Afera w teatrze w Lublinie. Aktor znany z "Na dobre i na złe" odpowiada na zarzuty
Jedynie część aktorów zarabia krocie w wielkich kasowych produkcjach. Zdecydowana większość mniej znanych przedstawicieli tego zawodu szacunkiem darzy nawet skromne etaty w teatrach. O tym, że z taką pracą trudno się pożegnać, świadczy skomplikowana afera, która wybuchła w Teatrze Osterwy w Lublinie. Do odpowiedzi na liczne zarzuty zmuszony został dyrektor placówki, znany z "Na dobre i na złe" i "Smoleńska" Redbad Klynstra-Komarnicki. Kto "rzucił mu rękawicę", by ustrzec się zwolnienia?
Dyrektor Redbad Klynstra-Komarnicki w opałach
Skandaliczna sprawa została opisana przez zdesperowaną żonę jednego z aktorów teatru. Jego personalia nie są znane. Wiadomo jedynie, że przebywa na zwolnieniu lekarskim, ma 59 lat i gra w Teatrze Osterwy od 1990 roku, m.in. w prestiżowych spektaklach "Zbrodnia i kar" oraz "Dziady". Dlaczego grozi mu zwolnienie? Z perspektywy ukochanej wygląda to następująco.
- Czy naprawdę stać ten teatr i to miasto na pozbycie się aktora z najlepszym głosem, grającego dziesiątki ról, który nigdy nie zawiódł, [...], a także był nagradzany przez Marszałka, a na 2023 rok otrzymał stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie teatru? Jedynym zarzutem wobec mojego męża może być to, że pandemia i zmiana dyrektora wyłączyła go z grania, a także fakt, że przeszedł w ciągu ostatnich dwóch lat dwie operacje i inną chorobę i w związku z tym wypadł z nowego spektaklu tuż przed premierą - napisała zrozpaczona wizją utraty przez męża etatu żona do odpowiedzialnego za kwestie kulturalne członka zarządu województwa lubelskiego.
Kobieta nie omieszkała wytoczyć przeciwko dyrektorowi teatru kolejne oskarżenia. Według niej to Redbad Klynstra-Komarnicki jest winny nieobecnościom w pracy jej chorego męża. - Jeśli mąż przez 33 lata był obsadzany, to obecnie jest to wina dyrekcji, której działania można uznać za mobbingowe - czytamy w Kurierze Lubelskim. Jak do tych zarzutów odniósł się oskarżony?
Panna młoda czekała do ostatniej chwili. Przy ołtarzu wyciągnęła telefon, a jej ukochany pobladłDyrektor teatru odpiera zarzuty
Z perspektywy przełożonego, czyli Redbada Klynstry-Komarnickiego, sytuacja wygląda zgoła inaczej. - Aktor od wielu lat angażowany jest do niewielkiej ilości spektakli, a przez ostatnie półtora roku nie grał w żadnym spektaklu, to z punktu widzenia podatnika utrzymywany jest etat pracownika, który realnie nie świadczy pracy - oświadczył dyrektor. Redbad Klynstra-Komarnicki przekazał także swoje stanowisko w sprawie rzekomego mobbingu.
- Mamy bardzo jasną politykę działań antymobbingowych, szkolenia i procedury. Na moją dzisiejszą wiedzę, aktor nie zgłosił żadnych działań mobbingowych do oddelegowanej osoby, która za to odpowiada - odparł Redbad Klynstra-Komarnicki. Dodał, że wobec walczącego o zachowanie pracy artysty wyciągnął pomocną dłoń, jednak została odrzucona.
Aktor teatru w Lublinie odrzucił "koło ratunkowe"?
Dyrektor Teatru Osterwy w Lublinie podkreślił, że zakończenie stosunku pracy na podstawie umowy o pracę wcale nie musi oznaczać definitywnego końca występów w teatrze. Redbad Klynstra-Komarnicki zaproponował koledze ze sceny angaż na umowę zlecenie lub umowę o dzieło. Ponadto kolejnym "kołem ratunkowym" miało być obsadzenie w sztuce "Księżyc i magnolia".
- Trzy tygodnie przed premierą poszedł na zwolnienie lekarskie i musiał być zastąpiony przez innego aktora - skwitował stanowczy Redbad Klynstra-Komarnicki. Te słowa zdementowała żona pragnącego zachować anonimowość aktora, twierdząc, że stracił on intratną rolę przez komplikacje natury zdrowotnej, a gdy je wyleczył, nie mógł liczyć na szansę do zawodowej rehabilitacji. Czy sprawa skończy się w sądzie, czy spór zostanie rozwiązany polubownie? To prawdopodobnie okaże się za zamkniętymi drzwiami dyrektorskiego gabinetu.
Źródło: Kurier Lubelski