Mateusz Damięcki omal nie stracił nosa na planie. "Poróżniliśmy się"
Niedawno Mateusza Damięckiego spotkało nieprzyjemne wydarzenie podczas pracy na planie. W pewnym momencie “koledze” po fachu puściły nerwy i zrobiło się naprawdę gorąco – aktor omal nie stracił nosa. Czym podpadł?
Mateusz Damięcki słynie z perfekcyjnego przygotowywania się do ról filmowych
Mateusz Damięcki słynie z perfekcyjnego przygotowywania się do ról filmowych i niejednokrotnie płaci za to wysoką cenę. Do “Furiozy” przygotowywał się całymi miesiącami – przestrzegał rygorystycznej diety i bardzo wymagającego planu ćwiczeń. Niewtajemniczeni pewnie też nie wiedzą, że charakteryzacja zajmowała aż kilka godzin każdego dnia na planie. Musiało to być mocno wyczerpujące.
Podejście aktora do pracy i przygotowań do kolejnych ról wzbudza wiele dyskusji i kontrowersji. Tak też było i ostatnim razem – Mateusz Damięcki mógł przypłacić swój perfekcjonizm nawet okaleczeniem.
Aktor miał nieprzyjemną sytuację na planie
Mateusz Damięcki zagrał jedną z głównych ról w ekranizacji powieści “O psie, który jeździł koleją” Romana Pisiarskiego. Dlatego jednym z kluczowych zadań aktora było spędzanie czasu z tytułowym psem (owczarkiem szwajcarskim). Wiadomo, że psy są różne, mają odmienne osobowości i charaktery, a także, zupełnie jak ludzie, czasem lepsze, a czasem gorsze dni.
W jednej ze scen Mateusz Damięcki musiał zbliżyć twarz do czworonoga, jednak zrobił coś, czego ten akurat nie lubił i co mocno go rozzłościło – wszystko mogło się skończyć naprawdę źle. Artysta wykonał nagle bardzo gwałtowny ruch i psiak się wystraszył , dlatego zareagował tak a nie inaczej.
Czym podpadł Mateusz Damięcki?
- Ten przepiękny szwajcar omal nie skradł mi nosa. Na szczęście cztery pieski grały, ale tylko z jednym się poróżniliśmy troszeczkę. Ale później ustawiono naprzeciwko mnie drugiego i już było dobrze – zdradził Mateusz Damięcki podczas konferencji prasowej promującej film “O psie, który jeździł koleją”.