Śledztwo Gońca: Zbiórka na nieżyjące zwierzę, gra na emocjach i straszenie prawnikami. Czy Fundacja "Ada" to zwierzęcy Nie Raj?
Mówi jedna z pracownic: - Korę, suczkę w podeszłym wieku, chcieli uśpić, bo przestała być dochodowa. Wtedy wszyscy pracownicy się zbuntowali i powiedzieli, że będą strajkować.
W SKRÓCIE:
- Fundacja “Ada” gra na emocjach ludzi, by uzyskiwać jak największe przychody - to najczęstszy zarzut, jaki pada z ust jej krytyków
-
Mnożą się też kontrowersje dotyczące spraw finansowych i organizacyjnych.
Fundacja “Ada” w 2019 r. prowadziła zbiórkę pieniędzy na leczenie orła bielika, choć zwierzę od kilku dni już nie żyło - Po rosyjskiej inwazji przeznaczone do adopcji szczeniaki atrakcyjnych ras były przedstawiane jako uratowane z Ukrainy, co nie było prawdą
- Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, autorka książek i audycji radiowych: - Ta lecznica to wierzchołek góry lodowej, bo osób w taki sposób zarabiających na zwierzętach jest więcej
W Przemyślu działa znany weterynarz Radosław Fedaczyński, zwany przez media i fanów “Doktorem Dolittle” albo “Aniołem”. Prowadzi z ojcem i żoną rodzinną fundację, lecznicę i ośrodek adopcji zwierząt ”Ada”. Na Facebooku "Adę” obserwuje 477 tysięcy osób.
Do ośrodka trafiały już niedźwiedzie, borsuki, sarny, obecnie przebywają w nim m.in. łoś i małpka. A że fundacja opiekuje się również bocianami, weterynarz z innego gabinetu w 2019 r. przewiózł do Ośrodka rannego po postrzale orła bielika.
Fedaczyńscy zbierali wówczas pieniądze na jego ratowanie, bo Geralt – jak nazwali orła – został postrzelony przez myśliwego.
“Geralt upadł i zamknął oczy” - pisali w opisie zbiórki. ”W panicznym stresie czekał na oprawcę. Godziny przyniosły cierpienie i rezygnację. Geralt jest w stanie ciężkim. Walka nie będzie równa. Życie Bielika wisi na włosku. Doktor Jakub [Kotowicz – weterynarz pracujący w Adzie, a obecnie również wiceprezes fundacji] podejmie walkę. Pomóżcie!”.
Na filmie widzimy ptaka, któremu weterynarz przykłada do dzioba maskę z tlenem.
Lekarz, który jako pierwszy badał zranione zwierzę, ucieszył się, że została założona zbiórka. Ale później, w Ośrodku i na policji, dowiedział się, że choć ptak od kilku dni już nie żyje, pieniądze na jego leczenie zbierane są nadal.
- Tłumaczyli, że kontynuowali zbiórkę, żeby ratować inne ptaki. Ale dla nas to było oszustwo – mówi weterynarz Artur Sączawa.
Jeden z jego kolegów po fachu zgłosił sprawę zbiórki na policję w prokuraturze. Postępowanie zostało jednak umorzone, bo śledczy nie dopatrzyli się czynu zabronionego.
Weterynarz Sączawa: - Pierwsze, co mnie przy tamtej sytuacji zaskoczyło, to że chcieli tysiąc złotych na leczenie bielika z góry, od gminy, gdzie go znaleźliśmy. Od tamtej pory przestałem im podsyłać zwierzęta do opieki.
Proszę prezeskę fundacji, Magdalenę Kud-Fedaczyńską, by odniosła się do sprawy bielika. Odpisuje, że nie wie, o jaką sprawę konkretnie chodzi.
Według niej Fundacja w okresie swojej działalności udzieliła pomocy kilkudziesięciu takim ptakom, a wszystkie mają nadawane takie samo imię. Na doprecyzowane pytanie, że chodzi o sprawę zgłoszoną na policję ze względu na prowadzenie zbiórki na martwego ptaka, nie otrzymuję już odpowiedzi.
Psia Wioska, czyli cud marketingu
Psia Wioska, czyli sztandarowy projekt fundacji, przyniósł Fedaczyńskim rozgłos w całej Polsce i na świecie. Pomysł podchwyciły i z uznaniem opisywały media jako przykład innowacyjnego podejścia do opieki nad bezdomnymi psami.
Fedaczyńscy zaplanowali, że psy w oczekiwaniu na adopcje będą zamieszkiwać w komfortowych warunkach, w małych, kolorowych domkach. Lekarz Jakub Kotowicz w sierpniu 2021 r. mówił w Radiu TOK FM, że zbudowanie i wyposażenie jednego domku w "Psiej Wiosce” to koszt 50 tys. zł, a fundacja chce ich wybudować czterdzieści. Inwestycja miała kosztować ponad 3 mln zł. Zbiórka trwa do dzisiaj.
Fedaczyńscy zbudowali jak dotąd 10 kolorowych domków, które są swego rodzaju znakiem firmowym projektu. Na jeden z nich zorganizowana została zbiórka z okazji urodzin Jakuba Kotowicza. Sam weterynarz pisał wtedy na swoim profilu na Facebooku: "Z całego serca – z okazji swojej kolejnej wiosny – proszę Was o wsparcie budowy następnego domku. Tym razem będzie to domek BŁĘKITNY – w kolorze błękitu nieba”.
Zdaniem byłego pracownika psy przebywają w domkach w ciągu dnia, ale tylko te atrakcyjne wizualnie, które biorą regularnie udział w nagraniach materiałów promocyjnych:
- W pierwszym domku od ulicy urzęduje pani prezes, żona Fedaczyńskiego. W kolejnych pracownicy, którzy zajmują się robieniem filmików do internetu. Domki są wielkości małego pokoju w którym mieści się kanapa, biurko z komputerem i krzesłem. Więc to takie przyjemne mini biura. Po prostu pracownicy przebywają tam w godzinach pracy, razem z psami. Ale uwaga: tylko z tymi ładnymi, zadbanymi, którymi można się pochwalić, gdy ktoś przyjeżdża zobaczyć to cudowne miejsce.
