Katarzyna Dowbor wyremontowała jej dom. Niewiarygodne, jak wygląda dziś
"Nasz nowy dom" to program, który od lat odmienia życia najbardziej potrzebujących Polaków. Jedną z uczestniczek była Beata, która marzyła o własnej toalecie. Katarzyna Dowbor wraz z ekipą postanowiła spełnić to pragnienie. - Odmienili nasze życie. Dali nam niezłego kopa - mówi bohaterka show w rozmowie z portalem Wirtualna Polska Kobieta.
W rozmowie z portalem Wirtualna Polska Kobieta Beata zdradziła, że poznała męża i przyszłego ojca swojego w syna jako osiemnastolatka. - Kiedy wprowadziłam się do męża, były drewniane okna, które nie trzymały ciepła. Nie mieliśmy łazienki. Koło domu był wychodek, myliśmy się w misce. Chciałam dać mojemu dziecku lepsze życie - relacjonowała. Uczestniczka bardzo chciała zapewnić synowi godziwe warunki, dlatego zaciągnęła kredyty i wykonała wiele prac na własną rękę. Sytuację rodziny skomplikowała choroba męża.
"Nasz nowy dom" odmienił życie rodziny
- Zachorował na raka. Leczenie było bardzo kosztowne, zakładaliśmy zbiórki, ale i tak nie udało się go uratować. Pewnego dnia zadzwonili ze szpitala, czy przyjmę męża do domu. "Jak to, czy przyjmę? Oczywiście, że tak. To jego dom". Przez miesiąc umierał w domu, kilka szafek w kuchni zajmowały jego lekarstwa i opatrunki. Zajmowałam się nim cały czas - dodawała rozmówczyni portalu Wirtualna Polska Kobieta.
Dom pozostawał nieocieplony, przez co w środku pojawiała się wilgoć, a stan instalacji elektrycznej był krytyczny. Fatalne warunki mieszkaniowe sprawiały, że syn Beaty był szykanowany przez rówieśników. Pomogła Katarzyna Dowbor.
- Myślałam, że przyjechałam do pałacu. Przez pół roku po remoncie wariowałam. Jak tylko pojawiała się jakaś ryska, panikowałam. Pamiętam, że zarysował mi się zlew i bardzo to przeżywałam. W końcu przyjaciółka powiedziała: "Beata, używasz tego, więc tak się będzie działo. Wszystko się zużywa". To mnie otrzeźwiło - opowiadała uczestniczka programu "Nasz nowy dom" na łamach WP. Kobieta do dziś boryka się jednak z depresją.
Mimo choroby, odczuwa ogromną wdzięczność i motywację. - Złośliwi twierdzą, że nie da się w pięć dni odmienić czyjegoś domu i życia, że te domy są z kartonu. To nieprawda. Ekipa ciężko pracowała, to niezwykle ciepli i dobrzy ludzie - zapewnia Beata. - Wcześniej spotykaliśmy się wszyscy u mojego taty. Po jego śmierci skończyły się rodzinne zjazdy. Chcę to znowu zapoczątkować. Jestem szczęśliwa - podsumowuje.