Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Rozrywka > Andrzej Rybiński wspomina trudną młodość. Jego sytuacja była niemal bez wyjścia
Piotr Szczurowski
Piotr Szczurowski 20.07.2024 13:13

Andrzej Rybiński wspomina trudną młodość. Jego sytuacja była niemal bez wyjścia

Andrzej Rybiński
fot. KAPIF

Andrzej Rybiński większości Polaków kojarzy się z kultowymi utworami takimi jak "Nie liczę godzin i lat" oraz "Czas relaksu". Choć jego muzyka zdobyła serca wielu, mało kto zna prawdziwą historię stojącą za sukcesem artysty. Okazuje się, że za kulisami sceny Andrzej Rybiński zmagał się z poważnymi problemami, które mogły zniszczyć jego karierę, zanim ta na dobre się rozkręciła.

Andrzej Rybiński w młodości nie miał gdzie mieszkać. Musiał sobie jakoś radzić

Andrzej Rybiński już od najmłodszych lat wykazywał zainteresowanie muzyką. W latach 70. współtworzył z Januszem Krukiem i Elżbietą Dmoch kultową grupę 2 plus 1 - wkrótce potem założył z żoną Elizą Grochowiecką i Zbigniewem Hołdysem własny zespół - Andrzej i Eliza. Współpraca z wielkimi nazwiskami polskiej sceny muzycznej otworzyła mu drzwi do dalszej kariery... i licznych pokus.

Pomimo rosnącej popularności, życie Andrzeja Rybińskiego nie zawsze było usłane różami. Kiedy przeprowadził się do Warszawy, by na poważnie zająć się swoją karierą, okazało się, że nie miał gdzie mieszkać.

Nie wypadało wracać do rodzinnego domu, w związku z czym trzeba było zarabiać na życie, co wcale nie było takie proste. Pomieszkiwałem w Warszawie - wspominał muzyk.

Wojciech Szczęsny wypalił bez ogródek o aferze premiowej. Bramkarz szczery do bólu

Andrzej Rybiński ze śmiechem o swojej przeszłości. "Menelem byłem"

Nie mając stałego miejsca zamieszkania, Andrzej Rybiński musiał radzić sobie w niekonwencjonalny sposób. Jak sam wyznał w podcaście Złotej Sceny, nocami chował się w windach nowo wybudowanych wieżowców na ścianie wschodniej Warszawy.

Wchodziłem do windy nocą, zatrzymywałem się między piętrami i parę godzin można było przekimać - opowiadał muzyk.

Andrzej Rybiński nie bał się mówić o swoich trudnych doświadczeniach. W jednym z wywiadów prowadząca zauważyła, że gwiazdor zachowywał się kiedyś jak "menelek". Muzyk przyznał jej rację, podkreślając jednak, że musiał sobie jakoś radzić w tej ciężkiej sytuacji.

Menelem byłem. Ale trzeba było kombinować - stwierdził ze śmiechem.

Pomimo tych trudności, Andrzej Rybiński kontynuował swoją karierę muzyczną, co ostatecznie mu się opłaciło. Występował w klubie ZAKRU (Związek Polskich Autorów i Kompozytorów) w hotelu Bristol, gdzie spotkał się z uznaniem wielkich artystów, w tym samego Czesława Niemena.

Mimo przeciwności losu Andrzej Rybiński osiągnął sukces. Dziś jest ikoną polskiej muzyki

Lata 80. przyniosły w końcu Andrzejowi Rybińskiemu wielki sukces. Jego przebój "Nie liczę godzin i lat" zajął drugie miejsce w konkursie Premier na 20. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, cementując jego pozycję na polskiej scenie muzycznej. Utwory takie jak "Czas relaksu" i "Nie liczę godzin i lat" przeszły do kanonu polskiej muzyki, a sam artysta zdobył ogromną popularność.

Andrzej Rybiński zawsze podkreślał, że miłość i bliskość rodziny były dla niego najważniejsze. Współpraca z żoną Elizą Grochowiecką była nie tylko zawodowym, ale i osobistym sukcesem. Razem tworzyli zespół Andrzej i Eliza, który zyskał uznanie zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Dziś Andrzej Rybiński jest postrzegany jako legenda polskiej muzyki. Jego piosenki są wciąż słuchane i cenione przez kolejne pokolenia. Choć jego droga do sukcesu była wyboista, muzyk nigdy nie żałował podjętych decyzji.

Zarabialiśmy 100 zł i byliśmy szczęśliwi - mówił, wspominając swoje pierwsze kroki na scenie.

Andrzej Rybiński jest żywym przykładem tego, jak determinacja i pasja mogą przezwyciężyć nawet najtrudniejsze przeszkody. Mimo że miewał chwile zwątpienia, jego talent i wytrwałość doprowadziły go na szczyt, czyniąc go inspiracją dla kolejnych pokoleń artystów.

Andrzej Rybiński
fot. KAPIF
Andrzej Rybiński
fot. KAPIF
Powiązane
Krzysztof Jackowski
Quiz. Czy masz zadatki na jasnowidza? Sprawdź, czy dorównasz Jackowskiemu