- A pozostałe psy? - dopytuję.
- Są w osobnym budynku, umieszczane w boksach, takich metr na metr - mówi nam były pracownik.
Niebezpieczny transport
Mieszcząca się w Przemyślu “Psia Wioska” to tylko część projektu. Fedaczyński docelowo chce ją postawić na działce pod miastem. Tłumaczył, że potrzeba na to 3 milionów, bo działka w Żurawicy oddalona jest o blisko kilometr od głównej drogi i tonie w błocie. Trzeba ją utwardzić, położyć instalację wodną, elektryczną i cieplną, bo domki będą ogrzewane.
A jeszcze potrzebna jest drobna architektura ogrodowa, budynek administracyjny i kotłownia na biomasę, wodny plac zabaw dla psów, pomieszczenie do rehabilitacji i basen.
Na działce w Żurawicy udało się wybudować dotąd 14 kolorowych domków, drewnianych, takich samych jak w “Psiej Wiosce” w Przemyślu. Zdaniem byłych pracowników nadal nie ma tam bieżącej wody i elektryczności. W sieci znajduję jednak zbiórkę na budowę basenu, na który zebrano ok. 17 tys. zł.
Do działki w Żurawicy nadal trudno dojechać, droga po deszczu jest dla samochodów osobowych właściwie nieprzejezdna.
Prezes Magdalena Kud-Fedaczyńska przyznaje, że fundacja posiada działkę w miejscowości Żurawica, gdzie zarejestrowane zostało schronisko dla bezdomnych zwierząt. W przesłanym piśmie utrzymuje, że projekt "Psia Wioska” działa i jest w fazie realizacji.
Latem 2023 r. pracownicy fundacji przewozili psy z “Psiej Wioski” w Przemyślu na działkę w Żurawicy, która służyła w charakterze wybiegu. Jej teren jednak – zdaniem byłego pracownika - nie został do końca oczyszczony ze szkieł i licznych odpadów tkwiących w ziemi, w wyniku czego psy często wracały poranione.
Mężczyzna opowiada, że w związku z brakiem bieżącej wody musiał także dowozić galony wody pitnej dla zwierząt.
Dostaję też od niego zdjęcia ukazujące, jak wyglądał transport zwierząt na wspomniany wybieg. W klatce wrzuconej na pakę samochodu, stojącej wśród innych, w żaden sposób niezabezpieczonych klatek, widzę stłoczone trzy psy. Klatki mogą się swobodnie przesuwać wewnątrz auta. W razie wypadku psy nie miałyby szans przeżyć.
Komu sierotę z Ukrainy?
Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie na stronach "Ady” prezentowane są liczne szczeniaki atrakcyjnych ras – chihuahua, pomeraniany, szpice.
Jeden z informatorów przesyła mi ich świadectwa zdrowia. Wynika z nich, że wszystkie trafiły do “Ady” nie z Ukrainy, a z Białorusi.
To szczeniaki wysłane z Mińska samochodem na przejście graniczne Kozłowiczy–Kukuryki, które trafiły do stacji sanitarno-epidemiologicznej w pobliskim Koroszczynie w 2023 r. Do Polski trafiło kilka szczeniaków.
Po numerach chipów trafiam w rejestrze na informacje, które szczeniaki z Białorusi poszły do adopcji z przemyskiej "Ady”. Dzwonię do nowych właścicieli.
Suczka Monti trafiła do pani Karoliny Lechowicz z Gliwic. "To mieszaniec, który, jak mi powiedzieli w »Adzie«, przyjechał z Ukrainy. W 2022 roku zaadoptowałam też kociaka z Ukrainy z »Ady«”.
Suczka Celina jest u Bogusławy Brańki z Choczni. "Doktor z »Ady« mówiła, że piesek ma ponad rok i jest z Ukrainy. O fundacji mogę powiedzieć same dobre rzeczy, bo byłam tak i wszystko jest super”.
Luna trafiła do Aleksandry Węgrzyn z Podgórza. "Sunia otrzymuje leki, miała około roku. Powiedziano nam w »Adzie«, że jest psem z Ukrainy”.
Kolczatka w szyi
Marta Lis i Małgorzata Błońska z Fundacji "Nadzieja” kilka lat temu pojechały do podprzemyskiej wioski na interwencję w sprawie bardzo zaniedbanego psa trzymanego na łańcuchu, który wrastał w skórę.
Właściciel psa zachowywał się agresywnie, wymachiwał siekierą i wykrzykiwał, że psa dostał jako szczeniaka od Fedaczyńskiego.
Marta Lis: - W końcu musiał własnoręcznie wynosić tego psa sam Radek Fedaczyński, bo właściciel powiedział, że tylko jemu odda zwierzę. Byłyśmy zszokowane, jak Radek zaczął krzyczeć coś w stylu: “jak można psa w takich warunkach trzymać!”. Powiedziałyśmy, że sam przecież parę lat wcześniej tego psa wydał. Fedaczyński opisał w socjal mediach tę sytuację, ale nie zająknął się, że to »Ada« wydała tego szczeniaka mężczyźnie, że poszedł od małego na łańcuch i żadnej wizyty -przed czy poadopcyjnej nie było i nikt nie sprawdził, w jakich warunkach przebywa”.
Kolejny proces adopcyjny opisuje internautka Ewelina Świątek, której wpis znalazłam w sieci. Chodzi o psa Flesza:
“Akcja zbiórkowa miała szeroki zasięg, tysiące udostępnień i polubień, bo historia Flesza chwytała za serce - pies zabrany z łańcucha z kolczatką wrośniętą w szyję, cudem uratowany, wyleczony przez »anioły« i szczęśliwie adoptowany. Tylko, że to nieprawda”.
I dalej: "Pies tak naprawdę wrócił do »Ady« po drugiej nieudanej próbie adopcyjnej z Warszawy. Z informacją od właścicielki, że są problemy z agresją i lękami. I dwa dni po powrocie do »Ada« z Warszawy Flesz został znaleziony na ulicy i trafił do schroniska w Orzechowcach, gdzie spędził prawie osiem miesięcy. To nie był pies adopcyjny. Był karmiony z klatki. Miał ciężkie życie i musiał przejść nieudane próby adopcyjne, które zgotowali mu »aniołowie Fedaczyńscy«. Przez miesiące się lansowali na moim psie, ale mu nie pomogli - opowiada Świątek.
