Goniec.pl Zdrowie Hartman: Biowładza PiS i Kościoła
wtv.pl

Hartman: Biowładza PiS i Kościoła

19 marca 2022
Autor tekstu: Jan Hartman

Rząd PiS, który traktuje swój TK jak każdą „swoją”, czyli dyspozycyjną wobec dyktatora instytucję, z naruszeniem prawa zwlekał ponad trzy miesiące z publikacją wyroku. Stało się to ostatnio, gdy reżim przekonał się (i tym właśnie jestem załamany), że do miliona protestujących młodych ludzi nie przyłącza się nikt… I że protestów tych nie musi się więcej bać. Dlatego Kaczyński nakazał publikację wyroku i jego uzasadnienia. I nie dzieje się nic. Nic poza tym, że kilkadziesiąt kobiet czekających za zabieg znalazło się w pułapce i zostało skazane na tortury, bo zapewne będą musiały urodzić.

Jako że „uzasadnienie” wyroku, na zlecenie władzy zawiera zachętę do wprowadzenia ustawy ustalającej wyjątki bądź definiującej sytuacje, gdy aborcja będzie legalna z powodu zagrożenia zdrowia kobiety w następstwie patologii płodu, za kilka miesięcy sytuacja przypuszczalnie wróci do normy. A zanim to się stanie, organizacje kobiece wezmą pod opiekę kobiety noszące w sobie uszkodzone płody, tak aby mogły przerwać ciążę w podziemiu lub za granicą. Zapewne Kaczyński zabroni ich ścigania. A co zrobi Ziobro, to się okaże.

Aborcję w grubo ponad 90% wykonuje się w Polsce „na nielegalu” i zmiana prawa nie ma żadnego praktycznego znaczenia. Będzie jak było. Ma jednakże wielkie znaczenie symboliczno-kulturowe oraz prawne. Jeśli chodzi o to drugie, rzecz polega na kompletnym upadku praworządności i kultury intelektualnej organów państwa. Sam wyrok zawiera sprzeczność, bo pozostawia legalność usuwania zdrowych płodów pochodzących z gwałtu, a zabrania uśmiercania tych, które są obciążone fatalnymi wadami. Czyżby zdrowe płody nie zasługiwały już na „prawo do życia”? Wyrok jest nielogiczny, a poza tym w oczywisty sposób fałszywy, to znaczy kłamliwie orzekający niezgodność aborcji z konstytucją.

Zapomniany wpływ kościoła na konstytucję

Każdy, kto choć trochę interesował się powstawaniem polskiej konstytucji pamięta, jak to kościół nalegał na wpisanie „prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci” – dokładnie po to, aby na tej podstawie walczyć o całkowity zakaz aborcji. I właśnie po to, aby temu zapobiec wpisano do konstytucji „ochronę życia” (zamiast „prawa do życia”), milcząc o poczęciu i „naturalnej śmierci”. Chodziło o to, aby niemożliwy był taki wyrok TK, jaki zapadł teraz.

Czy sędziowie (w tym nielegalni „dublerzy”) to wiedzą? Oczywiście, że wiedzą. Byli wtedy, ćwierć wieku temu, dorosłymi ludźmi, prawnikami. Dziś są sprzedawczykami, ośmieszającymi się idiotycznym wyrokiem na zamówienie i jeszcze bardziej idiotycznymi tego wyroku uzasadnieniem, które składa się z powielanych zapewnień o bezwzględnym prawie do życia, przeplatanych z (oczywistymi skądinąd) zastrzeżeniami, że ochrona życia ma swoje granice, gdy wchodzi w konflikt ze zdrowiem i życiem ciężarnej kobiety. To nawet nie jest sofisteria. To bezradność zaplątanych we własne nogi sługusów władzy, wykonujących niewykonalne polecenia swoich plenipotentów. Dobrze, że nie wszyscy podpisali się pod „uzasadnieniem”, przekazanym im przez Julię Przyłębską „do podpisu”, w iście bolszewickim stylu.

