Jarosław Kulczycki 8 lat temu przeżył piekło. Gdy odebrał jeden telefon, jego świat się zawalił

Jarosław Kulczycki wrócił do pracy w TVP

Jarosław Kulczycki został zwolniony z TVP po przejęciu władzy przez PiS, jednak nowe władze państwowej telewizji przywróciły go do pracy. Przed kamerami zawitał w odświeżonej wersji kanału TVP Info, który wznowił emisję 29 grudnia.

Żurnalista jest jedną z kilku osób, które po przerwie od nowa współpracują z mediami przy Woronicza. Takim szczęśliwcem jest też Maciej Orłoś, a w kuluarach mówi się także o innych znanych nazwiskach . Optymiści uznaliby, że sprawiedliwości stało się zadość, jednak o tej 8 lat temu kompletnie nie było mowy. Jaki koszmar przeżył wówczas ponownie zatrudniony gospodarz największego polskiego kanału informacyjnego?

Życie Jarosława Kulczyckiego z TVP się zatrzymało. Spowodował to jeden telefon

Jarosław Kulczycki kilka lat temu zamierzał spędzić z bliskimi urlop nad Morzem Bałtyckim. Wraz ze swoją drugą żoną, półtorarocznym wówczas Samborem i dwumiesięczną Różą dojechali do Ustki. Podczas pierwszego spaceru po tamtejszej plaży mężczyzna postanowił zatelefonować do najstarszego syna (spowitego w czasach poprzedniego małżeństwa). Niestety, 19-letni Filip telefonu nie odebrał.

Pomyślałem to, co zwykle myśli rodzić, kiedy dziecko nie odbiera: pewnie nic takiego, oddzwoni - wyjawił na łamach magazynu Pani.

Gwiazdor TVP dalej cieszył się piękną nadmorską scenerią, gdy sielankę zakłócił kontakt ze strony byłej małżonki. Kobieta przekazała mu tragiczne wieści, na które nie był gotowy. Jak wspomina moment, w którym jego życie stanęło w miejscu?

Jarosław Kulczycki z TVP stracił syna. Jak zmarł?

Nagle ściśnięte gardło. Pięść w żołądku, skurcz mięśni. Śmiertelne przerażenie. (…) Położyłem się na ziemi. Coś krzyczałem, ktoś przystanął, pytał, czy potrzebna mi pomoc. Dorota była z dziećmi w samochodzie - relacjonował.

Jarosław Kulczycki zareagował tak na informacje, że jego syn nagle zmarł po wypadku, do jakiego doszło na siłowni. 1 9-latek źle się poczuł podczas ćwiczeń. Lekarze, którzy przybyli na miejsce, stwierdzili, że Filip miał migotanie komór i to doprowadziło do zatrzymania akcji serca. Późniejsze badania wykazały, że syn dziennikarza cierpiał na zapalenie mięśnia sercowego wywołanego przez infekcję wirusową. Ta przeszła bezobjawowo, więc chory nie był świadomy niebezpieczeństwa.

Do tragedii mogłoby nie dość, gdyby na miejscu, w ciągu czterech minut od momentu utraty przytomności, użyto defibrylatora. Ratownicy pojawili się bowiem dopiero po 12 minutach od zgłoszenia.

Źródło: Pani