Atrakcyjne filmiki
Zdaniem byłej pracowniczki w “Adzie” codziennie powstaje kilkanaście filmów. Dwie panie bez przerwy biegają z kamerami i nagrywają.
"W umowie miałam zapis i musiałam brać w nich udział, tzn. prezentować psy i o nich mówić. Radosław Fedaczyński nie zna imion psów, które ma w fundacji. Większość psów obecnie jest z Ukrainy i duże zainteresowanie wzbudzają szczeniaki i psy rasowe. Te psy są atrakcyjne, bo generują pieniądze. Ludzie szybko wpłacają, jak czytają o biednym psie uratowanym przed wojną" - mówiła jedna z byłych pracownic.
Opowiada, że "około dwudziestu piesków w »Adzie« przebywa długo, jak np. Kenzo, który jest wizytówką różowego domku. To owczarek niemiecki o łagodnym charakterze, który nie ma przedniej łapy. Fundacja zbierała środki m.in. na ortezę dla niego. Popularna na filmikach jest także Sobaczka, która robi show, bo jest sparaliżowana i jeździ wózeczkiem”.
Jednak psy, które przestają generować zainteresowanie na zbiórkach, są jej zdaniem w niebezpieczeństwie: “Seniorkę Korę, owczarka, chcieli uśpić, bo przestała być dochodowa, ale wtedy wszyscy pracownicy się zbuntowali i powiedzieli, że wyjdą przed budynek i zastrajkują”.
Wtedy pojawiły się filmiki z Korą, że ma chore stawy i potrzeba pieniędzy na jej rehabilitację.
Mówi dalej była pracowniczka: "Psy mieszkające w fundacji na stałe, czyli takie, dla których nadal nie znaleziono domu, dostają połowę tego, co powinny jeść, bo cały czas słyszymy, że jest mało karmy. Szlag nas trafił, jak prezes Fedaczyńska podjechała pod fundację nowym audi elektrykiem. To drogi samochód, ładowany przy atelier »Ada«, bo tam jest też stacja”.
Pytam prezes Fundacji “Ada”, iloma samochodami dysponuje organizacja. W odpowiedzi czytam: dwa używane samochody ciężarowe (Volkswagen Crafter i Opel Movano ), oprócz tego w leasingu Volkswagen Caddy oraz w najmie długoterminowym trzy samochody marki Seat Arona.
Rozmawiam z kolejną osobą, która pracowała w Fundacji “Ada”: “Bardzo się cieszyłam na pracę ze zwierzętami, ale szybko zauważyłam kłamstwa na filmikach” - mówi.
Podaje przykład: - Suczka Tofcia została na filmiku przedstawiona jako sunia uratowana z jednym szczeniaczkiem Snickersem. A tak naprawdę trafiła do Fedaczyńskich będąc w ciąży, a poród wszystkich jej szczeniąt odbył się w siedzibie “Ady”. Niestety większość z zmarła po porodzie. Sunia rodziła na podłodze wyłożonej płytkami ceramicznymi i szczeniaki się wyziębiły…. Jak szczeniaki zaczęły umierać, trafiły pod lampy grzewcze, ale było za późno”.
Na stronach Fundacji “Ada” znajduję filmik z 3 stycznia tego roku, na którym Radosław Fedaczyński pokazuje drobną suczkę oraz jej młode i opowiada:
“Przyjechała do nas Tofcia z jakiegoś zakładu pracy, ale nagle pojawiła się duża ciąża i niestety szczeniaków nie udało się uratować. Ona trafiła do nas ze Snickersem, który też na początku był bardzo chory. Ona też ledwo przeżyła. Gdyby nie łut szczęścia mogłaby umrzeć w trakcie tej ciąży, mogło dojść do zatrucia, pęknięcia macicy. Mamy Snickersa i Matulkę, i przerywamy ich smutne życie”.
W swoim nagraniu Fedaczyński całkowicie pomija okoliczności potencjalnie obciążające fundację, na które wskazuje mi była pracowniczka “Ady”.
Dotarłam także do byłej wolontariuszki, która opisała w internecie, że opiekowała się wspomnianym wcześniej psem Fleszem, a następnie znalazła go na stronie schroniska w Orzechowcach. Kiedy zapytała o niego w "Adzie” usłyszała, że uciekł.
Praca w “Adzie”
Pytam wolontariuszy o charakter ich codziennych obowiązków: - Większość z nas się uczyła w szkołach średnich i nie mogliśmy być codziennie, a szefowie obrażali nas i mówili, że to lekceważące. Bolało mnie, że gdy nas nie było, to psy wychodziły na kilkuminutowe spacery dwa razy dziennie, a tak to siedziały w boksach. Później zaczęłam dostrzegać coraz więcej zaniedbań. Psy z niedowagą karmiono starą karmą lub taką dietetyczną, bo "taka była na stanie".
Na stronie Centrum Adopcyjnego “Ada” widnieje 30 wpisów i filmik poświęcony psu w typie owczarka niemieckiego, któremu nadano imię Cywil. „”Ada” pisała m.in:, że "Cywil – niegdyś wychudzony, zeżarty przez nużycę, porzucony pies, który nie dostawał szans od nikogo... Teraz Zdrowy i pełen sił przystojniak, któremu lada chwila odrośnie sierść jak u lwa i który za niedługo będzie się wylegiwał na kanapie w nowym, cieplutkim domu. Czy warto ratować umierającego psa? Tak, warto... I tak... Nigdy nie przestaniemy tego robić”.
Ale w sieci trafiam na wpis, w którym wolontariuszka pisze, że Cywil ją pogryzł na spacerze, a następnie został uśpiony.
Pytam o niego prezes fundacji “Ada”, która odpisuje, że pies Cywil był pod opieką Fundacji. Jego historia nie skończyła się dobrze. "Niestety nie żyje” - czytam w przesłanej odpowiedzi.
