Godnie umierać. Raport o stanie polskich hospicjów [TYLKO U NAS]
Kondycja polskich hospicjów jest dramatyczna i pogarsza się z roku na rok. Brakuje przede wszystkim pieniędzy – wycena świadczeń dedykowanych opiece paliatywno-hospicyjnej w Narodowym Funduszu Zdrowia, pomimo dwóch tegorocznych korekt, w dalszym ciągu jest daleka od skali potrzeb. W obliczu pandemii, inflacji, wysokich cen energii oraz paliwa, nakłady te są skrajnie nieadekwatne i zupełnie niewystarczające. Często brakuje wolnych łóżek, niejednokrotnie personelu posiadającego odpowiednie kwalifikacje. Dodatkowo w polskim społeczeństwie pokutuje błędne przekonanie, że hospicjum to przykra szpitalna umieralnia, a zupełnie tak nie jest. Takie miejsca najczęściej przepełnione są życiem, szacunkiem do każdej chwili, życzliwością, empatią oraz ludźmi oddanymi drugiemu człowiekowi.
Prawie jak w domu
- To nie jest moja praca, to jest moja misja – mówi pani Magdalena Stolarczyk, Dyrektor Hospicjum Stacjonarnego Św. Józefa w Warszawie . - Każdy w życiu jest do czegoś stworzony, powołany, ja uważam, że jestem właśnie do tego powołana. Każdy człowiek bez wyjątku ma prawo, żeby godnie chorować, żeby mu w tym pomóc, ulżyć i żeby miał "komfort chorowania". To jest może absurdalne, ale prawdziwe. Uważam, że to jest jedna z najcięższych dziedzin medycyny. W opiece paliatywnej pracują zazwyczaj osoby, które naprawdę czują powołanie i są pełne empatii – dodaje.
Hospicjum Św. Józefa niekoniecznie sprawia wrażenie obiektu, w którym znajdują się osoby w stanie terminalnym. Na korytarzu sporo osób, ktoś właśnie przyniósł ciasto, parzy kawę, słychać pogodną rozmowę, w tle gra telewizor.
Przy wejściu do jednej z sal spotykam Sebastiana. Spośród innych pacjentów wyróżnia go stosunkowo młody wiek. Patrzy na mnie spokojnym wzrokiem, z uśmiechem. - Co pan dzisiaj ma w planach? – pytam. - Byłem na rehabilitacji od samego rana, a teraz pilnuję pacjentów, bo sam zdrowieję i skoro jestem w pełni możliwości to pomagam jak mogę – odpowiada mój rozmówca.
- To miejsce? Na początku było dziko. Byłem nieprzyzwyczajony, nieoswojony, ale powiem szczerze, teraz jest prawie jak w domu. W grudniu, przed świętami pójdę do siostry na święta – tłumaczy Sebastian. - Sporo ludzi poznałem tu w międzyczasie, ale większość odeszła - ja już jestem tutaj pół roku.
"Sytuacja dobra nie jest"
Dużo osób w naszym kraju niekoniecznie zdaje sobie sprawę z faktycznego charakteru takich miejsc, tkwiąc w nieprawdziwych przekonaniach o ich smutnym i ponurym charakterze. Panią dyrektor pytam o stereotypy.
– Często rodziny pacjentów, którzy trafiają do hospicjum mają wyrzuty sumienia, borykają się z dużym problemem wewnętrznym - "chciał(a)bym opiekować się w domu, a musiałem(am) oddać do hospicjum" i przychodzą płacząc. A to nie jest tak i nie chodzi tu o "oddawanie" kogokolwiek. Odwiedziny są możliwe siedem dni w tygodniu, a hospicjum zapewnia odpowiednią opiekę, komfort, fachowość, jednocześnie dając najbliższym możliwość skoncentrowania się na sprawach najważniejszych - obecności, poukładaniu spraw, odpowiednim nastawieniu – tłumaczy dyrektorka warszawskiego hospicjum.
Tutejszy oddział liczy 48 łóżek. W planach jest otwarcie drugiego piętra, które ma posłużyć pacjentom. Staram się ustalić jak wyglądają kwestie fundamentalne - finanse i kadry.
- Sytuacja dobra nie jest – oznajmia Magdalena Stolarczyk. - Ale to często zależy od źródła finansowania . Niektóre hospicja funkcjonują w ramach NFZ, niektóre są jednostkami społecznymi, mają status fundacyjny. My mamy to szczęście, że w pełni bazujemy na środkach pochodzących z refundacji. Opieka paliatywna jest bardzo specyficzną dziedziną, stąd duże wyzwanie pod względem kadr . Personel medyczny woli często iść do szpitala, domu opieki, gdzie wychodzi się z oddziału i często się zapomina, gdzie nie ma takiego obciążenia psychicznego – podkreśla moja rozmówczyni.
