Franciszek Pieczka nie żyje. Dzieci i wnuki aktora w pięknych słowach o tym, jakim był ojcem i dziadkiem
Franciszek Pieczka zmarł w nobliwym wieku 94 lat. Przeżycie niemal wieku dało mu ogromną, życiową wiedzę na temat spraw doczesnych. W jednym z wywiadów opowiedział o szczęśliwym, lecz skromnym dzieciństwie, szalonej młodości, aktorskiej pracy i – przede wszystkim – rodzinie. Serialowy Stachu z „Rancza” w całym swoim dorobku wcielił się w niemal pięćset ról, lecz najważniejsza była dla niego rola męża, ojca i dziadka. Co sądzą o nim wnuki? Zapraszamy na sentymentalną podróż po wspomnieniach seniora polskiej kinematografii.
Franciszek Pieczka miał pięcioro wnucząt
Jak sam mówił: „ Rodzice kochają swoje dzieci naturalnie, a dziadkowie jeszcze mocniej”. W rozmowie z Barbarą Gruszką-Zych, na łamach „Gościa Niedzielnego” opowiedział o tym, jak bardzo są dla niego ważne. „ W sypialni na szafie mam torbę słodyczy i wnuki zawsze mogą do niej sięgać ”. Z rozrzewnieniem wspomina swoje młodzieńcze lata, kiedy rodzice, wychowujący go na Śląsku, nie mogli sobie pozwolić na „szkloki” i „kopalnioki” sprzedawane na odpuście. „Po południu będą tańsze” – mówili.
Teraz Pieczka jest wdzięczny Bogu za to, w jakich czasach żyje. Rzekł mówić: „ Wnuki to cały mój dorobek ”. Jako najmłodszy z sześciorga rodzeństwa doskonale wiedział, jak ważne jest utrzymanie więzi międzypokoleniowej.
- Urodziłem się na Górnym Śląsku, w Godowie nad Olzą. Po każdej Mszy niedzielnej ciotki i wujkowie siadali w altance przy naszym domu i zaczynali opowiadać. Ciotka Milka, wujek Emrych, ciotka Marta, wujek Czarnota, wujek Tekieli, jeden i drugi. Chłonęliśmy ich refleksje, czując, jak zatrzymują czas – wspomina w „Gościu Niedzielnym”.
Jako dumny dziadek doświadczał tego samego, lecz to on bawił wnuków swoimi opowieściami. Aktor cieszył się, że udało mu się stworzyć dużą rodzinę. Część jego koleżanek po fachu poświęcała się dla zawodu, czas jednak minął szybko i na starość pozostawały samotne. On jednak może cieszyć się wsparciem wspaniałej familii.
Artysta miał dwoje dzieci
Franciszek Pieczka mieszkał razem z synem i jego rodziną w domu Falenicy. Na piętrze, w oddzielonym od reszty wygodnym pokoju połączonym z sypialnią. Aktor zdradził, że w tym budynku mieszkał od 1972 roku. Przeprowadził się tutaj wraz z żoną. W tych murach wychował się również jego syn, Piotr. Córka Ilona przyszła na świat 16 lat wcześniej w Krakowie. „W ten sposób pogodziłem te miasta jak pies z kotem” – śmiał się Pieczka. Jest zadowolony z tego, że mieszka raz z opiekuńczym synem i równie dobrą synową. On jest biznesmenem, jego żona zaś pielęgniarką koordynującą w klinice okulistyki. Dwa lata temu świętowali jubileusz 25-lecia małżeństwa.
- Każde dziecko na początku chce być samodzielne, a potem się okazuje, że dom z dziadkami to najlepszy azyl – przyznał Piotr.
Codziennie rano przygotowywał domownikom herbatę, do której – jak mówiła jedna z wnuczek – lał więcej miodu, niż samej herbaty. „ Dziadek chciał osłodzić nam życie ”. Franciszek lubił ten poranny rytuał, bo czuł się potrzebny . Wnukowie to doceniali.
- Kiedy myślimy o dziadku, to nie jak o wybitnym aktorze, tylko naszym dziadku. Aż dziadku… - stwierdziła wnuczka Ala.
Franciszek Pieczka wspomina rodziców
- Dziś uświadamiam sobie, jak mój ojciec harował. Kiedy wracał z szychty, obrabiał jeszcze półtora hektara pola. Do dziś go widzę, jak idzie za pługiem zaprzęgniętym w krowy, w kamizelce od starego ubrania i z gołymi ramionami. Pcha pług tak, żeby krowy się nie zmordowały, bo musiały dać mleko. Wówczas masło szło na sprzedaż, a w domu chleb smarowało się smalcem. Smarowanie kromek ojcu smalcem, kiedy szedł na kopalnię, było obowiązkowe. Pod ziemią zawsze był jakiś procent metanu i masło by zjełczało – wspominał.
Swoją matkę, Walerię, również ma w pamięci. A zwłaszcza smaczki, jakie przyrządzała w kuchni.
- Ugotowane ziemniaki mama zawsze mieszała ze skwarkami, a każde z dzieci pierwsze próbowało się do nich dobrać. Przyrządzała też „wodzionkę” ze starego, pokrojonego chleba okraszonego wędzonym boczkiem. To był smaczny chleb, bo własnoręcznie przez nią pieczony. Widzę, jak trzyma bochen niby koło młyńskie, chwyta nóż i zanim zaczyna go kroić, robi znak krzyża – mówił aktor w wywiadzie udzielonym w wieku 91 lat.
Jak Franciszek Pieczka został aktorem?
Wspomina, że do szkoły teatralnej został przyjęty po terminie. Jakiś czas pracował w kopalni, jednak ta praca nie dawała mu żadnej satysfakcji. Postanowił pójść na studia. W zamyśle miała to być politechnika, jednak po kilku miesiącach zostawił koledze indeks i, dużo ryzykując, ruszył w poszukiwaniu aktorskich przygód do Warszawy. Trafił na przesłuchania do rektora aktorskiej uczelni, Aleksandra Zelwerowicza. Egzamin zdał w jego mieszkaniu, po uprzednim zaprezentowaniu wiersza, prozy i zwinnych, logopedycznych i łamiących język wyrazów.
Gdy po udanym angażu do szkoły artystycznej powrócił w odwiedziny do domu rodzinnego, ojciec, gdy go ujrzał, krzyknął: „ Już Cię wyciepli! ”. Gdy dowiedział się, że jego najmłodszy syn postawił na aktorstwo, nie był zachwycony. Po latach, gdy Franciszek Pieczka stał się już aktorem rozpoznawalnym, nie szczędził mu (i sobie) pochwał. „ Tak, pierona, przeca on to po mnie odziedziczył ”.
Senator w III części „Dziadów”, Dżuma w „Stanie oblężenia” Camusa, święty Piotr w „Quo Vadis” Kawalerowicza. Te role wspomina z największą sympatią – zwłaszcza tę ostatnią, którą nagrywano na wzgórzu nieopodal bazyliki św. Piotra.
- Wzruszałem się na myśl, że tam jest nasz rodak, papież Jan Paweł II – wspominał Pieczka.
Każdą ze swych ról okraszał własnymi przemyśleniami. Jego aktorskie credo brzmiało: „ Przez emocje do widza, dopiero one naciskają na klawisz poruszający intelekt odbiorcy ”.