Groźby od prawnika
Fedaczyńscy nie lubią krytyki i zatrudniają nie tylko moderatorów dyskusji. Autorka wpisu poświęconego pogryzieniu jej przez Cywila, wówczas niepełnoletnia, dostała od prawnika pismo, w którym "wzywa się ją o zaprzestanie naruszeń dóbr osobistych Radosława Fedaczyńskiego, w szczególności do zaprzestania umieszczania pomawiających Radosława Fedaczyńskiego oraz Fundację Ośrodek rehabilitacji Zwierząt Chronionych na profilu Facebook oraz w innych mediach społecznościowych”.
W razie, gdyby tego nie zrobiła, grozić jej miało "powództwo o odszkodowanie”.
Wolontariuszka się przestraszyła i wpis o okolicznościach pogryzienia ją przez Cywila skasowała.
Mirosława Tomczak, która w Bydgoszczy Prowadzi Fundację Koty SOS, w 2022 r. dostała pismo od innego radcy prawnego, Krystiana Koterbickiego (obecnie zasiada w zarządzie Fundacji “Ada”), w którym prawnik wskazał: ”że krytyczne opinie publikowane w grupie »Ada tak nie wypada« godzą w dobre imię Radosława Fedaczyńskiego i Andrzeja Fedaczyńskiego”. I wzywa do zaprzestania komentowania oraz usunięcia postów.
Wpisy Mirosławy Tomczak dotyczyły m.in. niewystarczających jej zdaniem postępów przy budowie “Psiej Wioski”, a także wpisu ”Ady” o umierającym z głodu psie Kaziku.
Czytamy: “Kazio umiera z głodu. Jego opiekun nie żyje... Pomóż Mu [tu płacząca emotikonka]. Nikt nie przyjdzie Nikt Mu nie pomoże. Pasożyty na Nim niczym ruchoma fala skóry. Oko ropieje. Czeka na wycieraczce i płacze. Miało być życie jak w bajce jest koszmar (...) Głód zabija na raty... choroby wykończą maleństwo. Proszę dajmy Mu ratunek. Pomożesz Mu? Kazio prosi o serce”.
Mirosława Tomczak zwraca uwagę, że wpis zbulwersował nawet fanów fundacji, którzy w komentarzach na stronie Facebookowej "Ady” pisali, że post można odebrać jako próbę wyłudzenia.
Tomczak wpisów nie usunęła i kolejne pismo dostała w 2023 r. poprzez Messenger, adresowane z konta innej kancelarii. Według pisma, hejterskie wpisy przeszkodziły fundacji w zaplanowanym evencie w galerii Galaxy w Szczecinie, co bezpośrednio przyczyniło się do strat finansowych.
Dalej nastąpiła groźba żądania zadośćuczynienia.
Faktycznie, wielbiciele zwierząt ze Szczecina stanowczo sprzeciwili się zbiórce “Ady” na terenie ich miasta. Galeria po wpisach oburzonych mieszkańców zrezygnowała ze współpracy z ”Adą”.
Następnie fundacja opublikowała informację, że pojawi się w Galerii Handlowej Turzyn, również w Szczecinie, której przedstawiciel zdementował te doniesienia, tłumacząc, że przemyska "fundacja posłużyła się naszym logotypem oraz zamieściła informację zanim sformalizowaliśmy potencjalne zasady naszej współpracy”. Do obu imprez nie doszło.
Mirosława Tomczak i tym razem nie wykasowała swoich komentarzy.
Grupa "Ada tak nie wypada” na Facebooku gromadzi ponad 30 tys. internautów, którzy regularnie komentują filmiki udostępniane przez fundację i kolejne błagalne prośby o finansowe wsparcie, bo uważają, że Fedaczyński gra na emocjach ludzi w celu uzyskania jak największych wpływów.
Dzika pomoc
Wspomniany na początku orzeł bielik, reanimowany po śmierci, to tylko jeden z przykładów zbiórek na dzikie zwierzę w "Adzie”.
Furorę w sieci zrobiła mała niedźwiedzica Cisna. Przebywała w lecznicy kilka tygodni w 2016 r. i to w jej kontekście w serwisie pomagam.pl pojawiła się zbiórka na “Pogotowie dla niedźwiedzi”, która później zmieniła nazwę na ”Wygrać dla zwierząt”.
Paulina Wróblewska z Parku Ochrony Bieszczadzkiej Fauny: - Było karmienie z butelki, głaskanie, cały czas w bezpośredniej obecności ludzi. Dziesiątki postów, zbiórek, datki od ludzi dobrej woli, mamionych ciągłymi kosztami leczenia niedźwiedzicy.
Cisna od 2016 r. przebywa w poznańskim ZOO. Miała chorobę sierocą i pierwsze dwa lata spędziła w ogrodzie z psem – mastifem tybetańskim. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej” Fedaczyński stwierdził: - To, że Cisna trafiła do ZOO do Poznania, to dla nas porażka. Ta niedźwiedzica powinna zostać w lesie. Nie chcę, żeby taka sytuacja się powtórzyła.
Zdaniem pracownika Parku Ochrony Bieszczadzkiej Fauny leśnicy w ogóle nie powinni niedźwiedzicy Cisnej zabierać z natury i pozwolić na opiekę nad nią Fedaczyńskim: “Tą decyzją od razu skazano niedźwiedzia na niewolę”.
Z kolei według dr. Roberta Maślaka z Uniwersytetu Wrocławskiego, przypadki, kiedy niedźwiedzie potrzebują pomocy zdarzają się w Polsce raz na kilka lat.
Biolog spotkał Fedaczyńskiego po latach w jednym z programów śniadaniowych w TV, gdzie ten wskazywał, że będzie tworzył pogotowie dla niedźwiedzi na bazie doświadczeń azylu dla niedźwiedzi w Stanach Zjednoczonych.
Tylko że ten ośrodek zajmuje się przywracaniem niedźwiedzi do natury, ale niedźwiedzi czarnych czyli baribali, a nie niedźwiedzi brunatnych To gatunek o innym zachowaniu.
W USA są też inne możliwości uwalniania niedźwiedzi wychowanych w odpowiedni sposób w niewoli niż w Europie, gęsto zaludzionej i poprzecinanej drogami. Ryzyka związane z tym, że taki niedźwiedź wróci do człowieka i będzie mu zagrażał są zupełnie inne.