Biowładza w Polsce

Ciekawszy jest wszelako aspekt kulturowy. Otóż od dłuższego czasu używa się w przestrzeni medialnej terminu „biowładza”, wywodzącego się z filozofii Michela Foucaulta. Słowo to ma znaczenie neutralne, gdy odnosi się po prostu do wszelkich form władzy politycznej, która pozwala jej organom na zarządzanie ludzkimi ciałami, przez co społeczność jawi się rządzącym jako pewien zasób biologiczny, wymagający odpowiedniego traktowania. Przejawem biowładzy jest zarządzanie epidemią, lecz również wszelka polityka demograficzna. Jednakże do samej natury tego aspektu władzy państwowej należy niepohamowana skłonność do nadużyć. W imię bezpieczeństwa albo po prostu dla wyegzekwowania swojej przewagi bądź niechęci do takiej czy innej grupy, władza posuwa się za daleko – stosuje nieuzasadnione restrykcje lub wdziera się do sfery intymnej. Z czymś takim mamy do czynienia właśnie teraz. PiS, na zlecenie kościoła, uprawia biowładzę w jej sadystycznej, totalitarnej formie.

Marzenie o rządzeniu ciałami rozwinęło się w XIX wieku w potężnych państwach narodowych, korzystających z arsenału wiedzy naukowej, lecz nieobce jest również tradycyjnej władzy religijnej. Kapłani pragną kontrolować życie wiernych (i niewiernych – na swoim terytorium) we wszystkich możliwych aspektach – społecznych i osobistych. Jakże trzeba być bezwzględnym i wścibskim, żeby wymuszać na ludziach opowiadanie o swoich najintymniejszych sprawach! A tym przecież jest spowiedź (kiedyś publiczna – i w takiej postaci zaadaptował ją reżim Stalina). I gdy przez kilkoma dekadami obsesje seksualne biskupów przemieściły się z masturbacji, poprzez nieślubne związki oraz antykoncepcje w kierunku aborcji i ni z tego, ni z owego ta nieistotna nigdy wcześniej dla kościoła sprawa stała się dla niego kluczowa, nie było już żadnych oporów, by wedrzeć się kobietom (a już zwłaszcza niewiernym!) wprost do macic.

"Obsceniczność" aborcji

Nie ma to nic wspólnego z niby to nagle rozbudzoną tkliwością względem zarodków i płodów (kościół nie próbuje przeciwdziałać aborcji jedynymi znanymi sposobami, czyli poprzez antykoncepcję i edukację seksualną, ani też nie stara się zapobiegać aborcji pośród kobiet zapładnianych przez księży), będąc wyrazem jakiejś sadystycznej perwersji. Aborcja zawsze była uważana w kościele za grzech (niewielki), ale nie z powodu uśmiercenia płodu (ten miał niby to otrzymywać duszę po 40 lub 90 dniach od poczęcia), lecz z powodu obscenicznego aspektu samego aktu aborcji. I teraz pewnie chodzi o to samo. O to niedopuszczalne „rozkładanie nóg” – najpierw przed „nielegalnym”, czyli niezalegalizowanym przez kościół, mężczyzną niebędącym mężem (bo tak jest najczęściej), a następnie przed grzebiącym w miejscu, gdzie Maryja Panna nosiła Syna, lekarzem.

Nie siedzę w chorych umysłach niezdolnych do prowadzenia normalnego, zdrowego życia biskupów, lecz sądząc po liczącej dwa tysiące lat tradycji psychopatologii seksualnej kościoła, wyrażającej się w niebywałej mitomanii i agresji w tematyce seksualnej, ta świeżej daty obsesja aborcyjna musi mieć podobnie obsceniczny i patologiczny charakter, jak lubieżne rozmiłowanie w pławieniu i paleniu kobiet, którym katolickie władze państw Europy pod patronatem kościoła zajmowały się z wielkim zapałem przez kilka stuleci, aż po wiek XVIII. Wymuszanie na kobietach noszenia zdeformowanych płodów i rodzenia ich (często martwych) jest lubieżną perwersją z tego samego poziomu.

Jestem załamany, lecz nie umiera we mnie nadzieja, że kiedyś społeczeństwo zrzuci z siebie jarzmo klerykalizmu oraz świeckiej i nieświeckiej biowładzy. Co więcej, sądzę, że niektórzy z nas jeszcze tego dożyją.

Obserwuj nas w
autor
Jan Hartman

Polski filozof, bioetyk, profesor nauk humanistycznych, wydawca, publicysta, nauczyciel akademicki, polityk. Autor cyklu "Hartman bez limitu" dla portalu goniec.pl

Chcesz się ze mną skontaktować? Napisz adresowaną do mnie wiadomość na mail: redakcja@goniec.pl
non-fiction wiadomości finanse technologia zdrowie rozrywka sport