Ocalone życiorysy: tuż przed śmiercią ujawnił tajemnicę swojego życia
Choć wielu osobom wydawało się, że doskonale go znają, prawdy nie był świadomy niemal nikt. Dopiero w wieku stu lat polski aktor zdecydował się na ujawnienie tajemnicy, którą skrywał przez całe życie. Zrobił to tuż przed śmiercią. To kolejna przejmująca historia w ramach cyklu "Ocalone życiorysy".
Polski aktor przez całe życie skrywał sekret. Ujawnił go w wieku 100 lat
Gdy widmo II Wojny Światowej powoli zaczęło odchodzić w zapomnienie, on - wówczas młody i głodny życia młodzieniec - postanowił zacząć spełniać swoje marzenia. Jednym z nich było występowanie na scenie, co dzięki wrodzonemu talentowi aktorskiemu nie było niemożliwe. Z biegiem lat oprócz raczenia widowni swoim zawodowym sznytem, dał się poznać także jako pisarz, felietonista i dziennikarz.
Przez cały ten czas skrywał sekret, o którym wiedzieli tylko jego najbliżsi współpracownicy z teatru. Poza te kręgi nie wyszła wiadomość, którą ujawnił tuż przed śmiercią. Witold Sadowy zmarł 15 listopada 2020 roku, ostatnie lata spędziwszy w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. W reportażu, który był poświęcony jego wieloletniemu dorobkowi, zdecydował się na odważne wyznanie, którym zadziwił nie tylko wiernych fanów, ale także krajowe i zagraniczne media. Co ujawnił?
Ocalone życiorysy: Wypił litra i zmarł. Wszyscy wątpili w przypadek100-letni Witold Sadowy wyznał, kim był naprawdę. "Jestem dumny"
W dokumencie "Sto lat Witolda Sadowego" pozwolił sobie na publiczną deklarację, której przez całe swoje życia z różnych względów bardzo się obawiał. Zwłaszcza że w latach jego młodości odbudowujące się po wojnie, a potem pochłonięte topornym komunizmem społeczeństwo było wyjątkowo konserwatywne. Popularny aktor przed kamerami TVP Kultura powiedział wprost całą prawdę o sobie.
Jestem dumny z tego, że byłem uczciwym człowiekiem. Niczego nie żałuję. Nie ożeniłem się... Jestem gejem - zdradził.
O jego słowach rozpisywały się media w Polsce, całej Europie, a nawet za oceanem. Na jeszcze więcej kulis swojego tajemnego życia zdecydował się w kolejnym wywiadzie. Wówczas opowiedział o tym, jakie nieprzyjemności spotykały go jako osobę homoseksualną. Okazało się, że jeden ze znanych niegdyś reżyserów (Leon Schiller) pozwalał sobie na niezbyt przyjemne określenia względem artysty, którego wcześniej sam zaprosił do współpracy w Teatrze Polskim, m.in. do sztuki "Na dnie".
Nazywał mnie "Wsadowym", bo byłem gejem, ale wtedy o homoseksualizmie się nie mówiło tak jak teraz. Zresztą co ludzie o tym wiedzą? - pytał retorycznie na łamach Vivy.
Witold Sadowy miał towarzysza, z którym w tajemnicy przed światem żył przez dekady. Jaki mężczyzna zdołał skraść jego serce?
Witold Sadowy wyznał, że jest gejem. Kim był jego partner?
Był rok 1942. Przyszli partnerzy przypadkiem poznali się w popularnej stołecznej klubo-kawiarni "U Aktorek". Gdy spojrzeli sobie w oczy, od razu zdali sobie sprawę, że nie będzie to tylko przelotna znajomość, a miłość aż po grób. I rzeczywiście tak było. Mimo tego, że w środowisku aktorów nie jest to normą, dla zakochanego Witolda Sadowego wierność nie była żadnym wyczynem, a pobocznymi romansami nie interesował się w ogóle.
Ja się nie puszczałem! Miałem całe życie swego Janka i byłem z nim szczęśliwy. Kochaliśmy się - akcentował stulatek.
Jan Ryżowy był inżynierem i pochodził spoza grona, w którym działał jego oblubieniec. Do emerytury pracował jako szef dużego przedsiębiorca, był też poliglotą.
Janek był towarzyszem wszystkich najważniejszych wydarzeń z mojego życia, dzielił ze mną sukcesy i porażki, razem zwiedziliśmy cały świat - można było przeczytać w Vivie.
Uczucie, którym mężczyźni zapałali do siebie w kawiarni, trwało aż po kres ich dni. Gdy życiowy towarzysz zaniemógł i miał problemy ze zdrowiem, Witold Sadowy wiernie trwał u jego boku aż do 14 października 1996 roku. To wtedy, jak wspominał, "zakończył się najszczęśliwszy etap jego życia". Borykający się z demencją partner był ostatnią bliską mu osobą.
Jego śmierć dobiła mnie kompletnie. (…) Pochowałem go na cmentarzu prawosławnym na Woli, w grobie rodzinnym. Towarzyszyły mu tłumy, a wśród nich moi przyjaciele z teatru, którzy go znali i szanowali - mówił w książce "Przekraczam setkę".