Cisna nie była pierwszym niedźwiedziem, który trafił do "Ady”. W 2010 r. mieszkańcy okolic Przemyśla zauważyli niedźwiedzia, który chodził po przydomowych sadach i ogrodach. Został odłowiony i wypuszczony w Bieszczadach, ale wrócił w okolice domów.
Ponownie został uśpiony, tym razem przez pracowników “Ady” i przetransportowany do ich lecznicy.
To wtedy dr Robert Maślak wraz ze swoją współpracowniczką Agnieszką Siergiel, obecnie profesorkę Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, pojechali zobaczyć warunki, w jakich przebywała samica. Andrzej Fedaczyński nie wiedział wtedy, co mają z nią zrobić.
Maślak: - Zaskoczyło nas, że pracownicy ośrodka w momencie odłowienia nie mieli wystarczającej ilości środków usypiających, co wiązało się z tym, że kilka razy do niej strzelano z mniejszych dawek przeznaczonych dla psów. Tak się nie robi.
Przemisia, bo takie nadano jej imię, to była stosunkowo mała samica. – Od razu zauważyliśmy, że ta niedźwiedzica wychowała się w niewoli, wskazywał na to wygląd jej stóp. Potem dowiedzieliśmy się, że mogła uciec z prywatnych rąk z Ukrainy. Gdyby skonsultowano to z nami wcześniej, zdecydowanie odradzalibyśmy jej wypuszczenie - opowiada Maślak.
- Gdy chcieliśmy wejść do pomieszczenia, w którym przebywała, okazało się, że wydostała się z klatki wypychając deski, które były zabezpieczeniem. Byliśmy przerażeni tą sytuacją. Zaskoczyło nas też, że właściciele ośrodka nie wiedzą nic o możliwościach niedźwiedzi, ich sile i biologii. Gdyby to był dziki niedźwiedź nie tylko wyszedłby ze skonstruowanej tam klatki, ale w ogóle opuścił ośrodek przez blaszany dach, który bez trudu by zniszczył - dodaje.
Pomimo tego doświadczenia, Fedaczyńscy stwierdzili, że chcą u siebie dalej "ratować” niedźwiedzie i następnie wypuszczać je do natury. Według Maślaka było to absurdalne nie tylko z powodu faktu, że w Polsce nie powinno się tak ryzykować, ale też ze względu na usytuowanie ośrodka w środku osiedla domków jednorodzinnych, braku odpowiednich wybiegów i wiedzy właścicieli.
Niedźwiedzie, które mają być przywrócone naturze muszą być przetrzymywane w odpowiednim miejscu, z minimalnym kontaktem z ludźmi, w tym zarówno wzrokowym, jak i węchowym.
Niedźwiedź nawet po jednorazowym kontakcie z człowiekiem, w czasie którego otrzyma pokarm, uczy się, że może to być jego źródło. Po wypuszczeniu będzie zbliżał się do ludzi, co w końcowym efekcie zwykle kończy się zabiciem takiego stwarzającego niebezpieczeństwo niedźwiedzia.
Maślak zapamiętał, że Fedaczyński był rozczarowany ich opinią, że nie mają odpowiednich warunków na trzymanie niedźwiedzi. Przemisia ostatecznie trafiła do ZOO we Wrocławiu.
Z kolei na początku 2022 r. fundacja przygarnęła młodego niedźwiedzia, który otrzymał imię “Ada” . Niedźwiedzia znaleźli i dostarczyli do Ośrodka pracownicy nadleśnictwa Ustrzyki Dolne.
Przebywał w domku, który pierwotnie był kurnikiem, ale zwierzę po kilku dniach uśpiono.
Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska zezwolił Ośrodkowi Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu na zabicie przy użyciu środków farmakologicznych jednego dziko występującego chorego osobnika niedźwiedzia brunatnego, w celu skrócenia jego cierpienia.
Prezes Fundacji “Ada” wskazuje, że kwota wpłaconych darowizn na niedźwiedzia Ada wyniosła: 3753,00 zł
Dr Robert Maślak nie ma pewności, czy to zwierzę faktycznie potrzebowało interwencji człowieka, bo wie, że w jego pobliżu przebywały dwie samice, a jedna z nich mogła być matką.
- Leśnicy niepotrzebnie go zabrali. Mogło być też tak, że niedźwiedzica porzuciła młode, bo było chore. Samica mogła też zostawić młode na kilka godzin, które nie było w stanie pokonać jakiejś przeszkody, a potem wrócić.To było niepotrzebne torturowanie zwierzęcia, zbieranie pieniędzy, robienie show - uważa.
Stowarzyszenie Park Ochrony Bieszczadzkiej Fauny i Bieszczadzka Organizacja Ochrony Zwierząt wydały w tej sprawie komunikat:
„Nieodpowiedzialne jest niesienie pomocy na pokaz, a wręcz nieetyczne wśród organizacji działających w środowisku weterynaryjnym jest przedkładanie własnych planów marketingowych, czy budowanie PR-u, nad dobro tych zwierząt".
W dalszej części czytamy: "Nie zgadzamy się też z etyką nieetyczności w miejscach, które mają nieść pomoc, a stają się oazą często niezrozumiałego przez wielu cierpienia, lęków i strachu – niezrozumiałego, ponieważ w wielu przypadkach zamiast pokazać prawdziwą i odpowiedzialną pomoc, przyzwyczaja się odbiorcę treści do irracjonalnych postaw, często bardzo bambinistycznych, kreowanych wyłącznie na potrzeby działań reklamowych, a nie mających żadnego pokrycia w rzeczywistości, przez co wielu myśli, że tak jest dobrze i tak powinno być – gdy gasną światła, a kamera przestaje nagrywać, wówczas zmienia się również ta rzeczywistość”.
Kiedy 11 stycznia 2024 roku fundacja "Ada” prowadziła zbiórkę pieniężną w centrum handlowym w Katowicach, na jej stoisku znowu pojawiła się puszka z napisem "Pogotowie dla niedźwiedzi”.
