Ekspert szczerze o 13 i 14 emeryturze. "Świadczenia motywowane politycznie" [TYLKO U NAS]
Przy okazji Kongresu ESG Polska Moc Biznesu, porozmawialiśmy z jednym z prelegentów, ekspertem ds. ubezpieczeń społecznych, emerytur, podatków, dr Antonim Kolkiem, prezesem Zarządu Instytutu Emerytalnego. Nasz rozmówca szczerze wyraził swoją opinię między innymi na temat tzw. "trzynastki", "czternastki", rządowych planów waloryzacji emerytur oraz tzw "wdowiego dodatku.
"Trzynastka" i "czternastka" są świadczeniami motywowanymi tylko i wyłącznie politycznie
Odbywający się w Warszawie Kongres ESG Polska Moc Biznesu zgromadził liczne grono ekspertów, którzy debatowali na tematy związane m.in. z przedsiębiorczością, podatkami, odnawialnymi źródłami energii, współczesnymi wyzwaniami w obszarach społecznych, ekonomicznych. Dr Antoni Kolek, prezes Zarządu Instytutu Emerytalnego brał udział w kongresie jako jeden ze speców w kwestii ubezpieczeń społecznych. Przy okazji jednego z paneli zapytaliśmy go o jego opinię na temat 13 oraz 14 emerytury i czy jego zdaniem to przemyślane, długoterminowe działanie czy jednak zagrywka wyborcza.
- Jeśli popatrzymy na tzw. "trzynastkę" i "czternastkę", to są świadczenia motywowane tylko i wyłącznie politycznie , które są stworzone po to, żeby w pewien sposób ograniczyć wydatki funduszu ubezpieczeń społecznych i przenieść te wydatki do innych funduszy - oznajmił ekspert.
- Chociażby 14. emeryturę finansujemy z funduszu solidarnościowego. Czyli z tego funduszu, na który składają się wszystkie osoby zatrudnione, które co miesiąc otrzymują wynagrodzenie. Pracodawca 1,45 proc. ich wynagrodzenia przekazuje do funduszu solidarnościowego, z którego pierwotnie miały być wypłacane środki dla osób z niepełnosprawnościami, a tak naprawdę jest to główne źródło wypłaty tych właśnie "bonusów politycznych" - nie pozostawiał złudzeń dr Kolek.
Prezes Zarządu Instytutu Emerytalnego podkreślał faktyczne intencje polskiej władzy.
- Niestety ten system tak funkcjonuje, że rząd systematycznie wydziela fundusze, które mają być poza funduszem ubezpieczeń społecznych, żeby zaciemnić obraz tej sytuacji. Wtedy można się chwalić wyższą wydajność FUS-u Natomiast w praktyce wiemy, że ten system jest dziurawy i tak naprawdę musi być finansowany przez pokolenie pracujące. Czy to z jednej kieszeni, czy z drugiej kieszeni, to nie ma znaczenia. Tak naprawdę są to zobowiązania, które rząd zaciąga w imieniu społeczeństwa po to, żeby kupić głosy wyborcze - tłumaczył ekspert.
Waloryzacja emerytur
Poprosiliśmy Antoniego Kolka o opinię w kwestii hucznie zapowiadanej waloryzacji emerytur , w szczególności w obliczu rekordowo wysokiej inflacji i trudnej sytuacji na rynku energetycznym.
- Problem z polską waloryzacją jest taki, że mamy ją raz do roku. Jeśli popatrzymy sobie na to, jak dużo się zmieniło od 1 marca tego roku (zaostrzenie konfliktu w Ukrainie, szok na rynkach energii, zmianę całej polityki energetycznej), to ciężko powiedzieć, że ostatnia waloryzacja świadczeń w jakikolwiek sposób pokrywa to, co się wydarzyło przez kolejne miesiące. Waloryzacja jest rozwiązaniem niejako "na kredyt". Rząd oczywiście zamierza tą waloryzację zrobić, ale konsekwencje finansowe będą dopiero w przyszłym roku - zauważył Antoni Kolek.
- Rząd korzysta na tym, że jest wysoka inflacja, bo mamy wysokie wpływy z VAT-u do budżetu państwa, natomiast nie ma jeszcze zobowiązań, które z tego będą wynikały. Te zobowiązania przyjdą w przyszłym roku i trzeba będzie je po prostu wypłacić - podkreślał.
Zapytany o możliwe rozwiązania trudnej sytuacji Antoni Kolek stwierdził: - Trzeba wymyślić nowe wskaźniki waloryzacji , takie, które będą z jednej strony nie obciążały tak mocno finansów publicznych, a z drugiej strony będą świadczeniobiorcom dawały większą szansę na to, żeby ich świadczenia odzwierciedlały tą wysoka inflacja. No i wtedy można na przykład zrobić drugą waloryzację , czyli łącznie dwa razy do roku. No ale niestety rząd tego nie zrobił - mówił nasz rozmówca.
Polski rząd "mami obywateli"
Ekspert nie pozostawiał suchej nitki na obecnych działaniach polskich władz. - Widać, że jakby nie ma woli politycznej, żeby to zrobić. Polska władza tak naprawdę mami obywateli, świadczeniobiorców tym, że za chwilę będzie wysoka podwyżka. Jeśli popatrzymy sobie na zasadę ekonomii behawioralnej, to jest to świetne rozwiązanie. Dajemy gdzieś tam, prawda? Kiedy coś nadejdzie, ale do tego czasu obiecywanie nic nas to nie kosztuje. Także z perspektywy rządu zagrywka PR-owa jak najbardziej doskonała. Tak naprawdę o zobowiązanie będzie się martwił ten, kto będzie film musiał zamknąć budżet 2023 roku, czyli być może nowy rząd, nowy minister finansów - gorzko przyznawał szef Instytutu Emerytalnego.
Wdowi dodatek
Przy okazji rozmowy poprosiliśmy o kilka słów na temat tzw. wdowiego dodatku, czyli świadczenia, które zakłada przyznanie wdowom i wdowcom dwóch świadczeń.
- Na pewno jest dobry pomysł. Na wielu spotkaniach z obywatelami, gdzie faktycznie ma miejsce realna dyskusja o tym, jakie są problemy emerytów, pada bardzo często takie stwierdzenie, "kiedy byliśmy razem w gospodarstwie domowym, jako mąż i żona mieliśmy dwie emerytury, stać nas było na wydatki domowe" . Kiedy jedno z dwójki odchodzi - na ogół mąż, kobieta zostaje z tylko jednym świadczeniem i wtedy sytuacja staje się trudna - zauważał ekspert.
Antoni Kolek dodawał: - W tym kontekście powinniśmy przede wszystkim rozmawiać nie "czy" tylko w jakiej on powinien być wysokości. Czy to powinno być 20, 25, 35 proc. świadczenia zmarłej osoby. Także jest to rozwiązanie jak najbardziej racjonalne - podkreślał nasz rozmówca.
Artykuły polecane przez Goniec.pl: