Nikt nie wierzył w samobójstwo piłkarza. Zapadł wyrok, który poruszył włoskich fanów piłki nożnej
18 listopada 1989 roku zespół Cosenza doświadczył tragedii. Jeden z piłkarzy, Denis Bergamini grający jako pomocnik, miał popełnić samobójstwo. A przynajmniej tak relacjonowała jego ówczesna partnerka. Najbliżsi zmarłego szybko zaczęli jednak kwestionować jej wersję wydarzeń - rodzina była nawet wręcz przekonana, że do jego śmierci ktoś musiał się przyczynić.
Po latach w 2017 roku ekshumowano ciało Denisa i zdecydowano się wznowić śledztwo, którego efektem jest 16 lat więzienia dla byłej partnerki piłkarza Isabelli Internò według wyroku sądu pierwszej instancji. Sąd uznał, że kobieta udusiła członka klubu Cosenza. Tobias Jones w swojej najnowszej książce „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” przedstawił historię i tajemniczą śmierć Bergaminiego.
Włoski sport narodowy
Włosi żyją piłką nożną jak nikt inny. Włoskie kluby są w czołówce najlepszych na całym świecie. W samej europie Włochy są na drugim miejscu pod względem ilości zdobytych oficjalnych tytułów, zaraz za Hiszpanią. Nic więc dziwnego, że społeczeństwo tak żywiołowo podchodzi do najbardziej popularnego sportu na Ziemi.
Tobias Jones jest pisarzem, który na swoim koncie ma wiele nagród. Choć pochodzi z Wielkiej Brytanii, dużą część swojej twórczości poświęca Włochom. Jego najnowsza publikacja jest nie tyle o włoskiej piłce nożnej, ile o ludziach wokół niej.
„Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu”
W „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu” możemy poznać enigmatyczną historię śmierci Denisa Bergaminiego, piłkarza włoskiego zespołu Cosenza. Fragment, w którym autor przybliża czytelnikowi zagadkowe ostatnie dni Denisa, możecie przeczytać poniżej:
(...)
Na porannym treningu Bergamini robił wrażenie nakręconego. „Musimy wygrać – motywował partnerów. – Musimy wreszcie wydostać się z tego koszmarnego miejsca w tabeli”. Był jednak na tyle lekkoduchem, by wykręcić numer jednemu z kolegów – obciął mu końcówki wełnianych skarpet. Gdy Simoni zaprosił wszystkich na pomeczowego grilla u siebie w domu, Bergamini stwierdził, że będą świętować zwycięstwo.
(...)
W jego zachowaniu było coś, czego ludzie wokół nie rozumieli. Tego lata Bergamini znalazł się o krok od transferu do Parmy, skąd miałby znacznie bliżej do rodzinnej Emilii-Romanii. Wszystko zdawało się dopięte, ale nagle Bergamini odebrał telefon z Kalabrii i zrezygnował z przenosin. Jego bliscy odnosili wrażenie, że ktoś z Południa wywiera na niego dużą presję, jak gdyby w jakiś sposób sprawował nad nim kontrolę.
„Pomyślałem nawet, że jest szantażowany” – powiedział po latach jego ojciec.
Rzekome samobójstwo Bergaminiego
(...)
Wieczorem w dniu meczu Bergamini – zwykle najbardziej punktualny gracz w zespole – nie zjawił się na kolacji. O 19.30, gdy wszyscy siedzieli przy stole, ktoś zadzwonił do trenera Simoniego. Początkowo recepcjonistka nie przeszkadzała drużynie, bo takie dostała polecenie, ale telefon zadzwonił ponownie. Jakaś młoda dziewczyna, która przedstawiła się jako Isabella, powiedziała, że jest dziewczyną Bergaminiego i piłkarz właśnie popełnił samobójstwo, rzucając się pod ciężarówkę. Trener uznał, że to jakiś głupi żart, więc dziewczyna przekazała słuchawkę „mężczyźnie o groźnie brzmiącym głosie”, który potwierdził tę wersję wydarzeń.
(...)
Padre Fedele, nieoficjalny kapelan zespołu, pojechał do kostnicy. Towarzyszył mu Ściek, jeden z liderów ultrasów Cosenzy. Do dzisiaj wspomina szok, którego doświadczył na widok idola Cosenzy na metalowym stole. Nie chodziło o sam widok zwłok – także o to, w jakim były stanie.
„Mówili, że ciężarówka wlokła go po ziemi przez siedemdziesiąt metrów – wspomina Ściek – ale jego twarz była całkowicie czysta. Nie miał na niej choćby zadrapania”.
Na ciele piłkarza nie było śladów otarć czy skaleczeń. Jego zegarek dalej działał, złoty naszyjnik nie był porysowany, twarz bez żadnych obrażeń. Nawet na butach nie dało się zauważyć śladów uderzenia czy choćby błota z pobocza. „Ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości, że został zabity” – mówi Ściek. Nie miała ich również rodzina Bergaminiego.
„Nikt nigdy nie uwierzył w oficjalną wersję wydarzeń” – powiedziała mi Donata, siostra piłkarza.
Nowe światło w sprawie
(...)
Pod sam koniec tego mrocznego sezonu wydarzyło się jeszcze coś, co w oczach lubiących teorie spiskowe ultrasów tylko potwierdzało, że doszło do zatuszowania morderstwa. Z rodziną Bergamini skontaktowali się dwaj mężczyźni na szeregowych stanowiskach w klubie – zajmowali się sprzętem, organizowali przejazdy i załatwiali rezerwacje. Jeden z nich, Domenico Corrente, przekazał ojcu Bergaminiego buty syna. Być może był to po prostu zwykły ludzki gest, bo inne ubrania zmarłego zostały w pośpiechu spalone, a być może chodziło o to, by dać rodzinie do zrozumienia, jak bardzo mało prawdopodobna jest teoria o samobójstwie. Drugi z mężczyzn, Alfredo Rende, obiecał ojcu Bergaminiego, że po zakończeniu sezonu przyjedzie do niego i przekaże mu dodatkowe informacje na temat śmierci piłkarza.
Po ostatnim meczu pamiętnego sezonu 1989/90 – rozegranym w Trieście, gdzie padł bezbramkowy remis, co wzbudziło podejrzenia, ponieważ oba kluby potrzebowały po jednym punkcie, by uchronić się przed spadkiem – Corrente i Rende wracali do Cosenzy alfą romeo 75. Do wypadku doszło pod samym miastem, gdy mieli już za sobą 950 kilometrów, na tym samym odcinku szosy statale 106 Jonica, na którym zginął Bergamini. Samochód zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z ciężarówką. Obaj mężczyźni ponieśli śmierć na miejscu.
Fragment pochodzi z książki „Ultra. Podziemny świat włoskiego futbolu”, która ukazała się 5 czerwca nakładem wydawnictwa Sine Qua Non.