Prezes Magdalena Kud-Fedaczyńska w odpowiedzi na przesłane pytania wskazuje, że budowa Pogotowia dla Niedźwiedzi zlokalizowana jest przy ulicy Mogilnickiego w Przemyślu. Obok tej działki powstaje właśnie wielki supermarket.
Zabytek “Twierdza Wykluczonych”
W 2021 r. Fedaczyńscy kupili jako fundacja ruiny XVI- wiecznego Zamku Fredrów we Fredropolu. Fedaczyński mówił wtedy, że chce tam stworzyć “Twierdzę wykluczonych”, w której będzie ratował krowy, konie, tygrysy i słonie.
Opowiadał, że na większym terenie, bez sąsiadów wokół, stworzy zwierzętom bardziej komfortowe warunki. Twierdza Wykluczonych to teren, na którym obecnie przebywa jeden łoś, dzik, sarny, trzy kucyki i owce. Przeniesiono tam także stado bocianów bytujące wcześniej na osiedlu Lwowskie.
Fundacja “Ada” dostała pozwolenie, aby w tym miejscu utworzyć i prowadzić azyl. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska informuje, że mogą być tam przetrzymywane osobniki ptaków należące do gatunków: bocian biały, bocian czarny, łabędź niemy, czapla siwa i krukowate.
Co z resztą zwierząt?
Na trzymanie łosia, saren i dzików przez pierwsze pół roku rehabilitacji potrzeba zgody starosty. Napisałam do niego i otrzymałam odpowiedź, że “Starostwo Powiatowe w Przemyślu takiej zgody nie wydało”.
Napisałam mail do Ministerstwa Klimatu i Środowiska z pytaniem, kto wydał zgodę na przebywanie łosia na terenie Fredropola i otrzymałam informację, że Fundacja “Ada” nie posiada zgody ministra właściwego ds. środowiska na chów lub hodowlę łosia.
Dalej pracownicy wydziału komunikacji medialnej ministerstwa wskazują, że “kto przetrzymuje zwierzynę bez odpowiedniego zezwolenia podlega karze grzywny”.
A sprawę można zgłosić na policję lub do Państwowej Straży Łowieckiej, która może kontrolować podmioty prowadzące chów i hodowle w zakresie źródeł pochodzenia zwierząt.
Natomiast Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wskazała, że pod przemyskim adresem Fundacji "zezwolenie na utworzenie i prowadzenie ośrodka rehabilitacji zwierząt dzikich uzyskała osoba fizyczna. Dane osób fizycznych są chronione i nie podlegają udostępnieniu. Fundacja Ada nie posiada zezwolenia na utworzenie i prowadzenie ośrodka rehabilitacji zwierząt. Ewentualne działania w odniesieniu do dziko występujących zwierząt, podmiotu nieposiadającego ww. zezwolenia, powinny ograniczyć się do działań niewymagających zezwolenia jak np. transportu rannych zwierząt do ośrodka”.
Pytam pisemnie prezeskę Fundacji “Ada”, Magdalenę Kud-Fedaczyńską o “Twierdzę Wykluczonych". Ta w odpowiedzi stwierdza, że to ważna dla fundacji inwestycja.
“Kucyki zostały zakupione, aby nie były wykorzystywane do celów zarobkowych, u poprzednich właścicieli chodziły w bryczce i służyły jako atrakcja dla dzieci. W budynku stajni znajdują się specjalnie zaadoptowane pomieszczenia do czasowego przetrzymywania wymagających ratunku dzikich zwierząt np. rysia, wilka i innych gatunków i takie zwierzęta znajdują tam tymczasowy dom. To obecnie około 110 zwierząt będących pod opieką Fundacji.”
W sprawozdaniu finansowym za rok 2022 czytam, że koszt wykonania nowych posadzek we Fredropolu wyniósł 104 tys. zł. Wśród kosztów działalności fundacji "Ada” w sprawozdaniu są jeszcze zapisy dotyczące umowy notarialnej zakupu nieruchomości na Batorego w Przemyślu – 300 tys. zł, nieruchomości Fredropol – 290 tys., nieruchomości Żurawica – 100 tys. zł, leczenia zwierząt – 1 147 206 tys. zł, zabezpieczenia wynagrodzeń – 724 686 tys. zł, mediów i opłaty najmu – 200 tys., inwestycji fundacji – 256 tys. zł.
Konflikt z sąsiadami
W 2021 r. do prezydenta Przemyśla wpłynęła petycja, którą podpisało 118 mieszkańców osiedla “Lwowskie”, na którym znajduje się ”Ada”.
Mieszkańcy skarżyli się na hałas, nieprzyjemne zapachy, rozbudowę "Psiej Wioski".
W petycji do władz miasta sąsiedzi Fedaczyńskich proszą o kontrolę placówki.
Ośrodek na swoim Facebooku opisuje natomiast konflikt sąsiedzki jako dramatyczną sytuację walki dobra ze złem: "Prosimy trzymajcie kciuki za nas. Kolejna kontrola przed nami. (...) Wiedz, że żądają śmierci tych, którym niesiemy pomoc. Przeraża fakt, że nie system, nie Urząd, a zwykły Polak chce rzezi niewinnych istot i w swoim opętanym umyśle jest zdolny do wszystkiego. Miejcie świadomość tego jakiego pokroju nieludzie funkcjonują w naszym społeczeństwie. Nie damy się i nie poddamy to przysięgamy na zawsze”. A dalej link do zbiórki.
O kontroli w “Adzie” TVN zrobiło reportaż, w którym Fedaczyńscy narzekają na bezduszność urzędników. Po jego emisji nasiliły się groźby pod adresem prezydenta Przemyśla pochodzące od sympatyków ”Ady”.
Wiceprezydent Przemyśla, Bogusław Świeży, wskazuje, że wybiegi dla psów zbudowane obok lecznicy i fundacji “Ada” na terenie zabytkowym powstały bez zgody i wiedzy Gminy Miejskiej Przemyśl i ze względu na bliskie sąsiedztwo zabudowy mieszkaniowej jednorodzinnej teren ten nie powinien być zagospodarowany jako wybieg dla psów.