"Bez darczyńców byłoby to wszystko ciężko zrealizować"
Trafiam do miejsca, gdzie właśnie powstaje Hospicjum Sióstr Felicjanek im. bł. Hanny Chrzanowskiej w Warszawie . Piękny zabytkowy obiekt niejako schowany przed zgiełkiem miejskim. Pierwsi pacjenci mają tu trafić na dniach - 1 grudnia 2022 r. Rozmawiam z Joanną Cudziło, managerką ds. marketingu i fundraisingu , odpowiedzialną za pozyskiwanie środków finansowych na rzecz hospicjum. Pytam o proces powstawania placówki hospicyjnej.
- Znajdujemy się w budynku, w którym jest zakład dla chronicznie chorych kobiet, w którym posługują siostry zakonne. Pomysł utworzenia hospicjum zrodził się w głowie właśnie jednej z sióstr. Idea przerodziła się w konkrety, ponieważ dwa lata temu, 7 października 2020 roku nasze hospicjum otrzymało statut i zaczęły się prace, polegające głównie na remoncie generalnym 2 pięter obiektu, które Siostry przekazały na rzecz powstającej placówki. W międzyczasie kwestie niezbędnych pozwoleń no i oczywiście pieniędzy – opisuje.
- Hospicjum będzie bezpłatne, więc musieliśmy uzbierać na tyle środków, żeby zachować ciągłość pracy przez kilka miesięcy. Gdybyśmy chcieli otworzyć hospicjum komercyjne, to bylibyśmy gotowi ponad pół roku wcześniej – dodaje moja rozmówczyni.
Dopytuję przedstawicielkę hospicjum o dokładne koszty prowadzenia jednostki hospicyjnej. - Mamy dwanaście łóżek. Przy pełnym obłożeniu, w ramach NFZ otrzymamy szacunkowo ok. 150 tys. zł. wsparcia. Z kolei miesięczne prowadzenie palcówki wynosi ok. 220 tys. zł, co oznacza, że potrzebujemy dodatkowo 70- 80 tys zł. miesięcznie uzbieranych od darczyńców indywidualnych i firm – stwierdza managerka. Chwilę milczymy, po czym dodaje: - Nie chcemy narzekać, bo to nie o to chodzi, ale bez darczyńców byłoby to wszystko ciężko zrealizować. W zasadzie jest to niemożliwe – podsumowuje.
Życie w czystej postaci
Wraz z Joanną Cudziło idziemy obejrzeć czekające na pacjentów sale. Wnętrza utrzymane są w ciepłych barwach. Schludnie i przytulnie, wszystko niemal gotowe na otwarcie. Razem ze swoją rozmówczynią analizuję sytuację ekonomiczno-społeczną w Polsce jako tło do startu tak złożonej pod wieloma względami placówki. - Nie baliście się? Biorąc pod uwagę inflację, wysokie koszty energii, benzyny, nie są to najlepsze czasy –pytam.
- To prawda, ale tak naprawdę my od początku mieliśmy trudny moment, bo najpierw był wszechobecny COVID, potem wybuchła wojna, która trwa do dziś, wraz ze wszystkimi konsekwencjami. Gdybyśmy mieli czekać na dobre czasy, to moglibyśmy się nie doczekać. Jak udaje ci się wreszcie otrzymać kontrakt, o który walczysz, to nie zastanawiasz się dwa razy, bo wiesz jaki cel temu przyświeca. Dodatkowo świadomość, że w innych hospicjach kolejki sięgają nawet do 3 miesięcy sprawia, że jeszcze bardziej rośnie chęć działania – stwierdza z uśmiechem managerka.
Natrafiamy akurat na spotkanie wolontariatu. Jest około dwudziestu osób. Wszyscy są tu by pomagać, poświęcić swój wolny czas dla drugiego człowieka . - Czemu tutaj przyszłaś?– pytam Doroty, wolontariuszki.
- Byłam już wolontariuszką wcześniej, w innych miejscach. Tutaj pojawiłam się ze względu na mojego przyjaciela i tak naprawdę od samego początku bardzo mi się tu spodobało ze względu na świetną organizację oraz fajnych ludzi – odpowiada Dorota.
- Nie boisz się zetknięcia ze śmiercią? – dociekam. - Nie boję. Moja babcia umarła w ramach hospicjum domowego, wcześniej dziadek. Mogłam się z nimi pożegnać, a sama świadomość ostatnich chwil i możliwość pożegnania się, dużo daje, przede wszystkim spokoju. Naturalnie towarzyszy temu smutek, ale bez poczucia żalu, chęci cofnięcia czasu – mówi Dorota. - A jest coś, co twoim zdaniem zyskasz przychodząc tutaj? – pytam.
- Wydaje mi się, że ludzie będący na skraju, umierający mogą pokazać prawdziwą wartość życia, danej chwili. Dzięki nim dowiadujesz się, że niektórych rzeczy nie możesz przełożyć na potem. Albo będziesz w tej chwili albo już może nigdy. Paradoksalnie jest to życie w czystej postaci – tłumaczy moja rozmówczyni.