Joanna Brodzik komentuje modę wśród celebrytów. Aktorka grzmi. "To powinno być karalne"
Joanna Brodzik surowo spojrzała na modę, która zagościła wśród jej kolegów i koleżanek z polskiego show-biznesu. Oznajmiła wprost, że pewien zwyczaj powinien być… karalny. Co sprowokowało ją, by podzielić się tak krytyczną opinią?
Joanna Brodzik strzeże swojej prywatności
Joanna Brodzi zanim zdobyła dyplom aktorski, zaliczyła filmowy debiut. W 1995 roku wystąpiła w filmie "Dzień wielkiej ryby" w reżyserii Andrzeja Barańskiego. Była wówczas studentką warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza. Rola została życzliwie oceniona przez krytyków, więc nie musiała po zdobyciu zawodu nie musiała martwić się o kolejne propozycje.
Partnerka Pawła Wilczaka ogólnopolską rozpoznawalność zdobyła dzięki rolom w serialach. Widzom dała się poznać jako Malinka Graczyk w sitcomie "Graczykowie" , Kasia w produkcji "Kasia i Tomek" oraz Magda Miłowicz w kultowym przeboju TVN pt. "Magda M". Gdy jej kariera przeżywała prawdziwy rozkwit, artystka zdecydowała się na pewien radykalny krok dotyczący swojej prywatności. Z perspektywy lat gorzko wspomina to, co wówczas przeżyła, bowiem na własnej skórze przekonała się, że popularność miała nie tylko blaski, ale i cienie.
To jest bardzo osobista kwestia, gdzie ta granica dla ciebie przebiega. Dla niektórych osób, które starają się zdobyć popularność głównie za pomocą swoich social mediów, ta granica przebiega przez środek ich sypialni . Ja uprawiam ten zawód nie dla łatwej popularności […]. Nie jest moją ambicją, żeby częścią tego życia zawodowego było kupczenie życiem osobistym. Moje życie osobiste z definicji jest moje i osobiste - oznajmiła w rozmowie z Anną Kolasińską. To jednak nie wszystkie spostrzeżenia, jakimi podzieliła się w podcaście. Na co jeszcze zwróciła uwagę?
Joanna Brodzik poznała cienie popularności
Joanna Brodzik zauważyła, że "prywatność traci się tylko raz". Choć ona uświadomiła to sobie zbyt późno, to od pewnego momentu skrupulatnie strzeże tego, co dzieje się w jej życiu, a na ściankach i innych branżowych wydarzeniach pojawia się bardzo rzadko.
Od momentu, w którym pozwolisz na to, żeby twoja twarz, twój wizerunek został upubliczniony, od tego momentu każdy może napisać i powiedzieć na twój temat wszystko -rozgoryczona oceniła w podcaście "Rozmowy w dresie".
50-latka postanowiła krytycznie spojrzeć także na popularny wśród celebrytów zwyczaj, który wyjątkowo ją oburza. Wystosowała pewną odważną propozycję, dzięki której można byłoby go powstrzymać. O czym dokładnie mówiła?
Joanna Brodzik oceniła nową modę wśród celebrytów. "To powinno być karalne"
Gwiazda TVN wypowiedziała się na temat celebrytów, którzy z uporem maniaka i dla korzyści wizerunkowych oraz finansowych publikują w sieci wizerunki swoich pociech. Na tego typu rodzicach nie zostawiła suchej nitki, jednocześnie stanowczo sprzeciwiając się temu procederowi.
Mówimy o sprzedawaniu dzieci […] Według mnie to powinno być karalne. Skoro karalne jest zatrudnianie nieletnich zakładzie pracy, to dlaczego nie jest karalne zatrudnianie własnych dzieci do przedsiębiorstwa, które jest rejestrowane na social mediach i monetyzowane? - spytała retorycznie, niejako stawiając się w roli rzeczniczki praw najmłodszych.
Joanna Brodzik tym poglądom dowiodła własnym przykładem. Choć dzieci będące owocem jej małżeństwa z Pawłem Wilczakiem urodziły się w 2008 roku, wciąż ich twarze nie są znane szerokiemu odbiorcy i nie zostały pokazane publicznie. Jak sądzicie, czy Jan i Franciszek za kilka lat podziękują swojej matce, że nie pozbawiła ich beztroskiego dzieciństwa z dala od fotoreporterów?
Źródło: "Rozmowy w dresie" podcast Anny Kolasińskiej