Jerzy Bińczycki wcielił się w rolę Znachora. Myślał, że umrze samotnie. "Jerzy stał i płakał"
Jerzy Bińczycki nigdy nie planował występować na scenie. Swoją przyszłość wiązał z architekturą. Ogromną popularność przyniosły mu role w filmach "Noce i dnie" i "Znachor". Miał wiele planów, które pokrzyżowała nagła śmierć.
Jerzy Bińczycki był słynnym polskim aktorem
W 2023 roku na Netflixie ma się pojawić zupełnie nowa odsłona kultowego filmu "Znachor" z 1982 roku w reżyserii Jerzego Hoffmana. W ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza w rolę tytułowego bohatera ma wcielić się Leszek Lichota. Marysię Wilczurównę zagra z kolei debiutująca w roli pierwszoplanowej Maria Kowalska.
W poprzedniej wersji legendarnej polskiej produkcji w główną rolę wcielił się Jerzy Bińczycki. Mężczyzna początkowo wiązał swoją przyszłość z architekturą, która była jego wielką pasją. W 1956 roku postanowił jednak wesprzeć swojego kolegę z kabaretu, Marka Walczawskiego i podszedł razem z nim do egzaminów w szkole teatralnej w Krakowie. Po wyrecytowaniu zaledwie połowy wiersza Władysława Broniewskiego "Bagnet na broń" Jerzy Bińczycki dostał się na uczelnię.
Jerzy Bińczycki zadebiutował w Teatrze Śląskim w Katowicach. W 1965 roku dołączył do Starego Teatru w Krakowie, gdzie stworzył swoje najwybitniejsze kreacje w sztukach Sławomira Mrożka, Williama Szekspira, Juliusza Słowackiego czy Antona Czechowa.
W jego karierze pojawiły się wówczas pierwsze role filmowe, w których często wcielał się w czarne charaktery. Przełomowa rola nadeszła po dziesięciu latach. W tym czasie występował między innymi w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia.
Jerzy Bińczycki po latach znalazł prawdziwą miłość
Choć w życiu zawodowym Jerzy Bińczycki odnosił imponujący sukces, nie miał niestety powodzenia w miłości. Z pierwszą żoną Elżbietą Willówną, z którą doczekał się córki Magdaleny, szybko się rozwiódł. Aktor był wówczas przekonany, że przyjdzie mu umrzeć w samotności. W końcu znalazł jednak prawdziwą miłość, którą okazała się młodsza o 20 lat studentka teatrologii. Mimo dużej różnicy wieku aktor nie miał wątpliwości, że Elżbieta Godorowska jest kobietą jego życia.
- To układanie wspólnego życia było dla mnie czasem wielkiego renesansu. Zaczęło się coś na nowo w mojej biografii, co zmieniło sens mojego życia — mówił potem w jednym z wywiadów.
W 1982 roku para powitała na świecie swojego jedynego syna Jana. 45-letni wówczas Jerzy Biczyński był wówczas bardzo szczęśliwy.
- Zobaczyłam męża pierwszy raz po porodzie. Ten duży mężczyzna w długim czarnym płaszczu stał i po prostu płakał - wspominała Elżbieta Bińczycka.
W połowie lat 70. nastąpił przełom w życiu zawodowym aktora. Mężczyzna dostał rolę Bogumiła Niechcica w "Nocach i dniach" w reżyserii Jerzego Antczaka. Biczyński nie był jednak początkowo zainteresowany tą rolą. Podczas zdjęć próbnych powtarzał, że kamera go nie lubi i chciał zwrócić reżyserowi pieniądze za zmarnowaną taśmę filmową. - Granie na pewno dużo go kosztowało, bo był człowiekiem nieśmiałym, musiał wydzierać z siebie to wszystko, co pokazywał na scenie - mówiła jego żona w rozmowie z tygodnikiem "Na Żywo".
Choć film "Noce i dnie" odniósł ogromny sukces Bilczyński wierzył, że największa rola jest jeszcze przed nim. W 1982 roku zagrał dotkniętego amnezją profesora Rafała Wilczura w filmie "Znachor". Produkcja została napiętnowana przez krytyków, jednak sama rola Jerzego Bilczyńskiego zachwyciła wszystkich.
- Na czym zasadzała się siła aktorstwa Jerzego Bińczyckiego? Po dziś dzień nie wiem, jakim aktorem był Bińczycki. To banał, jeśli powiem, że dobrym, ale czy wielkim? Na pewno był szlachetnym człowiekiem. To z niego emanowało. Przed kamerą "Binio" zawsze wydawał się niesłychanie prawdziwy - mówił Jerzy Hoffman.
Nagła śmierć pokrzyżowała plany Bińczyckiego
W 1998 roku Jerzy Bińczycki został dyrektorem Starego Teatru. Artysta miał mnóśtwo planów związanych z jego ukochanym miejscem.
- Nie podejrzewałam go o taki zapas energii, myślenia, pasji. Ten teatr znał świetnie, od piwnic po strych, wszystkich ludzi, mechanizmy, relacje międzyludzkie - mówiła Elżbieta Bińczycka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" w 2005 roku. - Miał ogromny szacunek dla kolegów, wiedział, jak ważna jest satysfakcja zespołu. Taka była tradycja Starego Teatru - dodała.
Stanowisko dyrektora teatru wpłynęła negatywnie na zdrowie mężczyzny, który już wcześniej chorował na serce. Jerzy Bińczycki sprawował tę funkcję zaledwie przez cztery miesiące.
Jerzy Bińczycki po raz ostatni pojawił się na scenie podczas obchodów dziesiątej rocznicy udanej transplantacji serca dokonanej w Krakowie.Wyrecytował wtedy wiersz Wisławy Szymborskiej "Do serca w niedzielę".
Niestety aktor nie doczekał premiery dwóch filmów, w których zagrał. Nie zobaczył "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy i "Syzyfowych prac" w reżyserii Pawła Komorowskiego. Jerzy Bińczycki zmarł nagle na zawał serca 2 października 1998 roku.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Polka zaginęła 5 lat temu. Odnaleziono ją w szpitalu w Miami
14-letnia Adriana została pobita w szkole. Kilka dni później doszło do tragedii
Włodzimierz Matuszak szczerze o tym, dlaczego nie występuje w TVP. Padły bardzo mocne słowa
Źródło: "Na żywo", "Gazeta Wyborcza"