zarówno w Krakowie, jak i Warszawie. Publiczność ceniła go za znakomite role w "Kordianie", "Amadeuszu", "Pluskwie" i innych sztukach, dzięki którym widownia pękała w szwach. W swoim dorobku miał także ponad 50 wcieleń filmowych.
Do feralnego wydarzenia doszło jednak w Poznaniu, gdzie aktor występował gościnnie. Jedna z prób do dzieła "Król Lear" nie poszła jednak zgodnie z planem , a artysta nie mógł zdobyć serc czekających na premierę gości wielkopolskiej placówki. To, co zdarzyło się na scenie, było szokiem dla jego kolegów i koleżanek, ale - co zrozumiałe - największą traumę wywołało u małżonki gwiazdora. Jak to wspomina?
Dramatyczna śmierć Tadeusza Łomnickiego
Choć lekarze robili co w ich mocy, nie udało im się odratować popularnego aktora . Zaniemógł podczas próby i mimo reanimacji już więcej nie odzyskał przytomności. Maria Bojarska, z którą Tadeusz Łomnicki był związany prywatnie, o tragicznych chwilach opowiedziała w książce pt. "Król Lear nie żyje".
W sobotę po południu, kilkanaście minut po drugiej, siedząc na widowni Teatru Nowego w Poznaniu, zobaczyłam, jak obłąkany Lear wyrywa się żołnierzom i biegnie szybko przed siebie, bardzo szybko, może za szybko, i chwilę potem zza kulis usłyszałem hałas. Jak gdyby przewróciło się krzesło. Jak gdyby runęły dekoracje. I już było po wszystkim - relacjonowała.
Kobieta błyskawicznie znalazła się za kulisami, a w swojej przejmującej relacji ujawniła nie tylko to, co tam wtedy zastała, ale także ostatnie słowa, jakie wypowiedział umierający ukochany. W obliczu tej tragedii nabrały dodatkowego znaczenia.
Ostatnie słowa Tadeusza Łomnickiego. Przejmująca relacja żony
Wdowa po Tadeuszu Łomnickim w książce "Król Lear nie żyje" zdradziła, że 22 lutego 1992 roku świat zatrzymał się dla niej w miejscu . Do dziś doskonale pamięta, co dokładnie wydarzyło się tuż za sceną poznańskiego teatru.
Klęczałam nad leżącym na podłodze Tadeuszem, a na lewej ręce miałam dwa zegarki, swój i jego, bo ktoś zdjął mu zegarek, obydwa cichutko tykały, ale nie patrzyłam na żaden z nich, ktoś pobiegł po nitroglicerynę, kto inny przyniósł ręcznik zmoczony zimną wodą, nic nie pomagało i w teatrze zapadła wielka cisza… - wspominała.
Tadeusz Łomnicki tuż przed śmiercią , jeszcze stojąc na scenie, wypowiedział swoją ostatnią kwestię. Tymi dramatycznymi słowami 65-latek zakończył swoją 82 rolę w karierze.
Więc jakieś życie świta przede mną. Dalej, łapmy je, pędźmy za nim, biegiem, biegiem! - wykrzyczał na kilka sekund przed śmiercią.