Zapytałam prezes Fedaczyńską o spór z miastem o tereny, na których jej fundacyjne psy są codziennie wypuszczane przez pracowników fundacji na dwa nielegalnie zbudowane wybiegi. Odpisała, że stroną w postępowaniu sądowym nie jest Fundacja "Ada”.
Promocja i łzy
Na stronach Fundacji jej pracownicy piszą, że codziennie przyjmują "poranione, postrzelone, zmaltretowane, czasem ukrzyżowane ofiary nieludzi”.
"Kocham zwierzęta i wierzę w równy świat” - deklaruje Radosław Fedaczyński.
Na organizowane przez "Adę” zbiórki internetowe miłośnicy zwierząt wpłacają regularnie duże sumy pieniędzy. Mimo to na jednym z filmów zamieszczonych na facebooku, w styczniu tego roku, Radosław Fedaczyński mówi:
"Jest naprawdę źle i widmo stagnacji i wegetacji zagląda nam w oczy” - przekonuje.
I dalej: "To, co było jeszcze kilka miesięcy temu, nijak się nie ma do tego, co mamy dzisiaj. Co chwila przychodzi ktoś do nas i mówi: dwa miesiące temu moje usługi kosztowały tyle, a teraz 40 procent więcej. Co chwilę dzwonią do nas i mówią, że prąd będzie drożał i wszystkie jakieś tarcze się kończą. Nie chcemy, żeby standard obsługi naszych zwierząt się zmniejszył”.
Siedzący obok weterynarz Jakub Kotowicz dopowiada: "Budżet nie jest z gumy, to co mieliśmy zaplanowane na cały rok tak naprawdę już ledwo nam starczy.”
W styczniu 2024 na portalu pomagam.pl pojawiła się kolejna zrzutka z hasłem "Ocal Fundację «Ada»”. Zebrano 840 957 tys. zł.
Fundacja Fedaczyńskich codziennie wrzuca do sieci filmy, na których promuje zbiórki na zwierzęta. Z każdego tygodnia naliczyłam kilkanaście, rocznie, to nawet kilkaset zbiórek. W publikowanych materiałach widzimy koziołka pigmejskiego spacerującego po betonie z małymi pieskami i owcami, kąpiele szczeniąt i kociąt, czytanie psom książek.
W fundacji przebywa też małpka Antoś, którego celnicy znaleźli w bagażach podróżnego na przejściu granicznym w Korczowej w 2021 roku i zawieźli do "Ady”. Zwierzę długo było przedstawiane jako kapucynka, tymczasem to koczkodan zielony.
Na filmach bawi się licznymi zabawkami, jest karmiony albo kąpany. W maju 2022 roku fundacja na swoim Facebooku ogłosiła dwie zbiórki na wolierę czyli grodzone pomieszczenie dla Antosia. Jedną na 40 tys. zł, drugą na 30 tysięcy. Według rocznego sprawozdania finansowego fundacji “Ada” z 2022 roku wykonanie niewielkiej woliery o drewnianej konstrukcji kosztowało 53 256,16 zł. Co stało się z resztą kwoty przeznaczonej na budowę nie wiadomo, tak samo jak Fedaczyńscy nie mówią na swoich profilach o otrzymanych dotacjach z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
W sprawozdaniu finansowym Fundacji “Ada” z 2022 roku czytam, że dofinansowanie z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wynosiło ponad 33 tys. zł. Dopytuję urzędników z Rzeszowa, którzy doprecyzowują, że to kwota na utrzymanie gatunków chronionych, czyli m.in. na potrzeby Antosia.
W 2021 r. Fundacja przeprowadziła też 11 zbiórek w serwisie pomagam.pl. W zbiórce “Dla Kocich serc” zebrano prawie 17 tys. zł , ale na zbudowanie Psiej Wioski – już ponad 900 tys. zł.
W 2023 roku "Ada” przeprowadziła w serwisie pomagam.pl aż 119 zbiórek pod dramatycznymi tytułami: "Wyrzucone na bruk”, "Zamarznięte sierotki”, "Ratuj poranione sierotki”, "Pomoc dla kocich sierotek”, "Dla Kazia sieroty”, "Rysio znów Cię potrzebuje”, "Niewidomy Jasiu”, "Ratuj Rysia”, "Ratuj kocięta”, "Nadzieja dla Drakuli”, "4 smutki, 7 króliczych smutków”, "Ratuj psie dzieci”, "Ocal zimujące bociany” i "Nadal Budujemy Psią Wioskę”. W 2023 r. fundacja zebrała w ten sposób około 4 milionów 440 tys. zł.
Pytam prezeskę Fundacji “Ada” o liczbę prowadzonych zbiórek. Ta w odpowiedzi informuje, że nie prowadzi statystyk i odsyła mnie na portal pomagam.pl.
Portal pomagam.pl zapytany o liczbę zrzutek założonych na ich stronie przez Fundację “Ada” odpiera, że takich informacji udziela tylko organizatorom.
To ciekawe, biorąc pod uwagę, że zakończoną zbiórkę można ze strony pomagam.pl wykasować.
Radosław Fedaczyński zachęca także do udzielania wsparcia za pośrednictwem serwisu patronite.pl. Fundacja ma tam 173 patronów, którzy co miesiąc przelewają na jej konto kwotę 6070 zł. Łącznie poprzez ten kanał zebrano na rzecz fundacji blisko 200 tys. zł.
W styczniu tego roku na portalu pomagam.pl pojawiła się kolejna zrzutka z hasłem "Ocal Fundację Ada”. Zebrano dotychczas 818 tys. zł.
W sprawozdaniu fundacji za 2022 r. czytam, że ta zamieściła w sieci ponad 13 tys. wpisów na portalach społecznościowych dotyczących zwierząt przebywających pod jej opieką. Lecznica “Ada”, która współpracuje z fundacją ”Ada”, prowadzi równocześnie działalność komercyjną. Obok lecznicy funkcjonuje także "Ada atelier”, w którym można kupić koszulki, bluzy, kubki i inne pamiątki z wizerunkami fundacyjnych zwierząt.
Z dokumentacji fundacji wynika, że tylko z 1,5 procenta odpisu podatkowego w 2023 roku otrzymała ona ponad 5,7 mln zł, w 2022 roku 4,6 mln, a w 2021 roku 3,3 mln zł.
Ale wydaje się, że głównym przychodem firmy są właśnie zbiórki internetowe. Według ich własnego sprawozdania w 2022 r., kwota całkowitych przychodów to ponad 18 mln zł, z czego darowizny, czyli także zbiórki, to 8,6 mln zł. Fundacja była też dotowana z budżetu państwa, w latach 2009–2021 było to łącznie nieco ponad 439 tys. zł.
***
Jadę na osiedle Lwowskie w połowie marca 2024 roku. Jest sześć stopni na plusie.
Spacerując w okolicy Lecznicy “Ada” czuję zapach typowy dla schroniska dla zwierząt. Co jakiś czas słyszę ujadanie psów, które może być dla mieszkańców uciążliwe. Pod drzwiami lecznicy natykam się na miauczącego kota, jest zimno i kropi deszcz, wpuszczam go do środka i jednocześnie pytam czy mogę, czy to ich zwierzę.
Pracownik odpowiada, że to fundacyjny kot. Przybłąkał się i mieszka w lecznicy.
Od wielu lat w “Adzie” mieszkało także duże stado bocianów, których karmienie obserwowałam na filmikach na facebookowej stronie ośrodka, ptaki zostały jednak przeniesione na teren Fredropola – działki zakupionej przez fundację “Ada” w 2021 roku.
Pamiątką po zwierzętach są trzy gniazda zbudowane przez ptaki na słupach elektrycznych na osiedlu. Chodząc po jego uliczkach, mijam psy “Ady” spacerujące z opiekunami. Podchodzę do starszej pani, która stoi przy płocie swojego domu i mówi, że jest udręczona hałasem i smrodem, ale sąsiadom wolno wszystko. Nie chce rozmawiać dłużej i kieruje mnie do sąsiada z ulicy obok.
Kolejna zaczepiona po drodze sąsiadka odpowiada, że pan Krzysztof będzie ich godnie reprezentował w rozmowie ze mną. Mieszka w domu, który jest po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko lecznicy “Ada”. Jego działka graniczy z terenem szańca “Lempertówka” należącym do miasta.
Pan Krzysztof przyznaje, że to bardzo uciążliwe sąsiedztwo. Od kilku lat toczy się sprawa w sądzie, a w tym czasie psy są nadal wyprowadzane na dwa nielegalnie wybudowane wybiegi. Wychodzimy na jego działkę, faktycznie wybiegi są tuż obok jego płotu. Ciężko walczyć, bo przepisy głoszą, że schronisko dla zwierząt powinno być oddalone minimum 150 metrów od domów.
Tylko że Psia Wioska formalnie nie jest schroniskiem. Fedaczyńscy zdaniem sąsiada są doskonałymi PR-owcami. Może sam by się wzruszał, patrząc na kolorowe domki w sieci, gdyby nie to, że jego synowie boją się spacerujących psów, a latem nie może otworzyć okna w sypialni, bo czuje nieprzyjemny zapach i słyszy ujadanie psów np. o 6:00 rano, kiedy są karmione.
Działkę zakupił w 2014 r., kiedy na osiedlu już od lat funkcjonowała lecznica. Gdyby wiedział, że powstanie tu schronisko dla psów i będzie trzymana tak duża liczba zwierząt domowych, gospodarskich i dzikich nigdy by się na takie sąsiedztwo nie zdecydował.
Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, autorka książek i audycji radiowych: - Ta lecznica to wierzchołek góry lodowej, bo osób w taki sposób zarabiających na zwierzętach jest więcej. Od lat apeluję o mądre pomaganie, bo ludziom łatwo jest uwierzyć w ckliwe filmy, piękne zdjęcie, ale niech rozejrzą się po okolicy. Bo znacznie ważniejsza może się okazać pomoc np. sąsiadce, która dokarmia koty czy schronisku, które jest w naszym rodzinnym mieście. Najważniejsze jednak by dołączyć do koalicji ludzi i fundacji walczących o skuteczną walkę z bezdomnością zwierząt. Jedynie ustawa o obligatoryjnym "ubezpłodnieniu”, czyli kastracji, lub sterylizacji psów i kotów nieprzeznaczonych do reprodukcji zakończy cierpienie tysięcy niechcianych zwierząt.
Psycholożka i socjolożka dr Joanna Heidtman zwraca uwagę, że filmy i zdjęcia publikowane przez Adę, są konstruowane w taki sposób, aby wpływać na nasze emocje i decyzje, a często mogą się ocierać o manipulację. "Przez wiele osób świat zwierząt jest idealizowany, jak w bajce. Nakładamy na świat przyrody nasze moralizatorskie opowieści o uproszczonym morale i scenariuszu jak z przedszkola. Przekazy trafiają wprawdzie do dorosłych ludzi, ale bardzo często w kwestii zwierząt nie wypracowujemy dojrzałego podejścia i zatrzymujemy się na dziecięcych wyobrażeniach. Podejmujemy decyzje pozbawione krytycyzmu, weryfikacji, sprawdzania”.
Kolorowe domki, zdaniem Heidtman, to wizja z kreskówki, która antropomorfizuje zwierzę, czyli nadaje zwierzętom cechy ludzkie. "Domek, basen, to przecież wszystko, o czym marzy człowiek. Następuje projekcja – nie możemy sobie tego dać, ale damy to naszym zwierzęcym przyjaciołom. Nie zastanawiamy się, czy jest to potrzebne i odpowiednie dla tego zwierzęcia. To wynik naszego odcięcia od prawdziwego świata zwierząt, mamy z nim coraz słabszy kontakt. W zachwycie nad zwierzętami przestaliśmy szanować granice między nami a nimi. To staje się widocznym problemem”.
OD REDAKCJI:
Serwisy naszej grupy mediowej w ostatnich latach - mając na uwadze dobro zwierząt wymagających pomocy - także promowały u siebie działania fundacji “Ada”. W obliczu faktów ujawnionych przez red. Agatę Całkowską, podjęliśmy decyzję o zawieszeniu tych działań.
Janusz Schwertner, redaktor naczelny Goniec.pl